Przesłuchane.
Zawsze dziwnie się czuję słuchając Dario Marianellego. Jego muzyka wręcz wymaga zachowywania się powściągliwie i bardzo, ale to bardzo elegancko. W sumie słuchanie Marianellego to jak wyjście do opery czy teatru, czy też używając języka potocznego jest to swoiste "odchamianie się". Dlatego też mam nadzieję, że mi Marek wybaczy, że podczas słuchania "Anny Kareniny" jadłem podwójna kromkę z czarnego chleba, z grzybami, ogórkiem kiszonym sałatą i sosem ziołowym?
Sama muzyka jak na Marianellego przystało jest bardzo dostojna, klasyczniejsza od klasyki, przypudrowana i bardzo arystokratyczna. Jednocześnie też mamy sporo muzyki inspirowanej rosyjskimi i ogólnie słowiańskimi (mam nadzieję, że Danielos nie skrytykuje mnie za ten zwrot) rytmami. I niestety tutaj pojawia się dla mnie problem. Może to wynika z moich kompleksów, ale nie lubię szeroko pojętej muzyki z Europy Wschodniej, szczególnie tej ludowej. Dlatego też wszelkie dudniące tuby i podśpiewujące babusieńki w chustach to nie to za czym przepadam, a wręcz powoduje dziwne poczucie wstydu.

Takie granie trochę a la Bregovic pewnie uwarunkowane jest samym filmem, co jest oczywistą oczywistością, ale jednak to nie dla mnie. I jak jakieś babunie mają mi już coś śpiewać to tylko z Iggy Popem.
Za to ta błękitnokrwista część score'u jest oczywiście pięknie piękna, ale nie zapada mi za bardzo w pamięci. I nie ma też tak silnego tematu, który by potrafił wpłynąć na mój gust prostaka i chłopa z roli jak robiła to "Jane Eyre".
Dario Marianelli to oczywiście nie moja, galicyjskiego chłopa, bajka, ale taka "Jane Eyre" bardziej mi podeszła. Na razie "Anna Karenina" wypada u mnie średnio:
Od
3/5 do
3,5/5