Rango - Hans Zimmer

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.

Jak oceniacie score?

1.0
0
Brak głosów
1.5
0
Brak głosów
2.0
2
17%
2.5
5
42%
3.0
2
17%
3.5
1
8%
4.0
1
8%
4.5
0
Brak głosów
5.0
1
8%
 
Liczba głosów: 12

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#76 Post autor: Tomek » pn sty 31, 2011 18:26 pm

Wawrzyniec pisze: Zresztą istnieje anegdotka, że podobno jak Kilar komponował muzykę do "Draculi" to się w Stanach dziwili, że wszystko sam robi. Nie wiem na ile to prawdziwe.
Tym bardziej trzeba to podziwiać :) Kompozytor "prawdziwy" podle Wawrzyńcowej definicji :)

Shore też przy tytanicznej pracy nad LOTR-em z ghostwriterów korzystał, nie? ;-) To właśnie prawdziwy "prawdziwy" kompozytor. Ale Shore w tym samym czasie nie brał się za inne projekty (oprócz skromnego "Spidera").

Czy Hans by tak mógł? Pewnie nie (choć ze skalą jego talentu by mógł). Bo on musi czuć się zobowiązany dla tych wszystkich Bruckheimerów branży, z którymi trzyma tak świetne kontakty i przewodzić swym nazwiskiem i doglądać tej niezliczonej ilości projektów, od Batmanów po ścieżki do gier komputerowych... Uczestniczyć we wszystkim a tak naprawdę w niczym. Poza sporadycznymi przypadkami jak "Incepcja" albo "Frost/Nixon", gdzie z uwagi na ciężar projektu robi większość sam, bo pewnie boi się, żeby mu jego pomagierzy nie zawalili czegoś.

Hans i jego manufaktura jest tak wielki koncern, który otrzymuje zlecenia na najlukratywniejsze projekty i inwestycje, działa na wielu polach i w różnych branżach. Nikt takiego nie lubi w branży, większość po cichu pogardza (pewnie też z zazdrości i zawiści, bo sami tak by chcieli), wszyscy konkurują i patrzą się na taki jako na wyznacznika standardów.

"Prawdziwy" kompozytor jest jak prywatna, mała firma, która specjalizuje się w mniejszych, bardziej wyszukanych projektach, które potrzebują indywidualnego szlifu, dokładności, precyzji, często nie-standardowych wykonań i elementu artyzmu. Taki nie zarobi kroci, ale jest poważany, ceniony, ma ustaloną markę i klasę.
Obrazek

Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7893
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

#77 Post autor: DanielosVK » pn sty 31, 2011 18:29 pm

Shore też przy tytanicznej pracy nad LOTR-em z ghostwriterów korzystał, nie?
To ironia, jak rozumiem? :P

Shore z tego co wiem, sam wszystko komponuje, a do tego w 90% przypadków dyryguje i sam orkiestruje.


P.S.
Weee, ale mam rangę! :D
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14342
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

#78 Post autor: lis23 » pn sty 31, 2011 18:34 pm

A jak pracuje Williams?

co do Zimmera to odnoszę wrażenie że On ostatnio daje tylko swoje nazwisko a sam siedzi na tronie i dyryguje tą zgrają swoich elfów-pomocników ;)

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#79 Post autor: Wawrzyniec » pn sty 31, 2011 18:35 pm

Tomek pisze:Shore też przy tytanicznej pracy nad LOTR-em z ghostwriterów korzystał, nie? ;-) To właśnie prawdziwy "prawdziwy" kompozytor. Ale Shore w tym samym czasie nie brał się za inne projekty (oprócz skromnego "Spidera").
Sam zaprzeczyłeś. A jeżeli choć jeden element zdania nie jest prawdziwy, to i całe zdanie nie jest prawdziwe. ;)
Tomek pisze:Czy Hans by tak mógł? Pewnie nie (choć ze skalą jego talentu by mógł). Bo on musi czuć się zobowiązany dla tych wszystkich Bruckheimerów branży, z którymi trzyma tak świetne kontakty i przewodzić swym nazwiskiem i doglądać tej niezliczonej ilości projektów, od Batmanów po ścieżki do gier komputerowych...
A nie można tego nazwać lojalnością zawodową. I faktu, że z paroma osoba, po prostu się Zimmer przyjaźni, a więc też trochę głupio mu niektórym odmawiać.
Tomek pisze:Uczestniczyć we wszystkim a tak naprawdę w niczym. Poza sporadycznymi przypadkami jak "Incepcja" albo "Frost/Nixon", gdzie z uwagi na ciężar projektu robi większość sam, bo pewnie boi się, żeby mu jego pomagierzy nie zawalili czegoś.
Ale właśnie w 2010 roku zrobił to co wtedy Shore. Skoncentrował się całkowicie na "Inception", gdyż to był najpoważniejszy projekt. A w reszcie pomógł wedle swoim możliwości.
Tomek pisze:"Prawdziwy" kompozytor jest jak prywatna, mała firma, która specjalizuje się w mniejszych, bardziej wyszukanych projektach, które potrzebują indywidualnego szlifu, dokładności, precyzji, często nie-standardowych wykonań i elementu artyzmu. Taki nie zarobi kroci, ale jest poważany, ceniony, ma ustaloną markę i klasę.
Pamiętam jak David Yates (ten od spieprzonych "Harrych Potterów") chwalił kiedyś Nicholasa Hoopera, że lubi z nim pracować, gdyż on posiada skromne studio, zaraz obok domu i panuje tam taka miła atmosfera, zdecydowanie lepsza od tych w wielkich studiach itd. A jak tego efekt mieliśmy, to wiadomo. :roll:
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Arthur
Nominacja do odkrycia roku
Posty: 1135
Rejestracja: śr paź 20, 2010 21:16 pm
Lokalizacja: Pzn

#80 Post autor: Arthur » pn sty 31, 2011 18:36 pm

I może dlatego Hansa Zimmera nawet za lat 20 nie będzie można nazwać Gigantem (w odniesieniu do posta Tomka)
Ostatnio zmieniony pn sty 31, 2011 18:38 pm przez Arthur, łącznie zmieniany 1 raz.
Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli. - Albert Schweitzer

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9347
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#81 Post autor: Paweł Stroiński » pn sty 31, 2011 18:38 pm

Tomek pisze:Interesujące, choć nie dla mnie. Jestem staroświecki, staromodny, pewnie zacofany ale wierzę w jednolitą wizję artystyczną kompozytora. Oczywiście tylko bardzo utalentowani twórcy mogą sobie na to pozwolić. Ci mniej muszą się posługiwać asystentami, ghostwriterami i additional composerami. Jedni mają dwóch, inni kilku, inni jak Zimmer zarządzają zwykłą manufakurą, zakładem przemysłowym.

Najbardziej rozwaliły mnie informacje Pawła o konkursach dla ghostwriterów :roll: Dobrze, że istnieje jeszcze muzyka filmowa poza studiem Zimmera, RCP i innymi podobnymi tworami...
1. Kawałek na "konkurs" raczej nie jest do danego filmu

2. Tak? To dlaczego ghostwriterów ma na przykład Danny Elfman, z czego co najmniej jeden z nich jest członkiem Remote Control? (TJ Lindgren). Brian Tyler zwinął z RCP Matthewa Margesona, który podobno napisał z pół Rambo. O tym, że wczesne ścieżki Arnolda w zasadzie w połowie były Dodda już mówić nie będę, a to są opinie powszechne i nie wiem, czy nie potwierdzone. JNH też ma swoich ghostwriterów, Stu Thomas, Chris P. Bacon, czy "ukradziony" Hansowi Ryeland Allison (perkusista)

Tutaj jedna rzecz, w dawnych latach, jeśli był ghostwriting, to raczej robił to orkiestrator. Nie będę podawał popularnego przykładu Alfreda Newmana, który czasem się podpisywał pod score, do którego nawet tematu nie stworzył. Podam dwa przykłady uwielbianych kompozytorów, o których by się nie podejrzewało o posługiwanie się ghostwritingiem:

Jerry Goldsmith: Kilka kawałków (nie na albumie) ze Star Treka: TMP napisał Fred Steiner i nazwisko, którego dziś nie pomnę

John Williams: Powrót Jedi i E.T. (ponoć fragment Adventures on Earth) - też Fred Steiner.

Tomku, pamiętaj, że Herrmann wpadł w panikę, kiedy mu skrócono czas z 8 do 5 tygodni i wziął do pomocy Ala Newmana. Dzisiaj masz 2 tygodnie na skomponowanie muzyki I jej nagranie. Podniecanie się King Kongiem Howarda i biadolenie Hornera o Troi nic nie znaczy, jeśli tyle czasu, co oni (no, może parę dni więcej, dosłownie) ma dzisiaj każdy kompozytor. Gadałem niedawno całkiem z jednym gościem. Pracuje on w Hollywood, nie robi wielkich filmów, ale telewizja i małe filmy niezależne, tam pracuje, ostatnio napisał score akcji, z którego jeden kawałek słyszałem.

Spytałem go naiwnie, dlaczego nikt dzisiaj nie pisze tak kreatywnie jak np. Fielding. Odpowiedź? Fielding miał 3,5 MIESIĄCA na skomponowanie 40 minut muzyki. Dzisiaj 3,5 tygodnia na 120 minut to wielki luksus. Jak tu być kreatywnym i jak tutaj poradzić sobie samemu? Weź pod uwagę zmiany w procesie i nawet terminarzu postprodukcji. Muzyka jest na końcu nawet po efektach specjalnych, nad którymi pracują pewnie ze 3 miesiące.

I odpowiedź na pytanie, po co Zimmer bierze tyle projektów. Nie tylko dla kasy. Po pierwsze, w Hollywood odmowa nie jest zbyt tolerowana (co się stało z karierą Poledourisa, po tym jak zaczął odmawiać kina akcji, by się wziąć za ambitniejsze rzeczy? Gdzie przez ostatnich 9 lat był śp. John Barry?). Po drugie, Zimmer wiele projektów, które bierze po prostu oddaje innym.

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9347
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#82 Post autor: Paweł Stroiński » pn sty 31, 2011 18:39 pm

Tomek pisze:
Wawrzyniec pisze: Zresztą istnieje anegdotka, że podobno jak Kilar komponował muzykę do "Draculi" to się w Stanach dziwili, że wszystko sam robi. Nie wiem na ile to prawdziwe.
Tym bardziej trzeba to podziwiać :) Kompozytor "prawdziwy" podle Wawrzyńcowej definicji :)

Shore też przy tytanicznej pracy nad LOTR-em z ghostwriterów korzystał, nie? ;-) To właśnie prawdziwy "prawdziwy" kompozytor. Ale Shore w tym samym czasie nie brał się za inne projekty (oprócz skromnego "Spidera").

Czy Hans by tak mógł? Pewnie nie (choć ze skalą jego talentu by mógł). Bo on musi czuć się zobowiązany dla tych wszystkich Bruckheimerów branży, z którymi trzyma tak świetne kontakty i przewodzić swym nazwiskiem i doglądać tej niezliczonej ilości projektów, od Batmanów po ścieżki do gier komputerowych... Uczestniczyć we wszystkim a tak naprawdę w niczym. Poza sporadycznymi przypadkami jak "Incepcja" albo "Frost/Nixon", gdzie z uwagi na ciężar projektu robi większość sam, bo pewnie boi się, żeby mu jego pomagierzy nie zawalili czegoś.

Hans i jego manufaktura jest tak wielki koncern, który otrzymuje zlecenia na najlukratywniejsze projekty i inwestycje, działa na wielu polach i w różnych branżach. Nikt takiego nie lubi w branży, większość po cichu pogardza (pewnie też z zazdrości i zawiści, bo sami tak by chcieli), wszyscy konkurują i patrzą się na taki jako na wyznacznika standardów.

"Prawdziwy" kompozytor jest jak prywatna, mała firma, która specjalizuje się w mniejszych, bardziej wyszukanych projektach, które potrzebują indywidualnego szlifu, dokładności, precyzji, często nie-standardowych wykonań i elementu artyzmu. Taki nie zarobi kroci, ale jest poważany, ceniony, ma ustaloną markę i klasę.
Słyszałem anegdotę, opowiadaną przez gościa z Abbey Road, który pracował przy score, że Shore pisał fragment kawałka i wpisywał INSERT THEME HERE. A potem podpisał wszystko sam. Jak mówię, mówił to facet, który pracował dość blisko Shore'a w studiu. Nazwisko podam tylko na privie.

Frost/Nixona i Incepcję zrobił głównie sam nie dlatego, że projekt taki ważny czy ciężki, ale z tego prostego powodu, że Ron Howard i Christopher Nolan to jego dobrzy kumple. Tyle. To samo z Verbińskim. Przy Piratach pracowało pół Hollywood tylko i wyłącznie dlatego, że ścieżka odniosła sukces i działała w filmie, więc pewnie uznał, że metoda działała.

Zimmer może i talent ma wielki, ale nie ma wiedzy. Nie byłby sam w stanie rozpisać na orkiestrę Gladiatora (jego wymówką jest lęk, czy daną partię da się wykonać. Na keyboardzie zagra wszystko, a trochę boi się, że wyjdzie poza rejestr (chociaż w Kodzie da Vinci przez pomyłkę, jak mówi, napisał partię na sopran o pół tonu za wysoko, Plitman podołała, więc napisał partię chóru basowego o pół tonu za nisko. I też sobie poradzili, ale to śpiewacy).

Jego przywiązanie do pomagierów bierze się, jak sądzę, z dwóch rzeczy. Po pierwsze, sam tak zaczynał u Myersa (i jako dowód wdzięczności jako pierwszy zaczął ich podpisywać, co podobno zrewolucjonizowało sposób pisania kontraktów w Hollywood, dlatego np. teraz Elfman ma additional music też podawane - a propos, Powell też korzysta z ghostwritingu). Po drugie, ten facet to rockman. Tam cały zespół aranżuje kawałek podczas nagrania. To przeniósł to do kina.
Ostatnio zmieniony pn sty 31, 2011 18:48 pm przez Paweł Stroiński, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#83 Post autor: Wawrzyniec » pn sty 31, 2011 18:40 pm

czoug pisze:I może dlatego Hansa Zimmera nawet za lat 20 nie będzie można nazwać Gigantem.
Nie prawda. Za 20 lat nikogo nie będzie interesowała i zresztą teraz po za małą grupką, nikogo nie interesuje proces powstawania muzyki, tylko ja ona jest.
I czy Wam to się podoba, czy nie to Hans Zimmer będzie się do tych tzw. "Gigantów" zaliczał. Już dzięki "The Thin Red Line", czy też "Gladiatorowi" może się zaliczać do tzw. "mniejszych 'Gigantów" (wiem dziwne i nielogiczne słowo).
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Arthur
Nominacja do odkrycia roku
Posty: 1135
Rejestracja: śr paź 20, 2010 21:16 pm
Lokalizacja: Pzn

#84 Post autor: Arthur » pn sty 31, 2011 18:51 pm

Tomek pisze:I odpowiedź na pytanie, po co Zimmer bierze tyle projektów. Nie tylko dla kasy. Po pierwsze, w Hollywood odmowa nie jest zbyt tolerowana (co się stało z karierą Poledourisa, po tym jak zaczął odmawiać kina akcji, by się wziąć za ambitniejsze rzeczy? Gdzie przez ostatnich 9 lat był śp. John Barry?). Po drugie, Zimmer wiele projektów, które bierze po prostu oddaje innym.
W takim razie zmierza nieubłaganie w stronę zagłady i to w imię dobrych relacji zawodowych- o których za 30 lat będą wspominać tylko recenzenci.
Niestety widać coraz bardziej jak kapitalizm niszczy jakość w Hollywood.

edit1
Doszliśmy do tych samych "przyszłych faktów" ale różnią nas wnioski, bo:
Za 20 lat nikogo nie będzie interesowała i zresztą teraz po za małą grupką, nikogo nie interesuje proces powstawania muzyki, tylko ja ona jest.
No właśnie i ludzie patrząc w bibliografię będą widzieli no 2 dobre scory a 1 b. dobry/rock i będzie to zasługa TYLKO i wyłącznie Hans'a(o ghostach nikt nie pamięta i pamiętać nie będzie).
Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli. - Albert Schweitzer

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#85 Post autor: Tomek » pn sty 31, 2011 21:14 pm

DanielosVK pisze: To ironia, jak rozumiem? :P
Oczywiście, że ironia :)
DanielosVK pisze:Shore z tego co wiem, sam wszystko komponuje, a do tego w 90% przypadków dyryguje i sam orkiestruje.
Jak Morricone. Tego typu stachanowcy są już raczej na wymarciu niestety.
lis23 pisze:A jak pracuje Williams?
Bardzo podobnie. Tzn. ma orkiestratorów, ale według ich wypowiedzi, jego zapisy nutowe są bardzo szczegółowe i orkiestratorzy nie mają wiele roboty. Dlatego też nie wymienia ich nigdy na wydaniach płytowych, bo uważa, że to on jest autorem muzyki, ich praca jest odtwórcza.

Chociaż sam się zastanawiam ile w tym prawdy, bo słuchałem taką promocyjną składankę Conrada Pope'a, pierwszego orkiestratora Williamsa, i 90% muzyki brzmiało jak wykapany Williams...
Wawrzyniec pisze:Sam zaprzeczyłeś. A jeżeli choć jeden element zdania nie jest prawdziwy, to i całe zdanie nie jest prawdziwe. ;)
Prawdziwa jest "prawdziwość" Shore'a - to na pewno :D Z prawdziwością (ale to Twój termin - pamiętaj o tym :D) chodziło mi o to, że Shore zrobił to wszystko sam, a że jednego "Spidera" ekstra zrobił to chyba nie grzech.
Wawrzyniec pisze:A nie można tego nazwać lojalnością zawodową. I faktu, że z paroma osoba, po prostu się Zimmer przyjaźni, a więc też trochę głupio mu niektórym odmawiać.
Oczywiście. Ale czy on musi za to wszystko się brać? I siedzieć potem do 6:00 rano w studiu? :D Goldsmith miał propozycję od Donnera zilustrowania "Supermana". Nie powiedział: "Dick nie ma sprawy, jakoś wcisnę to pomiędzy "Ucieczkę Logana", "Star Treka" i "Wielki napad na pociąg" i jakoś to napiszę", ale był zajęty, podziękował i poproszono wtedy Williamsa :)
Wawrzyniec pisze:Ale właśnie w 2010 roku zrobił to co wtedy Shore. Skoncentrował się całkowicie na "Inception", gdyż to był najpoważniejszy projekt. A w reszcie pomógł wedle swoim możliwości.
No ale nie porównujmy skali "Incepcji" z "LOTR-em" pod względem muzycznym ;-)
Wawrzyniec pisze:Pamiętam jak David Yates (ten od spieprzonych "Harrych Potterów") chwalił kiedyś Nicholasa Hoopera, że lubi z nim pracować, gdyż on posiada skromne studio, zaraz obok domu i panuje tam taka miła atmosfera, zdecydowanie lepsza od tych w wielkich studiach itd. A jak tego efekt mieliśmy, to wiadomo. :roll:
Być może. Żadnego z Potterów Hoopera nie słuchałem. Powiedzmy, że masz tu dobry argument :)

PS. Paweł do Twoich postów odniosę się troszkę później.
Obrazek

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14342
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

#86 Post autor: lis23 » pn sty 31, 2011 22:44 pm

Jak Morricone. Tego typu stachanowcy są już raczej na wymarciu niestety.
Ogólnie odnoszę wrażenie że cała muzyka filmowa jako sztuka jest " na wymarciu " i staje się coraz bardziej " użytkowa ",tapeciarska,żeby tylko była ale już nic sobą reprezentować nie musi,niestety. :?

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#87 Post autor: Tomek » pn sty 31, 2011 23:07 pm

Paweł Stroiński pisze: 2. Tak? To dlaczego ghostwriterów ma na przykład Danny Elfman, z czego co najmniej jeden z nich jest członkiem Remote Control? (TJ Lindgren). Brian Tyler zwinął z RCP Matthewa Margesona, który podobno napisał z pół Rambo. O tym, że wczesne ścieżki Arnolda w zasadzie w połowie były Dodda już mówić nie będę, a to są opinie powszechne i nie wiem, czy nie potwierdzone. JNH też ma swoich ghostwriterów, Stu Thomas, Chris P. Bacon, czy "ukradziony" Hansowi Ryeland Allison (perkusista)
Ale ja nie twierdzę, że tak nie jest. Howard, Elfman, to nowocześni kompozytorzy, którzy też mają nawał pracy i pewnie jakieś pomniejsze sekwencje mogą zostawiać do "dopisania" jakiemuś pomagierowi. Jednak nie ma tu sytuacji (i nie wierzę że taka jest), że odwalają temat-dwa, sygnują projekt swoim nazwiskiem i są happy, co najczęściej zdarza się w przypadku Hansa. Chyba nie pozwala im na to etyka twórcza, pewnie też własne ego. Z Hansem jest chyba nieco inaczej - on jest z tego happy, nawet się tym chwali. Tylko nie wiem czy to dobry pomysł i czy daje to zamierzony efekt --> czytaj: np. brak stylistycznej spójności dajmy na to jakiejś ścieżki, lub jej taka anonimowość, że da się wyczuć brak właśnie...Hansa.

Ja nie mam czasu ani chęci (ani mnie to nie interesuje za bardzo) tak jak Ty śledzić zakulisowych transferów jakichś asystentów, orkiestratorów, pomocników, czy też jak Ty mieć informacje z pierwszej ręki, więc trudno mi się odnieść do tych wszystkich rewelacji, które podajesz. A co do Margesona, który napisał połowę "Rambo" to by mnie nawet nie zdziwiło, biorąc pod uwagę padakę jaką wypocił na rzecz "Skyline" :P
Paweł Stroiński pisze:Tutaj jedna rzecz, w dawnych latach, jeśli był ghostwriting, to raczej robił to orkiestrator. Nie będę podawał popularnego przykładu Alfreda Newmana, który czasem się podpisywał pod score, do którego nawet tematu nie stworzył. Podam dwa przykłady uwielbianych kompozytorów, o których by się nie podejrzewało o posługiwanie się ghostwritingiem:

Jerry Goldsmith: Kilka kawałków (nie na albumie) ze Star Treka: TMP napisał Fred Steiner i nazwisko, którego dziś nie pomnę
Ale to są totalnie marginalne przypadki. Przecież Goldsmith korzystał i z usług własnego syna i np. Joela McNeely (np. Air Force One). Tyle, że w skali całej twórczości są to przypadki totalnie sporadyczne. A biorąc pod uwagę skalę twórczości takiego Goldsmitha, można uznać że ich nie było a wiedzą o nich tylko najstarsi górale :D
Paweł Stroiński pisze:John Williams: Powrót Jedi i E.T. (ponoć fragment Adventures on Earth) - też Fred Steiner.
Taa...pewnie :D Od razu finał z pożegnaniem E.T. i odlotem statku :D
Paweł Stroiński pisze:Tomku, pamiętaj, że Herrmann wpadł w panikę, kiedy mu skrócono czas z 8 do 5 tygodni i wziął do pomocy Ala Newmana. Dzisiaj masz 2 tygodnie na skomponowanie muzyki I jej nagranie. Podniecanie się King Kongiem Howarda i biadolenie Hornera o Troi nic nie znaczy, jeśli tyle czasu, co oni (no, może parę dni więcej, dosłownie) ma dzisiaj każdy kompozytor. Gadałem niedawno całkiem z jednym gościem. Pracuje on w Hollywood, nie robi wielkich filmów, ale telewizja i małe filmy niezależne, tam pracuje, ostatnio napisał score akcji, z którego jeden kawałek słyszałem.

Spytałem go naiwnie, dlaczego nikt dzisiaj nie pisze tak kreatywnie jak np. Fielding. Odpowiedź? Fielding miał 3,5 MIESIĄCA na skomponowanie 40 minut muzyki. Dzisiaj 3,5 tygodnia na 120 minut to wielki luksus. Jak tu być kreatywnym i jak tutaj poradzić sobie samemu? Weź pod uwagę zmiany w procesie i nawet terminarzu postprodukcji. Muzyka jest na końcu nawet po efektach specjalnych, nad którymi pracują pewnie ze 3 miesiące.
OK, dobrze, ja rozumiem, że takie są dzisiejsze realia. Ale my nie mówimy o jakimś podrzędnym kompozytorze telewizyjnym, tylko o instytucji jaką jest Zimmer. Jakiej jakości dostajemy te 120 minut skomponowane przez 3,5 tygodnia? Pytam się o to z punktu widzenia odbiorcy/konsumenta muzyki filmowej oraz w odniesieniu do osoby postury Zimmera, najpotężniejszego kompozytora na świecie, który nie musi pisać lub przewodniczyć tylu projektom na raz.

Cały czas w tej dyskusji rozchodzi się o stosunek ilości do jakości. Na pewno zgodzisz się, że gdyby Zimmer nie był zaangażowany w tak wiele rzeczy jednocześnie, wartość jego muzyki do pewnych projektów, gdzie pozostawiony byłby samemu sobie, na pewno by wzrosła...
Paweł Stroiński pisze:I odpowiedź na pytanie, po co Zimmer bierze tyle projektów. Nie tylko dla kasy. Po pierwsze, w Hollywood odmowa nie jest zbyt tolerowana (co się stało z karierą Poledourisa, po tym jak zaczął odmawiać kina akcji, by się wziąć za ambitniejsze rzeczy? Gdzie przez ostatnich 9 lat był śp. John Barry?). Po drugie, Zimmer wiele projektów, które bierze po prostu oddaje innym.
I co to ma do rzeczy z Basilem :) Ja akurat bardzo go cenię i szanuję za tą decyzję. Nie wiesz czy przypadkiem już wtedy nie zaczęła się jego walka z chorobą i może miał dość ślęczenia nad score'ami typu "Starship Troopers". Barry przez ostatnich 9 lat był na emeryturze, może sam zrezygnował, wiek, zdrowie. Nie wiem, ja tam nie oceniam kompozytorów pod kątem tego "jaki on nie mądry był, że nie wziął tego blockbustera". Nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się jakość, wartość a nie blichtr, sukces, pierwsze strony, miliony sprzedanych płyt.
Obrazek

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#88 Post autor: Tomek » pn sty 31, 2011 23:09 pm

lis23 pisze: Ogólnie odnoszę wrażenie że cała muzyka filmowa jako sztuka jest " na wymarciu " i staje się coraz bardziej " użytkowa ",tapeciarska,żeby tylko była ale już nic sobą reprezentować nie musi,niestety. :?
Dlatego też zawsze walczę z tą właśnie mcdonaldyzacją muzyki filmowej, która wcale taka kiedyś nie była :) Wawrzyniec i Paweł tego raczej nie lubią, bo wiedzą kogo obarczam (i nie tylko ja zresztą) za taki współczesny stan rzeczy :wink:
Obrazek

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9347
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#89 Post autor: Paweł Stroiński » wt lut 01, 2011 00:01 am

Tak, właśnie finał. Mówili o tym Stromberg i Morgan w jakimś wywiadzie i jeden z orkiestratorów Giacchino.

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#90 Post autor: Tomek » wt lut 01, 2011 00:12 am

Mam rozumieć, że niejaki Fred Steiner jest odpowiedzialny za finał E.T., tak? :P :roll:
Obrazek

ODPOWIEDZ