John Debney - Predators

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

#91 Post autor: Wojteł » ndz lip 18, 2010 21:57 pm

Wawrzyniec pisze: Ale chlaśnij sobie coś przed wejściem to łatwiej seans minie :wink:
Nie omieszkam ;)
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#92 Post autor: Adam » ndz lip 18, 2010 21:58 pm

ja nie oceniam filmu.. mówię o muzie.. Debney zrobił to, co miał też zrobić Silvestr przy ATeam, a co spartolił niestety..
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#93 Post autor: Koper » ndz lip 18, 2010 22:09 pm

Wawrzyniec pisze:A ja się jak zwykle nie znam, więc idź spokojnie do kina.
A ten znowu jakieś samobiczowanie? Nie mam już sił do niego... Ktoś pisał, że się nie zna?
Ja wyraziłem swoje zdanie. Ja się na filmie nieźle bawiłem, bo lubię czasem bezpretensjonalną rozrywkę, bardzo lubię "Predatora" i tego typu klimaty, a że film choć mało może mądry był zrobiony z szacunkiem do fanów (zachowanie klimatu, muzyki, dźwięków, charakteryzacji) to mi się całkiem podobał. Nie każdemu musi, ale są różne gusta.
A Adam ma oczywiście rację, co do muzy.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#94 Post autor: Adam » ndz lip 18, 2010 22:10 pm

amen brother.. aż łezka się kręciła jak się tego Debneya słuchało, jak tak wszedł w stare pamiętne klimaty.. o to chodzi własnie!
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#95 Post autor: Adam » ndz lip 18, 2010 22:21 pm

"Predator" z Arnoldem Schwarzeneggerem to kwintesencja kina rozrywkowego tamtej epoki – kult macho rozdęty do absurdalnych rozmiarów, pogoń za tanią ekscytacją i fabularny redukcjonizm na rzecz pozbawionych głębszego sensu scen akcji. A jednak po latach film wspominany jest z rozrzewnieniem i wielu ocenia go bardzo wysoko. Jest więc więcej niż prawdopodobne, że za 20 lat równie kultowy status uzyska "Predators" Nimróda Antala. Jego film jest bowiem niemal identyczny pod względem atmosfery i sposobu narracji co oryginał z 1987 roku. Jedynie efekty specjalne są nowoczesne, choć twórcy i tu postarali się, by całość zbyt drastycznie nie odbiegała od pierwowzoru.

Akcja "Predators" została przeniesiona z Ziemi na obcą planetę. Nie wpływa to jednak znacząco na fabułę, która jest znów dość prosta. Grupa ludzi staje się zwierzyną łowną, a że wszyscy są twardymi sztukami, łatwo ich zabić nie będzie. Oczywiście większość z nich nie doczeka końca przygody, ale takie są prawa kina akcji: przetrwać mogą tylko najlepiej przystosowani. W tej filmowej opowieści roi się od cytatów zarówno z wcześniejszych "Predatorów", jak i innych filmów gatunku. Adrien Brody może nie ma muskulatury Arniego, ale w roli zaprawionego w bojach najemnika sprawdza się bardzo dobrze. Reszta obsady też jest niczego sobie. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim Laurence Fishburne, któremu przypadła w udziale bardzo barwna postać.

A jak prezentują się sami predatorzy? O dziwo, bardzo przyzwoicie. Wersja klasyczna to hołd dla starego Predatora. Na jego widok bardziej sentymentalni mogą uronić łezkę, wspominając "stare, dobre czasy". Druga rasa predatorów wygląda równie imponująco i sądzę, że niewiele osób będzie narzekać na ich widok. Twórcy naprawdę postarali się, by niczego nie zepsuć, i spisali się na medal.

Po słabym "Opancerzonym" Antal powrócił do formy. Jego najnowszy film to dobrze skrojona rozrywka. Co jednak najbardziej zaskakuje, to fakt, że "Predators" jest tak wierne duchowi lat 80. Jak dotąd sukces osiągały jedynie te remaki, które starały się uwspółcześnić oryginał. W "Predators" nie ma o tym mowy. Można co prawda psioczyć, że twórcy mogli być bardziej cyniczni w kreacji postaci, ale byłoby to szukanie dziury w całym. Owszem, jak na twardych drani bohaterowie są "za miękcy", lecz nie ma to większego wpływu na frajdę, jaką sprawia cały film. Fani kina rodem z VHS-u naprawdę powinni być zadowoleni.

rzekłem ;-);-):P
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#96 Post autor: Koper » ndz lip 18, 2010 22:22 pm

ale przyznasz, że takie aranżacje jak w "Edwin and Isabelle Captured" trochę z dupy. Burzy trochę klimat całości. Za to np. japońskie instrumenty na początku "Hanzo's Last Stand" ok i bardzo fajne w kontekście filmowym. Te dzikie rogi, trochę a'la "Planeta Małp" w "Predator Fight, Royce Runs" też cool.

PS: Nie rzekłeś tylko wkleiłeś z filmwebu. :P
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#97 Post autor: Adam » ndz lip 18, 2010 22:23 pm

cicho :P
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25176
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#98 Post autor: Mystery » ndz lip 18, 2010 22:31 pm

Koper pisze:PS: Nie rzekłeś tylko wkleiłeś z filmwebu. :P
Właśnie coś patrzę, że adamowego słownictwa tam nie ma :wink:

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#99 Post autor: Koper » ndz lip 18, 2010 22:36 pm

Tylko mam wrażenie, że mu troszkę własnego stylu brakuje, za to zgrabnie umie różne inne imitować, co akurat dla filmowców jest wygodne.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9893
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

#100 Post autor: Wojteł » ndz lip 18, 2010 22:37 pm

No, jak się dostaje ciągle albo sequele, albo temp tracka w każdym filmie, to może być z tym stylem trochę ciężko ;) Przynajmniej tak mi się wydaje
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#101 Post autor: Wawrzyniec » ndz lip 18, 2010 22:41 pm

Biedny Debney. A film według mnie sucks, szczególnie kiedy pojawia się przygruby Morfeusz.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#102 Post autor: Wawrzyniec » ndz lip 18, 2010 22:50 pm

dziekan pisze:W sumie tak jak przesluchalem jego kompozycje do kilku komedii,Pasji,Sorayi M i Iron Mana to odnosze wrażenie,że jest dosyc wszechstronny :wink:
Jest naprawdę dobrym kopistą i imitatorem. Gdyż jak się połączy te wszystkie ścieżki, to trudno mówić o jakimś konkretnym stylu.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#103 Post autor: Wawrzyniec » ndz lip 18, 2010 23:11 pm

"The Stonning of Soraya M." strasznie mnie wynudziła i niestety zachwyty nad nią są dla mnie niezrozumiałe. A "The Passion" jest oczywiście bardzo dobre, ale przynajmniej ja odczuwam sporą inspirację "Gladiatorem" Zimmera.

A teraz porównaj sobie takie "The Passion" z "Cutthroat Island". Trudno stwierdzić, aby za obydwoma projektami stał ten sam kompozytor.
I tu nawet nie chodzi o wszechstronność. Gdyż Williams, Zimmer, Horner, Morricone, Goldsmith, Elfman itd. też komponują do najróżniejszych gatunków filmowych, a jednak w każdym ich scorze słychać jakąś ich cząstkę. U Debneya tego niestety nie ma.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#104 Post autor: Koper » ndz lip 18, 2010 23:20 pm

Wawrzyniec pisze:A film według mnie sucks, szczególnie kiedy pojawia się przygruby Morfeusz.
Morfeusz to akurat dopada mnie np. na TTRL i nigdy nie obejrzałem do końca. :P
A jeśli "Predators" sucks to co o sequelu Transów powiedzieć? :P Może lepiej nie ruszać tematu... ;)
Wawrzyniec pisze:I tu nawet nie chodzi o wszechstronność. Gdyż Williams, Zimmer, Horner, Morricone, Goldsmith, Elfman itd. też komponują do najróżniejszych gatunków filmowych, a jednak w każdym ich scorze słychać jakąś ich cząstkę. U Debneya tego niestety nie ma.
No, Wawrzek wreszcie mądrze prawi i trudno się nie zgodzić. :)
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#105 Post autor: Koper » ndz lip 18, 2010 23:30 pm

Howard akurat jest bardziej oryginalny i pomysłowy od Debneya. W ogóle wyższa klasa jak dla mnie.
Z Debneyem to taki problem, że gość to bardzo, bardzo sprawny rzemieślnik ale raczej niewiele ponadto. Nawet mimo "Pasji" i "Wyspy piratów". Bardzo zgrabnie pisze taką muzę, jaką potrzeba do filmu, umie korzystać z dobrodziejstw orkiestry czy solistów, ale brak w tym czegoś ponadto, artyzmu, własnego "ja". Tak ja go odbieram.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

ODPOWIEDZ