Obejrzałem sobie to arcydzieło. Templar chyba trollował z tym, że to najlepszy film z serii. No chyba pod względem naszpikowania niedorzecznymi głupotami, to muszę przyznać, że śmiałem się często i radoścnie, bo np. na poprzedniej części byłem zbyt zażenowany na śmiech. Tutaj natomiast mieliśmy tyle idiotyzmów, fatalnych dialogów i gry aktorskiej i ułomnej logiki, że ciężko było się nie śmiać. Muszę też dodać bardzo ciekawą rzecz, jeśli chodzi o kompozycję zmierzchu: co dwie minuty mamy scenę, gdzie "bohaterka" (to słowo jest użyte na wyrost, bo podczas gdy bohaterowie innych serii fantasy narażają swoje życie, przezwyciężają słabości, są wzorami cnót wszelakich itd itp, to Bella cały dzień siedzi na dupie, a wszyscy dookoła zapierdalają, żeby jej było dobrze) dowiaduje się jakiegoś ważnego dla fabuły faktu (na tyle ważnego, że popycha cały film do przodu o pięć minut, dopóki nie dowie się kolejnego jakże istotnego faktu), wszyscy zatrzymują się w biegu, idą do biblioteki i przez 20 minut tłumaczą o co cho. Jakby tak wyglądało opowiadanie historii we Władcy Pierścieni czy w Grze o Tron, to mielibyśmy chyba po 17 godzin śmiertelnie nudnych filmów. Wspomniałem kiedyś, że być może zrecenzuję te scory - chyba nie dam jednak rady, obejrzeć tych filmów po raz drugi.
Teraz na liście moich gniotów do obejrzenia zostają jeszcze The Room i Bitwa pod Wiedniem
