CO OSTATNIO OGLĄDALIŚCIE?

To jest miejsce gdzie można podyskutować o samych filmach. Czekamy na wasze analizy, opinie, ciekawe spostrzeżenia, no i przede wszystkim produkcje godne polecenia. Zarówno te ambitne jak i te komercyjne. Piszcie, dyskutujcie, spierajcie się, niech forum zacznie wrzeć.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#241 Post autor: Koper » sob sty 15, 2011 14:02 pm

Marek Łach pisze:Glenn Close, Steve Buscemi, John Goodman, Gabriel Byrne, Forest Whitaker.
Ale to nie są aktualnie najgorętsze filmowe nazwiska. Buscemi to w ogóle grywa tylko drugi plan w kinie, a Goodman to w TV grał jeszcze w latach 80.
Marek Łach pisze:To z paru seriali, które widziałem w 2010 roku. Niedługo będzie Dustin Hoffmann w serialu produkowanym przez Manna.
Hoffmann też już się skończył. :P
Marek Łach pisze:Pilota Boardwalk Empire reżyserował Scorsese i był producentem wykonawczym całości. Z HBO stale współpracuje nasza Agnieszka Holland.
Pilota. A resztą zostawił jakimś wyrobnikom czy chłopaczkom na dorobku, tak? Żaden z nich nie będzie się babrał w kręcenie kilku(-nastu, -dziesieciu) odcinków, bo nie mają na to chęci ani czasu.
Marek Łach pisze:Na razie są cztery i chyba negocjują piąty.
No to jeszcze nie wiesz, czy tendencja nie będzie spadkowa. :P
Marek Łach pisze:No widzisz, właśnie jest. Poczytaj to co dalej napisałem.
Dalej nie widzę. :P
Marek Łach pisze:Wiele seriali też np. rozpisane na 7 sezonów The Shield, które pięknie domyka całą spójną opowieść lepiej niż niejeden filmu. Nie ma tam ani razu wrażenia, jakoby całość nie była w ten sposób zaplanowana (bo była). Żeby sięgnąć do innego gatunku - taki sam pomysł miało Carnivale, niestety anulowane po dwóch sezonach (produkcja była zbyt droga). Dzisiaj z definicji poważne seriale twórcy planują na kilka spójnych sezonów - bo umożliwiają im to stacje telewizyjne.
No i sam mi podałeś w "Carnivale" dobry argument za kinowymi filmami.
Marek Łach pisze: Coraz więcej może konkurować. The Wire to kto wie czy nie najwybitniejsza produkcja filmowa ubiegłej dekady - u mnie na pewno top 3. Przewaga kina obecnie przejawia się tylko w dwóch kwestiach: monstrualnych blockbusterach (bo żadna stacja nie wyda 300 mln na 3h widowisko) i w kinie artystycznym (bo seriale kręcą głównie Amerykanie i mimo że wiele spośród seriali to wybitne dokonania dramatyczne, mają wciąż tę amerykańską cechę, że stawiają na pierwszym miejscu fabułę; stąd np. czegoś tak autorskiego jak filmy Tarkowskiego na razie w tv nie ma). W każdej innej telewizja ma wszelkie możliwości by konkurować i wyprzedzać kino - właśnie dlatego, że nie musi kondensować fabuły, może rozwijać postaci i osiągać maksymalny realizm na każdej płaszczyźnie. Może to być wybitny realizm otoczenia (The Wire), może być to wybitny realizm psychologiczny (In Treatment), może być to dogłębna analiza problemów społecznych (Treme). Rzucam tylko przykładami, ale każdy z tych seriali jest mądrzejszy niż 99% produkcji kinowej, bo ma KIEDY tę mądrość przekazywać. To jest siła formuły serialowej.
Dobry film kinowy w 2-3 godziny pokaże Ci tę całą mądrość. A jeszcze sporo pozostawi Twojej wyobraźni. Zresztą całyczas piszesz tylko o serialach dramatycznych, kręcących się wkoło problemów psychologiczno-społecznych. Pewnie jeszcze w realistycznej otoczce. A mnie to do szczęścia niepotrzebne. Zresztą czym te seriale konkurują? Sam to podkreślasz. Fabułą i tym, że mogą rozwijać długą historię. Niczym innym.
Marek Łach pisze:To jest myślenie o telewizji z lat 80. i 90. Dzisiaj tytani telewizji tak nie kręcą. Mamy spójne wielosezonowe historie i to stanowi o potędze telewizji.
I to dopiero jest tragedia. Histoia rozpisana na 7 sezonów. Pociąć się idzie. ;););)
Marek Łach pisze:Tak jak mówię nie oglądam za bardzo SF. Firefly miało świetny koncept wizualny, polegający na skrzyżowaniu westernu z SF. Alek pewnie mógłby się wypowiedzieć o Battlestar Galactica, które należy do ważniejszych widowisk telewizyjnych SF. Ja nie oglądałem.
Tak po fragmentach, które widziałem, to poziom takiej drugiej ligi filmu kinowego: takiego "Outlandera" czy właśnie "Skyline" i to max - jeśli chodzi o stronę wizualną.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#242 Post autor: Marek Łach » sob sty 15, 2011 14:27 pm

Koper pisze: Ale to nie są aktualnie najgorętsze filmowe nazwiska.
Ale ja mówiłem o wybitnych aktorach, cieszących się szacunkiem w branży, a nie o najgorętszych nazwiskach. Worthington czy Depp nie są dla mnie miarą wielkości filmu.
Pilota. A resztą zostawił jakimś wyrobnikom czy chłopaczkom na dorobku, tak? Żaden z nich nie będzie się babrał w kręcenie kilku(-nastu, -dziesieciu) odcinków, bo nie mają na to chęci ani czasu.
Dlatego biorą do tego znakomitych, nagradzanych reżyserów telewizyjnych. No chyba że dla ciebie z definicji reżyser telewizyjny to byle kto. Zresztą to że nie stał za kamerą akurat nie oznacza, że nie miał pieczy nad całością (jak np. Matthew Weiner czy David Simon w swoich serialach).

No i sam mi podałeś w "Carnivale" dobry argument za kinowymi filmami.
Jaki dobry argument? Carnivale tylko pokazuje, że telewizja rządzi się podobnymi prawami co kino. Jeśli film ma małą oglądalność to nie nakręcą sequela, jeśli ktoś nakręci film dla niszowego odbiorcy to nie dadzą mu nakręcić blockbustera, jeśli ktoś spartoli film to straci pozycję w branży. To tylko w Europie i to w przypadku gdy jesteś wybitnym niezależnym artystą można się wypiąć na całą otoczkę finansowo-marketingową. Akurat Carnivale było wysoko notowanym, świetnym serialem, który po prostu zbyt dużo kosztował ze względu na swoje ambicje - i HBO, prowadzące równolegle kilka innych kosztownych seriali, z niego zrezygnowało, co nawiasem mówiąc tej stacji zdarza się bardzo rzadko.
Dobry film kinowy w 2-3 godziny pokaże Ci tę całą mądrość. A jeszcze sporo pozostawi Twojej wyobraźni. Zresztą całyczas piszesz tylko o serialach dramatycznych, kręcących się wkoło problemów psychologiczno-społecznych. Pewnie jeszcze w realistycznej otoczce. A mnie to do szczęścia niepotrzebne. Zresztą czym te seriale konkurują? Sam to podkreślasz. Fabułą i tym, że mogą rozwijać długą historię. Niczym innym.
Film kinowy w 2-3h pokaże mi wycinek mądrości, nie ma fizycznej możliwości bycia tak wszechstronnym jak wielogodzinny, pedantyczny serial. Po prostu. Jeśli chcę poznać jedną mądrość, to film kinowy mi wystarczy, jeśli chcę zobaczyć całą panoramę - rzadko kiedy.

A dlaczego przywołuje seriale dramatyczne - bo kino dramatyczne najtrudniej nakręcić. Najtrudniej oddać prawdę o życiu, o psychice bohaterów, tak żeby to było autentyczne i przekonujące. Byle przygodówkę, western, SF czy akcyjniak nakręci pierwszy z brzegu rzemieślnik z dobrym warsztatem. Kino dramatyczne i serial dramatyczny wymaga nieporównywalnie większych umiejętności od całej ekipy. Dlatego taki gatunek jest dla mnie wyznacznikiem.

Konkurują fabułą, psychologią, ambicjami, pieczołowicie oddanymi realiami opowieści, świetnym aktorstwem, znakomitymi dialogami i całą znakomitą warstwą warsztatową. A przede wszystkim, te najambitniejsze seriale mówią o rzeczach niewygodnych, nie mają tych ograniczeń, które na kino nakładają obawy producentów, problemy finansowe i target na masowego widza. To raczej dużo, jak na konkurowanie w "niczym innym".

Nie są rewolucyjne, owszem. Nie uświadczymy w nich czegoś na miarę finału Odysei Kosmicznej. Ale klasyczną hollywoodzką formułę (która zrodziłą dziesiątki, jak nie setki arcydzieł) doprowadzają do perfekcji - no i właśnie opowiadają o wielu problemach bez kompleksów.
Tak po fragmentach, które widziałem, to poziom takiej drugiej ligi filmu kinowego: takiego "Outlandera" czy właśnie "Skyline" i to max - jeśli chodzi o stronę wizualną.
Ale teraz to o czym mówisz? Efekty są tylko funkcjonalne, ale to kwestie budżetu. Natomiast otoczka wizualna jest bardzo pomysłowa i starannie wykonana, a w szczególności bardzo charakterystyczna i na swój sposób unikalna.

bladerunner

#243 Post autor: bladerunner » sob sty 15, 2011 14:30 pm

pogadajcie se/ sobie na gg :D :P

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#244 Post autor: Koper » sob sty 15, 2011 14:51 pm

Marek Łach pisze:Ale ja mówiłem o wybitnych aktorach, cieszących się szacunkiem w branży, a nie o najgorętszych nazwiskach. Worthington czy Depp nie są dla mnie miarą wielkości filmu.
z których paru na emeryturze albo niechcianych gdzie indziej grywa w serialach, bo już ma w dupie czy ich zaszufladkują w jakiejś roli czy nie.
Marek Łach pisze:Dlatego biorą do tego znakomitych, nagradzanych reżyserów telewizyjnych. No chyba że dla ciebie z definicji reżyser telewizyjny to byle kto.
Mniej więcej. :P Albo ktoś początkujący. Spielberg też zaczynał od telewizji. :P
Marek Łach pisze:Zresztą to że nie stał za kamerą akurat nie oznacza, że nie miał pieczy nad całością (jak np. Matthew Weiner czy David Simon w swoich serialach).
A kto to niby jest David Simon? Jakiś drugi Stanley Kubrick, o którym nie wiem? :P
Marek Łach pisze:Jaki dobry argument? Carnivale tylko pokazuje, że telewizja rządzi się podobnymi prawami co kino. Jeśli film ma małą oglądalność to nie nakręcą sequela, jeśli ktoś nakręci film dla niszowego odbiorcy to nie dadzą mu nakręcić blockbustera, jeśli ktoś spartoli film to straci pozycję w branży. To tylko w Europie i to w przypadku gdy jesteś wybitnym niezależnym artystą można się wypiąć na całą otoczkę finansowo-marketingową. Akurat Carnivale było wysoko notowanym, świetnym serialem, który po prostu zbyt dużo kosztował ze względu na swoje ambicje - i HBO, prowadzące równolegle kilka innych kosztownych seriali, z niego zrezygnowało, co nawiasem mówiąc tej stacji zdarza się bardzo rzadko.
Ale kręcąc film - taki sensowny a nie jakiś blockbuster dla siusiumajtków, nie planuje się sequeli. A nawet jeśli się o nich myśli to nie przeszkadza to filmowi stanowić sensowną całość (vide taki "Conan the Barbarian" gdzie Miliusowi też była w głowie trylogia). Sequeli notabene nie lubię.
Marek Łach pisze:Film kinowy w 2-3h pokaże mi wycinek mądrości, nie ma fizycznej możliwości bycia tak wszechstronnym jak wielogodzinny, pedantyczny serial. Po prostu. Jeśli chcę poznać jedną mądrość, to film kinowy mi wystarczy, jeśli chcę zobaczyć całą panoramę - rzadko kiedy.
Zaraz mi powiesz jeszcze, że seriale TV to źródło wszelkiej wiedzy i mądrości. :P Chyba na Discovery. ;)
Film to dzieło sztuki. A nie Encyklopedia Brittanica. Seriale mogą być pieczołowicie nakręcone, ale dla mnie pozostaną w 99,99% ino rzemieślniczą robotą. Czegoś z duszą to ja szukam w kinie.
Marek Łach pisze:A dlaczego przywołuje seriale dramatyczne - bo kino dramatyczne najtrudniej nakręcić. Najtrudniej oddać prawdę o życiu, o psychice bohaterów, tak żeby to było autentyczne i przekonujące. Byle przygodówkę, western, SF czy akcyjniak nakręci pierwszy z brzegu rzemieślnik z dobrym warsztatem. Kino dramatyczne i serial dramatyczny wymaga nieporównywalnie większych umiejętności od całej ekipy. Dlatego taki gatunek jest dla mnie wyznacznikiem.
Nie zgodzę się. Jeśli masz dobry scenariusz i aktorów, to jest to łatwiej nakręcić. Nie musisz kombinować z jakimiś nieszablonowymi ujęciami, nie szukasz nowatorskich rozwiązań. Sam piszesz, że seriale ino jadą na tradycyjnych formułach.
Marek Łach pisze:Nie są rewolucyjne, owszem. Nie uświadczymy w nich czegoś na miarę finału Odysei Kosmicznej. Ale klasyczną hollywoodzką formułę (która zrodziłą dziesiątki, jak nie setki arcydzieł) doprowadzają do perfekcji - no i właśnie opowiadają o wielu problemach bez kompleksów.
Czyli szukasz w nich klasycznego hollywoodzkiego rzemiosła?
Marek Łach pisze:Ale teraz to o czym mówisz? Efekty są tylko funkcjonalne, ale to kwestie budżetu. Natomiast otoczka wizualna jest bardzo pomysłowa i starannie wykonana, a w szczególności bardzo charakterystyczna i na swój sposób unikalna.
Przecież nie oglądałeś... :roll:

A tak generalnie to myślę, że między nami jest pewna różnica oczekiwań i podejścia. Mnie po prostu nie bawi śledzenie dopieszczonej, acz rzemieślniczej roboty i 20 godzinnej opowieści o tysiącu wątków.

Tak zauważyłem jeszcze coś. Ciebie i Mystery'ego bardzo ekscytują dwie rzeczy, które mnie średnio ruszają. Seriale i bajki Pixara. Zastanawiam się nad wspólnymi cechami tychże. Wydaje mi się, że chodzi o tę hollywoodzką pedantyczność. Tych waszych seriali nie widziałem, ale bajki Pixara są dla mnie takie dopieszczone do perfekcji, ale... takie do bólu poprawne (nie w sensie poprawne, że słabe, tylko poprawne, że idealnie wpasowane w potrzeby kina familijnego, wystarczająco mądre dla dorosłych, wystarczająco dziecinne dla dzieci), są takie perfecto. Ale nie potrafię po nich powiedzieć łał, ale oryginalna, dziwna, odmienna, fascynująca produkcja... Ciekawe czy owe seriale mają to samo. Podejrzewam, że tak.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#245 Post autor: Marek Łach » sob sty 15, 2011 15:55 pm

Koper pisze:z których paru na emeryturze albo niechcianych gdzie indziej grywa w serialach, bo już ma w dupie czy ich zaszufladkują w jakiejś roli czy nie.
Na ten pseudoargument trudno w ogóle odpowiadać. Niektórzy z nich w serialach stworzyli swoje najwybitniejsze role, co samo w sobie jest wielkim walorem artystycznym, docenianym zresztą przez prestiżowego nagrody. Ty dalej pozostajesz w epoce sprzed 20 lat - dla Ciebie praca dla telewizji to degrengolada. NIKT w Ameryce w ten sposób o telewizji już nie myśli.
A kto to niby jest David Simon? Jakiś drugi Stanley Kubrick, o którym nie wiem? :P
GDYBYŚ interesował się produkcjami telewizyjnymi, a nie oceniał ich bez oglądania, to wiedziałbyś. W sumie pewne analogie z Kubrickiem są trafne - obaj panowie to wybitni, uznani przez widzów i często doceniani dopiero po pewnym czasie artyści, których gremia rozdające nagrody regularnie pomijały. Choć jako artyści operują zupełnie innymi technikami i mają inne ambicje. Ale nawet trafiłeś. :P
Ale kręcąc film - taki sensowny a nie jakiś blockbuster dla siusiumajtków, nie planuje się sequeli. A nawet jeśli się o nich myśli to nie przeszkadza to filmowi stanowić sensowną całość (vide taki "Conan the Barbarian" gdzie Miliusowi też była w głowie trylogia). Sequeli notabene nie lubię.
Ale Ty ciągle myślisz na zasadzie - kolejny sezon to coś jak sequel. A ja próbuję Ci uświadomić, że w dzisiejszych czasach wcale nie musi to tak wyglądać i w wielu przypadkach wielosezonowce to są spójne całości, tylko rozłożone w czasie, a nie konstrukcje typu część pierwsza i sequele. Więc analogia do sequeli jest w tych przypadkach po prostu chybiona. A zresztą, skoro nie oglądasz w ogóle współczesnych seriali, to niby skąd wiesz, że pojedynczy sezon nie mógłby funkcjonowac jako domknięta całosc? :P Bo tak wymyśliłeś na potrzeby dyskusji? :P
Film to dzieło sztuki. A nie Encyklopedia Brittanica. Seriale mogą być pieczołowicie nakręcone, ale dla mnie pozostaną w 99,99% ino rzemieślniczą robotą. Czegoś z duszą to ja szukam w kinie.
Nie oglądasz seriali, ale i tak uważasz, że 99,99% to rzemieślnicza robota. Po prostu rzetelny rozmówca, psiakość. :P
Nie zgodzę się. Jeśli masz dobry scenariusz i aktorów, to jest to łatwiej nakręcić. Nie musisz kombinować z jakimiś nieszablonowymi ujęciami, nie szukasz nowatorskich rozwiązań. .
No a ja się z tym nie zgodzę. Oddanie psychologicznej prawdy o bohaterze wymaga 100 razy większego wysiłku intelektualnego i artystycznego niż ustawienie kamery w nietypowej pozycji albo wyrenderowanie dodatkowego miliona pikseli. Dlatego reżyserzy nieraz tygodniami dyskutują z aktorami o ich roli.
Czyli szukasz w nich klasycznego hollywoodzkiego rzemiosła?
Szukam w nich mądrej, pouczającej i absorbującej opowieści, podanej w perfekcyjny warsztatowo sposób. A że nie jest to kino artystyczne na modłę europejską (o czym zresztą napisałem na samym początku dyskusji), to nie jest dla mnie problem - tak jak powiedziałem, w klasycznej formule kina wciąż mogą powstawać arcydzieła.
Przecież nie oglądałeś... :roll:
Mówię o Firefly, którego Ty nie oglądałeś.
Tak zauważyłem jeszcze coś. Ciebie i Mystery'ego bardzo ekscytują dwie rzeczy, które mnie średnio ruszają. Seriale i bajki Pixara. Zastanawiam się nad wspólnymi cechami tychże. Wydaje mi się, że chodzi o tę hollywoodzką pedantyczność.
Niestety pudło. :(

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9347
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#246 Post autor: Paweł Stroiński » sob sty 15, 2011 16:35 pm

Dodam tylko jedno:

Scorsese, jeśli pozwoli mu na to czas, chciałby wyreżyserować więcej odcinków Boardwalk Empire, sam tak mówi. Wszystko zależy od ustalenia terminarza.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#247 Post autor: Koper » sob sty 15, 2011 20:51 pm

Marek Łach pisze:GDYBYŚ interesował się produkcjami telewizyjnymi, a nie oceniał ich bez oglądania, to wiedziałbyś. W sumie pewne analogie z Kubrickiem są trafne - obaj panowie to wybitni, uznani przez widzów i często doceniani dopiero po pewnym czasie artyści, których gremia rozdające nagrody regularnie pomijały. Choć jako artyści operują zupełnie innymi technikami i mają inne ambicje. Ale nawet trafiłeś. :P
Gdybyś zainteresował się kinem mongolskim, indonezyjskim, diabli-wiedzą-jakim-jeszcze też byś pewnie powiedział, że kogoś tam można porównywać z Kubrickiem, bo jest uznanym przez widzów, wybitnym twórcą... :P Takie dywagacje można mnożyć. Gdyby ten gość był wybitnym artystą, docenianym przez widzów to pewnie bym o nim usłyszał w końcu, ale jakoś sława jego do mnie nie dotarła. No ale to pewnie taki serialowy Kubrick, jak Rahman to Mozart z Madrasu, więc niech Ci będzie... :P:P:P
Marek Łach pisze:Ale Ty ciągle myślisz na zasadzie - kolejny sezon to coś jak sequel.
przecież sam zrobiłeś takie porównanie.
Marek Łach pisze:A ja próbuję Ci uświadomić, że w dzisiejszych czasach wcale nie musi to tak wyglądać i w wielu przypadkach wielosezonowce to są spójne całości, tylko rozłożone w czasie, a nie konstrukcje typu część pierwsza i sequele. Więc analogia do sequeli jest w tych przypadkach po prostu chybiona. A zresztą, skoro nie oglądasz w ogóle współczesnych seriali, to niby skąd wiesz, że pojedynczy sezon nie mógłby funkcjonowac jako domknięta całosc? :P Bo tak wymyśliłeś na potrzeby dyskusji? :P
bo sam napisałeś, że fabuła czegoś tam była zaplanowana z góry na 7... :P
Marek Łach pisze:Nie oglądasz seriali, ale i tak uważasz, że 99,99% to rzemieślnicza robota. Po prostu rzetelny rozmówca, psiakość. :P
Ja tylko piszę po Tobie. Sam tak je określiłeś.
Marek Łach pisze:No a ja się z tym nie zgodzę. Oddanie psychologicznej prawdy o bohaterze wymaga 100 razy większego wysiłku intelektualnego i artystycznego niż ustawienie kamery w nietypowej pozycji albo wyrenderowanie dodatkowego miliona pikseli. Dlatego reżyserzy nieraz tygodniami dyskutują z aktorami o ich roli.
Co ty z tymi pikselami? Dla ciebie strona realizacyjna to tylko CGI? Sposób prowadzenia kamery, jej ustawienia, kadrowania, cięć montażowych, oświetlenie, sposób użycia muzyki etc., etc. To wszystko stanowi o filmach, o stylu danego reżysera, jeśli jest dość dobry by taki samodzielnie wypracowany posiadać.
W serialach reżyserzy dyskutują tygodniami o roli z aktorami? Toż tam nie ma tyle czasu. Za dużo materiału do nakręcenia w małym czasie.
Marek Łach pisze:Szukam w nich mądrej, pouczającej i absorbującej opowieści, podanej w perfekcyjny warsztatowo sposób. A że nie jest to kino artystyczne na modłę europejską (o czym zresztą napisałem na samym początku dyskusji), to nie jest dla mnie problem - tak jak powiedziałem, w klasycznej formule kina wciąż mogą powstawać arcydzieła.
no tyle to ja też wiem i mówię Ci to od początku. ;)
Marek Łach pisze:Mówię o Firefly, którego Ty nie oglądałeś.
BSG, Fireflay, zdecyduj się...
Marek Łach pisze:Niestety pudło. :(
Tylko tyle w temacie? Zresztą ja pisałem głównie o tym, czemu mnie to nie rusza - w przypadku seriali dodaj jeszcze dziesiątki godzin łącznego trwania. Do tego jeszcze bym wiele rzeczy dodał, ale ok, zostawiamy to, bo już nadmierne rozwątkowienie nam się tu zrobi. Jak w choelrnym serialu. ;):D:D
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#248 Post autor: Koper » ndz sty 16, 2011 14:01 pm

W ogóle jak sprawdziłem ten twój David Simon to scenarzysta, więc nie wiem coś z nim wyskoczył, trochę z dupy... ale mniejsza o to.

Jako, że chyba też wyszedłeś z założenia, że nie ma co rozwijać tej dyskusji, to może zróbmy eksperyment. Poleć mi serial - takie Twoje arcydzieło produkcji telewizyjnych, który ma powiedzmy kilka sezonów, ale którego pierwszy sezon stanowi zamkniętą całość (tak żebym jeśli zdecyduje się na sezon drugi, to nie dlatego, żeby dowiedzieć się, jak się skończy historia, ale dlatego, że pierwszy był taki dobry) - ja postaram się go obejrzeć (ale niech to nie będzie więcej niż 10 godzin najlepiej łącznie :D) i wtedy wrócimy do dyskusji, co? :)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#249 Post autor: Marek Łach » ndz sty 16, 2011 14:16 pm

Ale Simon to nie tylko scenarzysta, to producent, twórca i mentor przy swoich serialach. :) Jednego z wywiadów udzielił w przerwie pracy nad udźwiękowieniem Generation Kill. To po prostu autor tych seriali. Zresztą to Ty przywołałeś Kubricka.

Poleciłbym The Wire, bo to najlepszy serial jaki widziałem, ale nie wiem, czy spasuje do Twoich gustów. Może prędzej Deadwood - nowoczesna demitologizacja klasycznego westernu, perełka.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#250 Post autor: Koper » ndz sty 16, 2011 17:38 pm

A spełnia wymagania, o których pisałem? :)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#251 Post autor: Marek Łach » ndz sty 16, 2011 23:22 pm

Chyba tak, serial (Deadwood) jest świetny, a każdy sezon można chyba obejrzeć bez nerwowego wyczekiwania dalszego ciągu. Oczywiście po finale pierwszego sezonu czuć, że to dopiero jak gdyby wstęp do całości, ale spokojnie można na tym oglądanie serialu zakończyć, bo nie ma żadnego chamskiego cliffhangera na koniec.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#252 Post autor: Koper » pn sty 17, 2011 00:12 am

OK, to wracamy do tematu wątku. :) Skoro o westernach mowa:

TRUE GRIT - wersje 1969 i 2010. Jak nie lubię remaków (czy w tym wypadku: ponownych ekranizacji) ani nie jestem szczególnym fanem Coenów, tak tym razem muszę przyznać, że pobili film z Waynem (Oscar dla niego za tamtą rolę to niezły fail Akademii, ale pewnie mu tak dali za całokształt) i to chyba pod każdym względem. Film Coenów jest poważniejszy, mądrzejszy i zwyczajnie lepszy. Także muzycznie, choć chyba ciut aż za dużo tego gospelowego hymniku w roli main theme'a... :)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#253 Post autor: Marek Łach » pn sty 17, 2011 00:24 am

A jak cenzura pod kątem PG-13?

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25177
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#254 Post autor: Mystery » pn sty 17, 2011 07:44 am

Marek Łach pisze:A jak cenzura pod kątem PG-13?
PG-13? Gość spada z konia i rozbija sobie łeb o głaz, więc jest dobrze :) Film dobry, tak jak pisze Koper, z tym iż zabawny też był, muza bardzo fajnie grała, technicznie bez zarzutu, a aktorzy prezentowali się świetnie, kibicuję dla małej oscarowej nominacji, po prostu kawał porządnego westernu, ale jak to bywa z filmami z 2010 (Social Network, Incepcja, Black Swan, 127 Hours, Rabbit Hole) niesłusznie wywyższanego przez krytyków do rangi jakiegoś arcydzieła, znaczy się filmy dobre, ale bez przesady.
To nie remake, a po prostu adaptacja tej samej książki, ponoć bardziej wierna od oryginału.

Awatar użytkownika
Bucholc Krok
Jean-Baptiste Lully
Posty: 17506
Rejestracja: wt wrz 16, 2008 20:21 pm
Lokalizacja: Golden Age

#255 Post autor: Bucholc Krok » pn sty 17, 2011 13:27 pm

"Ogniomistrz Kaleń" (1961)

Niestety nie oglądałem od początku, ale jest szansa, że TVP Kultura będzie powtarzać.. W pierwszej chwili chciałem przerzucić na coś innego, ale pojawił się Gołas, Kłosiński i inni i jakoś mnie wciągnęło. :) Mimo, że tematyka filmu generalnie nie jest wesoła to można się pośmiać z komunistycznej propagandy. Przykład:
Oddział LWP ścigający bandytów z UPA wpada w zasadzkę. Ci, którym udaje się przeżyć dostają się do niewoli. Do dowódcy oddziału LWP podchodzi dowódca oddziału UPA i pyta (z pamięci, w skrócie):

- kim jesteś jeśli twój ojciec był Ukraińcem?
- Ukraińcem.
- Bolszewik?
- Jestem komunistą.
- (padają kopniaki) Czerwona świnio! Chciał ja ci dać szansę..

Takich "kfiatków" jest więcej. Począwszy od tego, że oddział Żubryda został przedstawiony jako zbieranina osobników o niskiej moralności a sam Żubryd jako zdrajca, morderca i wróg Polski. Nie chcę się za bardzo rozpisywać, żeby nie zdradzać treści tym, którzy nie oglądali, ale jest ciekawy moment, kiedy "zdrajca" Żubryd chce ukatrupić przedstawiciela dawnej szlachty polskiej, jakby to szlachta była dla komuny bardziej wartościowa. Oczywiście "szlachcic" też nie jest do końca przedstawiony pozytywnie, aczkolwiek nie kolaboruje z UPA i nawet pomaga przedstawicielom Państwa "Polskiego" w walce z nimi.

Film kończy się negatywnie.. czyli pozytywnie. :)

Aha, całkiem dobrze wypadła muzyka Bairda. :)

ODPOWIEDZ