No to i dobra nota ode mnie

Na razie jedno przesłuchanie. Muzyka mocno kontemplacyjna. Trudno mi sobie ją wyobrazić raczej jako typową muzykę filmową (tak jak kino Malicka jest zupełnie a-typowe), tak jak Łukasz pisał - bardziej koncept-album. I mam wrażenie, że w większości jest to muzyka, którą Desplat stworzył jako te "impresje", które polecił mu napisać Malick jeszcze przed zobaczeniem filmu. Bo nie ma tu żadnych wyznaczników typowych dla zmian w muzyce pisanej konkretnie 'pod obraz', większość ma formę typową dla muzyki klasycznej czy też muzyki pod klasykę podchodzącą. Inna wskazówka co do mojego przypuszczenia to nazwy utworów - bardzo ogólne, mocno filozoficzne, Horner by się nie powsydził
Sama muzyka. Fajnie jest usłyszeć jak Desplat wychodzi z tej swojej comfort zone, tego auto-pilota, który mnie znudził w "King's Speech". Nawet jak używa samego fortepianu (Childhood) to jest ciekawie i emocjonalnie. Cieszę się, że Desplat zrobił też coś bardziej ryzykownego od tych swoich delikatno-subtelnych brzmień, coś bardziej dramatycznego. Czuć w muzyce napięcie, jakąś wagę i ciężar. W kilku utworach stosuje jako tło taki basowy "pomruk", który słychać często w dramatycznych ścieżkach Ennio Morricone. Fantastyczne jest "Circles", tu włącza te swoje elementy minimalistyczne w stylu Adamsa, choć w innym utworze dosłyszałem minimalizm już bardziej w stylu Glassa i jego "Godzin". W końcówce "Awakening" jest natomiast taki elektroniczny dysonans - bardzo podobny do tego jak Zimmer zaczyna ścieżkę do TTRL. Inne highlighty to "River" i "Motherhood". Pod koniec album trochę 'traci parę' i jest dużo bardziej atmosferycznie. Na pewno muza do wielokrotnego smakowania
Czy najlepszy score roku? Jakoś nie mogę tego wziąść w nawias filmówki
