Wrażenia ogólnie pozytywne, ale nie da się ukryć że kompletny program słucha się ciężej niż ten świetny zestaw highlightów, który na dawnym albumie przygotował Goldsmith. Pewnie wynika to po części z mojego przyzwyczajenia do płyty Varese, ale pierwsze CD Intrady wywołuje we mnie wrażenie, jak gdyby była to seria highlightów (obecnych na Varese), poprzetykanych lepszymi lub gorszymi wypełniaczami. Płyta Stevensa jest przez to w jakiś sposób ciekawsza, bo materiał poza bootlegiem nie był dotąd dostępny.
Mimo to: dźwięk jak na dość stare nagranie jest znakomity, poza dosłownie kilkoma fragmentami nagranie wcale nie brzmi gorzej niż to z albumu Varese, ma też parę nowych zalet. Jest kilka utworów-perełek, w szczególności fajnie, że w końcu można posłuchać motywu miłosnego, obecnego dotąd tylko w suicie na jednej z goldsmithowskich kompilacji; poza tym wiele aranżacji głównych tematów (zwłaszcza w części Stevensa) jest bajeczne, co jest piękną lekcją dla współczesnych kompozytorów, jak wiele z prostym tematem można przy pomocy orkiestry uczynić.

Miłośników wielkoorkiestrowej akcji na pewno ucieszy monstrualna muzyka Stevensa do finałowego oblężenia Masady, która pięknie przeplata epicki temat rzymskiej machiny oblężniczej i tytułowy marsz.

Ogólnie w czwartym odcinku niesamowite rzeczy Stevens wyprawia (mój faworyt: Eleazar Speaks), zasłużona nominacja do Emmy.
Niemniej sądzę, że gdyby nie parcie na kompletność wydania, można by Masadę wydać w zgrabniejszy dla słuchacza sposób.