Rozumiem bladu, że czytałeś moją recenzję i do niej się odnosisz, tak? Film jest elegancki, może nic szczególnie wybitnego, ale ogląda się świetnie, potrafi wzruszyć i skłonić do myślenia.

Końcowa scena - poezja.
Co do score'u - cóż mogę powiedzieć. W filmie jest sporo scen, które są ilustracyjnymi majstersztykami. Catching Butterflies ze swoim impresjonistycznym charakterem to coś prześlicznego, nie rozumiem, jak mogłeś nie zwrócić na to uwagi.

Tak samo nie rozumiem problemu ze skąpą ilustracją w początkowych scenach filmu (oglądałem go parę lat temu, więc nie pamiętam tak dokładnie co i gdzie było, więc nie wyskoczę z konkretami) - toż to typowy zabieg lat 70-tych, który sprawiał, że tym wyraźniej i dobitniej muzyka brzmiała, gdy na dobre już pojawiła się w tle, po długim okresie ciszy. Tym bardziej tutaj, gdzie sens tego zabiegu formalnego jest tak dobrze widoczny - muzycznie Goldsmith zaczyna interesować się historią dopiero od przybycia bohaterów do obozu. Bo to nie jest ścieżka o tym jak bohaterowie zostali skazani we Francji, za co zostali skazani, i w jakich warunkach dotarli do więzienia. To jest przede wszystkim ścieżka o niezłomności, o zachowaniu godności. A to nabiera sensu dopiero, gdy bohaterowie zostają zamknięci, doświadczają cierpienia, walczą lub uginają się, no i wreszcie uciekają. Stąd niby masz muzykę akcji, ale to co dominuje wraz ze zbliżającym się finałem, to refleksja, tęsknota za prawdziwą wolnością, co zresztą pięknie pokazuje ostatnia scena i utwór.
Dla mnie Papillon ma jeden z najlepszych underscore'ów wszechczasów - tyle dzieje się w pozornie "tapeciarskich" fragmentach, że tak naprawdę przez to bogactwo Goldsmith wydźwignął zwykły underscore do rangi czegoś równoważnego utworom tematycznym. Tam ani przez moment nie ma snucia, smęcenia prostymi konstrukcjami, które kreowałyby klimat i nic ponadto. Bardziej nawet za to cenię tę ścieżkę niż za sam temat przewodni. No a A Gift From the Sea to już w ogóle jest geniusz - dlaczego, napisałem dość szczegółowo w recenzji. Nawet Goldsmith rzadko kiedy przy pomocy tak subtelnych środków poruszał się między przeciwstawnymi stanami emocjonalnymi. 7 minut muzycznej opowieści. No i te tęskne, melancholijne smyczki... 5/5