Joe Hisaishi
Re: Joe Hisaishi
W życiu o kimś takim nie słyszałem i nie lubię gdy filmy z muzycznymi idolami są zawalane popowymi śmieciami robionymi przez innych bez związku ze scorem. Gdyby twórcy myśleli o czymś więcej niż o bycie na antenie Radia Eska, to by poprosili Joe o piosenki - gościa który już je robił z sukcesami w latach, gdy twórcy tego filmu wchodzili na baczność pod stół.
NO CD = NO SALE
Re: Joe Hisaishi
Laufey to akurat nie jest eskowa piosenkarka, ale tu znowu wychodzi na wierzch to, że nie masz pojęcia, o czym piszesz. A to, że skoro Joe dawniej komponował piosenki, to teraz też by mógł, też jest argumentem nietrafionym. Przecież teraz piosenki pisze od święta, to już nie jest artysta balansujący na granicy muzyki rozrywkowej i filmowej jak w latach 80. i 90. Niby w Leviathanie ostatnio coś tam skrobnął, ale nawet w dwóch ostatnich Miyazakich songi napisali inni. Ostatnie jego znaczące piosenki to bodajże te z "Ponyo" i "Ninokuni". 
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi
niestety recenzje fatalne
bold i beautiful nuda/rozczarowanie - jak to parafrazując tytuł piszą w reckach 
NO CD = NO SALE
Re: Joe Hisaishi
Dziś/jutro


Re: Joe Hisaishi

1. Rain 01:51
2. I'm Not 0:47
3. The Point (Bonus Track) 0:13
4. Sara and David 05:10
5. A Big, Bold, Beautiful Journey 01:23
6. The Door (Bonus Track) 01:26
7. The Lighthouse 02:28
8. Silent (Bonus Track) 02:34
9. Memory of Dad 02:36
10. High School 01:15
11. Mom Passed Away 01:32
12. To Her Mother's Side 03:07
13. Memories of Mother 02:08
14. The Balloon and the Bear 01:55
15. Earth Kiss 01:50
16. Couple Fight 00:35
17. The Accident (Bonus Track) 01:26
18. Midnight Walk 00:37
19. Two Paths 01:35
20. The Childhood Home 01:44
21. When I Was Young 01:53
22. Meet Again (Bonus Track) 01:07
23. The Risk - Laufey 03:58
24. Winter Wonderland - Laufey 02:12
25. But Beautiful - Laufey 04:32
26. Let's Dream in the Moonlight (Take 1) - Laufey 02:48
27. Let My Love Open the Door - Mitski 02:41
28. The Risk (Instrumental) - Laufey 03:58
59:21
40 minut scoru Joe, czyli jednak coś tam skomponował
Re: Joe Hisaishi
27. Let My Love Open the Door - Mitski 02:41
Re: Joe Hisaishi
Bez większych zaskoczeń. Ładny, intymny, wymuskany, kameralny score Joe, charakterystyczny dla jego twórczości z ostatnich lat. W typie "Chłopca i czapli", choć bardziej zachowawczy. Sporo fortepianu, harfy, dzwonków i skromnego aparatu smyczkowego. ale bez uniesień emocjonalnych i doniosłych tematów. W hollywoodzkim kinie taka muzyka może być swego rodzaju ewenementem, choć pod kątem dyskografii Joe niczego oryginalnego - poza jednym kawałkiem (patrz niżej) - tu nie znajdziemy. Wracać na dłużej raczej nie będę.
Polecałbym "Sarah and David", urokliwy kawałek, choć przypominający wiele wcześniejszych prac Joe.
youtu.be/_cVYYsDDGGo
Nietypowo wypada za to nagrane z Mai (to musi być jej głos) i chórem "Silent", które ciekawe, co ilustruje, bo na soundtracku wydaje się pojawiać znikąd, kompletnie inna estetyka niż pozostały score.
youtu.be/uqIqLg5RaVc
Polecałbym "Sarah and David", urokliwy kawałek, choć przypominający wiele wcześniejszych prac Joe.
youtu.be/_cVYYsDDGGo
Nietypowo wypada za to nagrane z Mai (to musi być jej głos) i chórem "Silent", które ciekawe, co ilustruje, bo na soundtracku wydaje się pojawiać znikąd, kompletnie inna estetyka niż pozostały score.
youtu.be/uqIqLg5RaVc
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi
A film póki co 41% na rotten i całkiem zabawne opinie
The film contains Burger King product placement,[19][20][21] that was characterized by critics as "cringe-in-your-seat", "rather disappointing", and "so blatant even the lead actors look like they're reconsidering their career choices
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi
też mi problem, milion filmów miało reklamy kfc czy innych fastfoodów, nawet 65 lat temu i tak kultowe jak "Goldfinger"... także czepiać się akurat takiej bzdury..
recki masowo wskazują na inne problemy..
No i szkoda, że Joe od wielu, wielu lat nie jest już zainspirowany muzyką filmową, przerzucił się na te klasyki, re-rece współczesnej czy autonomiczną muzyke. Cóż.
Liczyłem że się wysili tym razem, nowy rynek, a tu znów to samo. Na szczęście ma dorobek i jest czego słuchac wstecz
Szkoda że nastepców brak 
recki masowo wskazują na inne problemy..
No i szkoda, że Joe od wielu, wielu lat nie jest już zainspirowany muzyką filmową, przerzucił się na te klasyki, re-rece współczesnej czy autonomiczną muzyke. Cóż.
Liczyłem że się wysili tym razem, nowy rynek, a tu znów to samo. Na szczęście ma dorobek i jest czego słuchac wstecz
NO CD = NO SALE
Re: Joe Hisaishi
Imho na pewno nie jest to tak zły film jak kreują recki i RT. Ma niestety kilka wad, ale ogólnie nie żałuję tych 2,5 godz. kilka bardzo mądrych dialogów, kilka na poziomie bravo girl, i na pewno film wzbudza refleksję i zastanowienie sie nad przeszłością swojego życia i wyborów oraz zachowań wobec swoich bliskich czy dawnych miłości/znajomych.. W filmie jest oczywiście o wiele więcej piosenek, chyba z 10 więcej, puszczanych standardowo na jedną zwrotkę. Score bardzo głośno podłożony, co zaskakuje, ale wydaje mi się że jest go mniej niż na albumie.
NO CD = NO SALE
Re: Joe Hisaishi
Bardzo prawdopodobne, bo na albumie jest sporo bonusów, których w filmie pewnie nie ma.W filmie jest oczywiście o wiele więcej piosenek, chyba z 10 więcej, puszczanych standardowo na jedną zwrotkę. Score bardzo głośno podłożony, co zaskakuje, ale wydaje mi się że jest go mniej niż na albumie.
Re: Joe Hisaishi
A i scena w Burger Kingu w ogóle nie jest krindżowa, normalny dialog - jedyne co w niej śmieszy, to fakt, że Margo i Colin rzeczywiście oboje przez sekundę ze zdziwieniem przed ugryzieniem patrzą na tego cheeseburgera, bo - bez kitu
- to najładniejsza sztuka jaką widziałem ever, nawet w reklamach aż takich ładnych nie pokazują
- także dwójka aktorów ewidentnie była w szoku, jeszcze z kraju gdzie tradycja tych kanapek jest od ich dzieciństwa i wiedzą jak one normalnie wyglądają 
Za to śpiewającego musical Colina i tańczącego jednocześnie na scenie jak Chaplin w śmiesznym kapeluszu niestety nie odzobaczę - o tak, to było krindżowe
Za to śpiewającego musical Colina i tańczącego jednocześnie na scenie jak Chaplin w śmiesznym kapeluszu niestety nie odzobaczę - o tak, to było krindżowe
NO CD = NO SALE