Marek Łach pisze:Ale ja mówiłem o wybitnych aktorach, cieszących się szacunkiem w branży, a nie o najgorętszych nazwiskach. Worthington czy Depp nie są dla mnie miarą wielkości filmu.
z których paru na emeryturze albo niechcianych gdzie indziej grywa w serialach, bo już ma w dupie czy ich zaszufladkują w jakiejś roli czy nie.
Marek Łach pisze:Dlatego biorą do tego znakomitych, nagradzanych reżyserów telewizyjnych. No chyba że dla ciebie z definicji reżyser telewizyjny to byle kto.
Mniej więcej.

Albo ktoś początkujący. Spielberg też zaczynał od telewizji.
Marek Łach pisze:Zresztą to że nie stał za kamerą akurat nie oznacza, że nie miał pieczy nad całością (jak np. Matthew Weiner czy David Simon w swoich serialach).
A kto to niby jest David Simon? Jakiś drugi Stanley Kubrick, o którym nie wiem?
Marek Łach pisze:Jaki dobry argument? Carnivale tylko pokazuje, że telewizja rządzi się podobnymi prawami co kino. Jeśli film ma małą oglądalność to nie nakręcą sequela, jeśli ktoś nakręci film dla niszowego odbiorcy to nie dadzą mu nakręcić blockbustera, jeśli ktoś spartoli film to straci pozycję w branży. To tylko w Europie i to w przypadku gdy jesteś wybitnym niezależnym artystą można się wypiąć na całą otoczkę finansowo-marketingową. Akurat Carnivale było wysoko notowanym, świetnym serialem, który po prostu zbyt dużo kosztował ze względu na swoje ambicje - i HBO, prowadzące równolegle kilka innych kosztownych seriali, z niego zrezygnowało, co nawiasem mówiąc tej stacji zdarza się bardzo rzadko.
Ale kręcąc film - taki sensowny a nie jakiś blockbuster dla siusiumajtków, nie planuje się sequeli. A nawet jeśli się o nich myśli to nie przeszkadza to filmowi stanowić sensowną całość (vide taki "Conan the Barbarian" gdzie Miliusowi też była w głowie trylogia). Sequeli notabene nie lubię.
Marek Łach pisze:Film kinowy w 2-3h pokaże mi wycinek mądrości, nie ma fizycznej możliwości bycia tak wszechstronnym jak wielogodzinny, pedantyczny serial. Po prostu. Jeśli chcę poznać jedną mądrość, to film kinowy mi wystarczy, jeśli chcę zobaczyć całą panoramę - rzadko kiedy.
Zaraz mi powiesz jeszcze, że seriale TV to źródło wszelkiej wiedzy i mądrości.

Chyba na Discovery.

Film to dzieło sztuki. A nie Encyklopedia Brittanica. Seriale mogą być pieczołowicie nakręcone, ale dla mnie pozostaną w 99,99% ino rzemieślniczą robotą. Czegoś z duszą to ja szukam w kinie.
Marek Łach pisze:A dlaczego przywołuje seriale dramatyczne - bo kino dramatyczne najtrudniej nakręcić. Najtrudniej oddać prawdę o życiu, o psychice bohaterów, tak żeby to było autentyczne i przekonujące. Byle przygodówkę, western, SF czy akcyjniak nakręci pierwszy z brzegu rzemieślnik z dobrym warsztatem. Kino dramatyczne i serial dramatyczny wymaga nieporównywalnie większych umiejętności od całej ekipy. Dlatego taki gatunek jest dla mnie wyznacznikiem.
Nie zgodzę się. Jeśli masz dobry scenariusz i aktorów, to jest to łatwiej nakręcić. Nie musisz kombinować z jakimiś nieszablonowymi ujęciami, nie szukasz nowatorskich rozwiązań. Sam piszesz, że seriale ino jadą na tradycyjnych formułach.
Marek Łach pisze:Nie są rewolucyjne, owszem. Nie uświadczymy w nich czegoś na miarę finału Odysei Kosmicznej. Ale klasyczną hollywoodzką formułę (która zrodziłą dziesiątki, jak nie setki arcydzieł) doprowadzają do perfekcji - no i właśnie opowiadają o wielu problemach bez kompleksów.
Czyli szukasz w nich klasycznego hollywoodzkiego rzemiosła?
Marek Łach pisze:Ale teraz to o czym mówisz? Efekty są tylko funkcjonalne, ale to kwestie budżetu. Natomiast otoczka wizualna jest bardzo pomysłowa i starannie wykonana, a w szczególności bardzo charakterystyczna i na swój sposób unikalna.
Przecież nie oglądałeś...
A tak generalnie to myślę, że między nami jest pewna różnica oczekiwań i podejścia. Mnie po prostu nie bawi śledzenie dopieszczonej, acz rzemieślniczej roboty i 20 godzinnej opowieści o tysiącu wątków.
Tak zauważyłem jeszcze coś. Ciebie i Mystery'ego bardzo ekscytują dwie rzeczy, które mnie średnio ruszają. Seriale i bajki Pixara. Zastanawiam się nad wspólnymi cechami tychże. Wydaje mi się, że chodzi o tę hollywoodzką pedantyczność. Tych waszych seriali nie widziałem, ale bajki Pixara są dla mnie takie dopieszczone do perfekcji, ale... takie do bólu poprawne (nie w sensie poprawne, że słabe, tylko poprawne, że idealnie wpasowane w potrzeby kina familijnego, wystarczająco mądre dla dorosłych, wystarczająco dziecinne dla dzieci), są takie perfecto. Ale nie potrafię po nich powiedzieć łał, ale oryginalna, dziwna, odmienna, fascynująca produkcja... Ciekawe czy owe seriale mają to samo. Podejrzewam, że tak.