Nikt się nie czepia Arnolda, że używa ghostwritera, który mu pisze 3/4 score'u, tyle.
Raczej wygląda to tak. Hans zna doskonale ludzi, którzy z nim pracują. Powiedzmy, że, nie wiem, Ramin jest doskonałym muzykiem jazzowym (zmyślam, chodzi o przykład, nie o Ramina

). Hans potrzebuje oldschoolowego kawałka jazzowego pod jakąś scenę. Co wtedy robi? Woła Djawadiego. Masz tu temat, ma wejść w tej i tej sekundzie filmu, kawałek musi być jazzowy, masz pół dnia, do roboty. Ramin idzie i robi kawałek, który potem Hans ocenia, jak wypada w filmie, czy pasuje do reszty score'u.
Kolejna rzecz, która mocno wpływa na proces Zimmera, a nawet dwie rzeczy:
Hans zaczyna projekt od zera. W przynajmniej 80% przypadków, Zimmer, który ma 1-2 miesiące na ścieżkę razem z nagraniem zaczyna od tworzenia brzmień elektronicznych. Innymi słowy, z tydzień spędza nie komponując, ale tworząc pod film bibliotekę sampli. POTEM bierze się za suitę tematyczną i nagle wychodzi, że zostaje mu 2 tygodnie na resztę. A jeszcze pewnie nie wie, gdzie da jaki temat. Dajmy mu na to 3 dni, a także próbki dostosowania.
Wada Zimmera, wielka wada - on *zawsze* zostawia wszystko na ostatnią chwilę.
I wybaczcie tego Djawadiego tam, rzuciłem pierwsze nazwisko, jakie miałem w głowie w tym momencie, chodziło o metodę pracy.