Fatalny pseudo-przygodowy score, napisany bez wyjątku według typowej receptury muzyki a la Jerry Bruckheimer. Głośna, bez cienia wyszukania, rąbanka. I nie zmienia tego fakt, że napisał to Gregson-Williams, któremu chyba troszkę za szybko przypięto łatkę następcy Zimmera i którego to Hans wskazuje jako swojego najlepszego obok Powella ucznia

Tą muzyką mógł napisać Rabin, mógł Djawadi, mógł Zanelli, mógł ktokolwiek...
Stanowi połączenie trailerowej muzyki orkiestrowej (tzw. 'młócki' delikatnie elektronicznie zmiksowanej, że było młodzieżowo) z najbardziej chyba nużącym w historii elementem Media Ventures/RC - bliskowschodnimi stylizacjami. Gdzie tam nawet stylizacjami. To zwykłe fajansiarstwo. Fantastyczny przykład na to jak muzyka Zimmera i Co. zdegradowała się przez 10 lat od Gladiatora właśnie do Księcia Persji... Co mnie jeszcze mocno zirytowało to fakt, że Gregson-Williams (pewnie na polecenie Bruckheimera) idzie bezczelnie w stylistykę Piratów, co świetnie widać w głównym temacie. Muzyka cały czas gna do przodu, bez cienia wyszukania, wyciszenia, bez różnorodności. Muzyczny testosteron. Słabo. Bardzo. Daleko temu bardzo i do KoH i choćby Księcia Kaspiana. MCSCORE! MCSCORE! MCSCORE! A McScore'y trzeba tępić
Opinia kolesia z jednego z amerykańskich forów o m.filmowej:
"So I got the gorgeous score to Prince of Persia by the talented Harry-Gregson Williams and I loved it... it's filled with some heart-pounding action sequences, beautified with a touch of orientalism!! It's one of the year's best! "
Typowe amerykańskie ograniczenie umysłowe.