A ja już byłem

Muszę się tu zgodzić z Wawrzyńcem. Rzadko kiedy dziś w filmie można poczuć magię... Dawno temu nie czułem jej szczerze mówiąc, będąc w kinie. Może dlatego, iż mimo, że film Wachowskich-Tykwera jest z pewnością ambitnym przedsięwzięciem w wymiarze karkołomnego przeniesienia takiej formy na ekran i wymiarze rozmachowo-produkcyjnym (na ekranie widać każdy dolar ze 102 milionów, które na niego wydano

), jest w nim pewna prostota, zrobiony jest klasycznie, po Bożemu, bez nadmiernych eksperymentów formalnych, bez udziwnień, bez bagażu "ważności" (Źródło, Tree of Life

.
Z początku to poszatkowanie segmentów/historii, trochę w konwencji serialu, gdzie śledzimy losy różnych bohaterów, równie ważnych dla fabuły, było trudniejsze w zaakceptowaniu, jednak gdy poszególne historie zaczęły się rozkręcać i zazębiać, poznawaliśmy lepiej bohaterów, napięcie rosło, to nawet nie przeszkadzały (w większości ciekawie przemyślane) co raz szybsze przeskoki pomiędzy nimi. Niektóre segmenty lepsze, inne gorsze. Najbardziej podobał mi się i najbardziej ujął segment futurystyczny z roku 2144. Wizja przyszłości Wachowskich połączona z emocjami, gdzieś tam nawet puka "do bram" klasyki (Blade Runner, A.I.)

. I świetna "chemia" pomiędzy Jimem Sturgessem a koreańską dziewczyną. Bardzo fajny jest też, choć mniej poważny, segment o ucieczce podstarzałych rezydentów domu opieki społecznej

Jedyny mały zgrzyt to pro-gejowska propaganda z segmentu z 1936 roku

Kupę pracy włożyli w ten film charakteryzatorzy. Jedne są ciekawie i dobrze zrobione, w innych przypadkach na usta ciśnie się WTF gdy Koreanka gra za Amerykankę z XIX w. a Halle Berry za Żydówkę

. Wszyscy aktorzy spisali się myślę dość dobrze, choć przytłumieni wydaje mi się zostali przez tą charakteryzację. Na pewno będę chciał do niego jeszcze wrócić, bo wydaje mi się, że to taka pozycja, w której jest masa rzeczy do okrycia jeszcze.
I muza. Czy jest to filmowa muzyka roku, tego jeszcze nie wiem, ale jest to muzyka, która najbardziej podoba mi się na razie w tym roku

Jej różnorodność (od elektroniki po klasykę po kliamtyczne chóry) i jej cudny temat główny, który w filmie lśni w kliku scenach swoim blaskiem i pozostaje w głowie, tak, że nuciłem go po wyjściu, i nawet teraz

Jak często nucimy dziś muzykę ze współczesnych produkcji, wychodząc z kina bądź po oglądnięciu filmu w domowym zaciszu?

Triu z Pale 3 udało się skomponować zaprawdę piękny temat główny. Muzyka ma też bardzo duży wpływ na emocjonalny odbiór filmu. Być może bez niej, niektóre banalne motywy czy sceny okazałyby się kiczowate, a tak dzięki niej niektóre sceny są po prostu eleganckie, piękne, oczywiście również przy wydatnym udziale klasowo komponowanych zdjęć/ujęć. Oczywiście najlepiej podoba mi się klasyczna strona soundtracka (niektóre aranżacje i sekwencje klasycyzują bajecznie), ale trzeba powiedzieć, że np. muzyka akcji czy też klimatyczna muzyka pod futurystyczne epizody też może się podobać. Nie jest to odtwórcza plamka ambientu i sound designu. W ogóle, myślę, że dużo pomyślunku włożono w powstanie tego soundtracku, przy takich zmianach przedstawianych w filmie epok, lokalizacji, innego wydźwięku poszczególnych historii. Będę na pewno mocno eksplorował ten soundtrack i raczej na pewno zagości na mojej półeczce, bo jest to godny kontynuuator "Pachnidła"

A "Cloud Atlas End Title" to bezdyskusyjnie (przynajmniej dla mnie) to utwór roku na razie
