Nudnawy i rozwleczony film (3 godz bez 15 minut!) ale tu nie o tym... To pierwszy film jaki oglądałem od czasów kina niemego, który absolutnie NIE MA muzyki.

Jedyna muzyka to jakieś 20 sekund brzdękolenia na jakiejś japońskiej gitarze w tle w scenie w kantynie w porcie, oraz w kilku scenach odgłosy świerszczy (w części z nich powiedzmy że naturalne i zrozumiałe, bo akcja działa się w polach itp, w części nie, bo np w scenach w budynkach czasem też te świerszcze było słychać, nie wiadomo skąd). I tyle. Napisy końcowe zaczęły się również od świerszczy, ale nie zostałem na nich więc nie wiem co było dalej.
Totalnie nie ogarniam zatem o co chodzi z jakimś wydaniem FYC, o co chodzi z wydaniem scoru... Jedno wielkie kłamstwo. Dziadek Scorsese na starośc chyba zgłupiał. Jedyne wytłumaczenie, to że wydany score (który jest zatem concept albumem), to odrzucony score, którego w filmie nie ma w ogóle. Ale wydania FYC nie umiem wytłumaczyć. Bo w tym filmie muzyki ani efektów dźwiękowych nie ma, więc co niby akademii chcieli pokazywać? Chyba, że do Oscarów startowała jakaś wersja filmu z muzyką...
Pomyłka. Prawidłowo olany przez AMPAS tytuł.