Przesłuchałem dwa razy i niestety zawód. Technicznie (na poziomie 'akademickim'

), owszem bardzo dobrze, jest to praktycznie poziom muzyki Williamsa pod kątem orkiestracji i wykonania (postać Conrada Pope'a jest tu pewnie też istotna), ale różnica pomiędzy Williamsem a Desplatem jest dość prosta - Williams napisał by tu z 4 do 6 wpadających w ucho, jeśli nie bardzo dobrych tematów. "Potter" Desplata jest zawieszony w próżni - nie wiadomo do czego powrócić, baza tematyczna jest ledwie zarysowana, gdzieś tam się czai pomiędzy wyszukaniem brzmieniowo-instrumentacyjnym, ale na poziomie emocjonalnym zupełnie zawodzi.
Rozumiem, że to już 7 film w serii i być może muzyka mogła ku temu wyewoluować (seria osobiście mnie nie interesuje pod względem filmowym - może gdzieś, kiedyś przy okazji obejrzę zaległe odcinki od 3-ego wzwyż), ale pod względem autonomicznym w jakim odbieram score Desplata jest to zawód. "Goblet of Fire" Doyle'a był dużo lepszy, różnorodony, Doyle próbował nowych rzeczy, tematów. Desplat ma dobry początek, kilka pierwszych utworów jest bardzo dobrych np. "The Will", jeden niezły temat, niestety później przynudza i staje się zupełnie anonimową ścieżką. Nie jest to niestety 'ukryte' bogactwo takiego "Golden Compass". Na razie ode mnie ***, może się coś zmieni, w co jednak wątpię...