Muzyka w filmie, a na płycie - Jak oceniać score'y?

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Muzyka w filmie, a na płycie - Jak oceniać score'y?

#1 Post autor: Wawrzyniec » śr lip 14, 2010 12:58 pm

Na wstępie chciałbym się posłużyć cytatem, który mam nadzieję zaowocuje ciekawą i merytoryczną dyskusję:
Adam Krysiński pisze:słucham płyty a nie podniecam się czy jest w filmie muza jest akurat w tej sekundzie gdy kupa wpada do kibelka czy nie :) to że w filmie coś się dobrze sprawuje nie znaczy że mam to maksować na płycie bo w filmie jest fajnie heloł :P jak bym chciał oceniac muze w filmie to bym nie słuchał scorów na płtach tylko właczał filmy i juz :)
Moim zdaniem Adam poruszył dość ciekawy temat. A mianowicie jak należy oceniać muzykę filmową? Czy tylko przez pryzmat jej funkcjonalności w filmie? Czy znowu jako dzieło bardziej autonomiczne, czyli wrażenia podczas słuchania płyty?

Ja zwykle zwracałem większą uwagę na to jak muzyka spisuje się w filmie. To zawsze dla mnie było i chyba jest priorytetem przed ocenianiem, czy dany score jest dobry czy nie. I według mnie ważne jest jaka muzyka jest w danej sekundzie dy wpada do kibelka.
Gdyż co z tego, że dana muzyka świetnie spisuje się na płycie, doskonale się jej słucha, a np. nie pasuje, albo ginie w obrazie?

Takie jest przynajmniej moje zdanie.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#2 Post autor: Adam » śr lip 14, 2010 13:05 pm

słuchasz płyt? słuchasz. jakbys patrzył na film to bys ich nie słuchał. ja patrze tylko na płytę, a jak się tak uda że i w filmie działa dobrze to przypadkowy git. jeśli w filmie działa źle a na płycie dobrze to co z tego? nie kupuję filmów tylko płyty. i nigdy nie podejmuję decyzji o przesłuchaniu czy kupnie płyty po filmie, tylko zawsze najpierw słucham płyty. jak mi się płyta nie spodoba to chocby w filmie była genialna to i tak nie kupię. nie wpominam już otym że z na oko grubo ponad 50% mojej dyskografii której mam, to filmów nie widziałem nigdy a niektórych nigdy nie zobaczę chocbym chciał (np japońskie). nie zwracam w filmach uwagi na muzę, jeśli ją słuchałem wczesniej i mi się spodobała.. w ogóle nie jak oglądam film to nie zwracam uwagi na muzę chyba że też wypada świetnie i zauważalnie..

ocenianie muzy w filmie z mojego pkt widzenia - czyli SŁUCHACZA, a nie widza czy krytyka FILMOWEGO, to tylko bicie piany by szukać wytłumaczeń dla partactwa kompozytora - nieumiejętnosci melodi, tworzenia fajnej muzyki itp itd - stąd potem te tłumaczenia zakochanych "że to może jest złe ale tego wymagał Nolan przecież i kompozytor biedny nie mógł geniuszu pokazać", albo 'że to był trudny temat filmowy", a i sami kompozytorzy mają wtedy wymówke i pole do tłumaczeń. that's all.

dla mnie muza filmowa to zwykły produkt jak rock czy pop. mam płytę i mnie nic nie interesuje co tam w filmie jest a co nie ma. jedyne co się wkurzam to jak płyta jest okrojona a zauważyłem że w filmie było więcej muzy fajnej.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25176
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

#3 Post autor: Mystery » śr lip 14, 2010 13:36 pm

Moim zdaniem Adam poruszył dość ciekawy temat. A mianowicie jak należy oceniać muzykę filmową? Czy tylko przez pryzmat jej funkcjonalności w filmie? Czy znowu jako dzieło bardziej autonomiczne, czyli wrażenia podczas słuchania płyty?
Przede wszystkim trzeba rozgraniczyć muzykę w filmie i muzykę na płycie i oceniać je przez inny pryzmat. Na płycie przede wszystkim poprzez słuchalność, w filmie przez emocje jakie niesie i ogólną rolę jaką pełni w obrazie. Czy jest tłem podkreślającym to co dzieje się na ekranie, czy wybija się prowadząc akcję i opisując dane sceny, bądź, wyższa szkoła jazdy, będąc po prostu jednym z bohaterów, pomagającym rozumieć przedstawiane postaci, wydarzenia i relacje między nimi zachodzące.
Ja zwykle zwracałem większą uwagę na to jak muzyka spisuje się w filmie. To zawsze dla mnie było i chyba jest priorytetem przed ocenianiem, czy dany score jest dobry czy nie.
Przecież płyt słucha się dla ich zawartości, a nie dlatego, że muzyka w filmie spisuje się dobrze, soundtrack to tak naprawdę autonomiczne dzieło, tak, skomponowane pod dany obraz, ale powinno bronić się samym sobą. Nikt nie kupi "Clash of the Titans" czy "300" tylko dlatego, że jako tako spisują się w obrazie, jakość na płytce przede wszystkim.

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#4 Post autor: Adam » śr lip 14, 2010 13:52 pm

no i o tym mówię właśnie.. tylko mnie śmieszy takie pojmowanie jak Babuch np teraz - Incepcja na płycie narazie ok 2,5/5, ale jak w filmie będzie fajne to i 4 dam.. przecież to bezsens :)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#5 Post autor: Wawrzyniec » śr lip 14, 2010 14:03 pm

Chwileczkę, chwileczkę. Przecież ja też w pierwszej kolejności kupuję płyty, które mi się muzycznie podobają. Co nie znaczy, że Babuch nie ma racji w tym co pisze. Przede wszystkim mamy do czynienia z muzyką filmową. I jak sama nazwa wskazuje jej pierwszą i najważniejszą funkcją jest dobre współgranie z filmem, czy też wręcz wspieranie filmu. Niech będzie, że jestem nudny, ale weźmy sobie to "New Moon". I teraz pojawia się pytanie czy to dobry score? I trudno na to pytanie odpowiedzieć, gdyż na płycie prezentuje się bardzo dobrze, ale ta muzyka nie pasuje do obrazu tworząc go śmiesznym. I jak ocenić taki soundtrack :?
A weźmy sobie np. muzykę do jakiegoś horroru, czy thrillera, która na płycie jest bardzo trudna w odbiorze, ale w filmie doskonale oddaje atmosferę? I jak ocenić taki soundtrack :?

A przykłady "300" czy też "Clash of the Titans" są moim zdaniem zbyt radykalne.
A jeżeli chodzi o me soundtracki to często nawet jak najpierw przesłuchałem sam soundtrack, to później jednak oglądałem film. I mało znam soundtracków z filmów, których nie widziałem.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#6 Post autor: Adam » śr lip 14, 2010 14:14 pm

Wawrzyniec pisze:Przede wszystkim mamy do czynienia z muzyką filmową. I jak sama nazwa wskazuje jej pierwszą i najważniejszą funkcją jest dobre współgranie z filmem, czy też wręcz wspieranie filmu.
tak to muza filmowa miała farta gdy nie było płyt cd z muza :P teraz już nie ma tak dobrze :P
Niech będzie, że jestem nudny, ale weźmy sobie to "New Moon". I teraz pojawia się pytanie czy to dobry score? I trudno na to pytanie odpowiedzieć, gdyż na płycie prezentuje się bardzo dobrze, ale ta muzyka nie pasuje do obrazu tworząc go śmiesznym. I jak ocenić taki soundtrack :?
jesteś tu nudny :) co Cie obchodzi że to w filmie gorzej wypada jak na płycie jest ok? pozatym będąc czepliwym.. Anioły sztucznie brzmią w tym słabiutkim filmie i jakoś to Ci nie przeszkadza, a tu przeszkadza Ci poporstu nazwisko Desplat i tyle.
A weźmy sobie np. muzykę do jakiegoś horroru, czy thrillera, która na płycie jest bardzo trudna w odbiorze, ale w filmie doskonale oddaje atmosferę? I jak ocenić taki soundtrack :?
ja już swoje powiedziałem - oceniam płytę a nie film. a jak Marek chce robić doktoraty i analizować każą minutę filmu pod względem partytury i jej działania i funkcjonalności i nowatorskości, to mu wolno :P
I mało znam soundtracków z filmów, których nie widziałem.
i dzięki temu tak wielbisz własnie Hansa :) wypłynąłbyś na niezbadane wody ocenaów muzyki filmowej z innych krajów nie znając filmów i by Ci przeszło szybko wielbienie bezkrytyczne Hansa :)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#7 Post autor: Wawrzyniec » śr lip 14, 2010 14:20 pm

Adam Krysiński pisze:
I mało znam soundtracków z filmów, których nie widziałem.
i dzięki temu tak wielbisz własnie Hansa :) wypłynąłbyś na niezbadane wody ocenaów muzyki filmowej z innych krajów nie znając filmów i by Ci przeszło szybko wielbienie bezkrytyczne Hansa :)
Przykro mi, ale tego akurat w ogóle nie zrozumiałem :? O co chodzi :?: :?

A akurat "Anioły i Demony" dobrze współgrają z obrazem. To "Kod Da Vinci" gorzej wypada w filmie niż na płycie, jeżeli już mamy być tacy dokładni.
co Cie obchodzi że to w filmie gorzej wypada jak na płycie jest ok?
Ano to, że oglądając film słyszę muzyką, która razi mi się z obrazem. Plus jestem świadom, że nie mam do czynienia z do końca dobrym soundtrackiem, gdyż jednej ze swych podstawowych funkcji nie spełnił.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14342
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

#8 Post autor: lis23 » śr lip 14, 2010 14:33 pm

Ja zwykle oceniam muzykę na płycie bo to ona jest przeznaczona dla jej odbiorców,czyli dla słuchaczy - prawie nigdy nie czekam na film żeby sprawdzić jak muzyka się w nim prezentuje tylko od razu słucham CD ( wyjątkiem było " Siedem lat w Tybecie " w czasach gdy nie miałem jeszcze odtwarzacza CD a muzyka na MC nie była dostępna,wtedy udałem się do kina przede wszystkim żeby posłuchać muzyki Williamsa ;) ),muzykę traktuję też jako dzieło autonomiczne.
Z drugiej strony często nie jestem zadowolony z premierowych," oficjalnych " wydań CD które zwykle są źle poskładane,zbyt krótkie i brakuje na nich ciekawych utworów z danego filmu i choć nie lubię odnajdywać konkretnych momentów z filmu na płycie to jednak o wiele bardziej lubię wydania complete czy ekspandet.

Awatar użytkownika
Łukasz Wudarski
+ Sergiusz Prokofiew +
Posty: 1326
Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
Lokalizacja: Toruń
Kontakt:

#9 Post autor: Łukasz Wudarski » śr lip 14, 2010 14:46 pm

Adam Krysiński pisze:no i o tym mówię właśnie.. tylko mnie śmieszy takie pojmowanie jak Babuch np teraz - Incepcja na płycie narazie ok 2,5/5, ale jak w filmie będzie fajne to i 4 dam.. przecież to bezsens :)
Ej Adaś. Nie przekręcaj moich słów. Ja nie napisałem na ile teraz oceniam Incepcję. Na płycie za tą muzyką dałbym 3-3,5. Jeśli w filmie będzie niezła do na taki poziomie zostanie. Jeśli będzie świetna podskoczy do 4, jesli zwali film to spadnie do 2,5. I tyle.

Moim zdaniem dyskusja jest nieco jałowa, bo już tyle razy o tym była mowa. Poznać dobrą muzykę filmową można tylko w kontekście filmu. Poznać dobrą muzykę w ogóle, można autonomicznie. Ideał to takie dzieło które zachwyca i tu i tu. Niestety nie ma takich partytur zbyt dużo
Why So Serious !?

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34960
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#10 Post autor: Wawrzyniec » śr lip 14, 2010 14:59 pm

Łukasz Wudarski pisze:Moim zdaniem dyskusja jest nieco jałowa
Dzięki, a tak się starałem :P
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9346
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#11 Post autor: Paweł Stroiński » śr lip 14, 2010 15:39 pm

Dla Adama wszystko jest, jak zwykle, proste.

Mamy jednak do czynienia z muzyką filmową, której pierwotną rolą jest działanie w filmie, a dopiero wtórną, jeśli nie drugorzędną, słuchalność na albumie.

Na tej stronie mamy różne podejścia do działalności w filmie, głównie kwestią jest to czy dostosowuje się do intensywności filmu, jakie informacje przekazuje, czy dodaje coś nowego, a jeśli tak, to co.

Łatwo znaleźć przykłady muzyki dodającej wiele do filmu, a nawet cały paradygmat, trudno mówić o metodzie tutaj. Jako paradygmat rozumiem tutaj specyficzną "filozofię" ilustracji. Banałem będzie powiedzieć, że różni się tu mocno Hollywood od Europy. Dlatego tak ciekawym kompozytorem w hollywoodzkim systemie jest Alexandre Desplat. Desplat jest osobą inteligentnej subtelności. Można nie lubić jego albumów, wielu fanów muzyki hollywoodzkiej uważa go za zimnego, pozbawionego emocji, nudziarza. Ale na poziomie operowania symboliką - tutaj więcej może odpowiedzieć Marek Łach, który się nim zajmuje. Ja Desplata podziwiam na poziomie inteligencji orkiestracji i jego artyzmu w zwłaszcza tej kwestii pisania muzyki.

Hollywood oczywiście też się zmieniało przez lata. Dla takich osób z zagranicznych stron recenzenckich przykładem jest tutaj James Southall, który jest większym miłośnikiem Silver Age'u niż nawet Golden Age'u (to, o czym mówimy w poprzedniej epoce charakteryzowało chyba tylko Herrmanna, filozofia ilustracji Złotej Ery zakładała idealny mariaż muzyki z filmem, coś co w bliższych nam czasach najlepiej chyba zobaczyć na Airplane Fight z Poszukiwaczy zaginionej Arki). W Srebrnej Erze wszystko poszło w przekaz podprogowy. Inspiracja jazzem, a chyba także i kinem europejskim dała tyle, że zmniejszono ilośc muzyki w filmie i zaczęto się zastanawiać nad tym, co muzyka może dodać filmowi. Mamy tutaj Johna Barry'ego, mamy tutaj Lalo Schifrina, instrumentalne eksperymenty Ennio Morricone. Dzisiaj taki Southall żałuje, że wróciliśmy do paradygmatu ilustracji idealnie związanej z filmem, ale bez tamtej tematyki (Rozsa, Newman!) i bez jakości tamtych, opartych w dużej mierze na neoromatyzmie (pamiętajmy, że Steiner i Korngold byli uczniami samego Mahlera!) orkiestracji.

Z takiego czystego mainstreamu (pomijając europejski naddatek ostatnich lat, czyli Desplata) czy ktoś myśli o symbolice? Zaryzykowałbym, że Zimmer, który zainspirowany sukcesem Cienkiej czerwonej linii (mam przypominać, że czasami muzyka była JEDYNYM chwalonym elementem filmu Malicka? Tak pozytywne recenzje muzyki za działanie w filmie Zimmer dostaje tylko za Incepcję - pierwszy raz od 12 lat), próbuje tej metody, z czego wychodzą mu niestety częściej filmowe porażki (Kod da Vinci jest przeintelektualizowany i przedramatyzowany, dla mnie to najmocniejszy przypadek totalnej porażki, poprzez próbę zrobienia czegoś "superinteligentnego") niż sukcesy (Gerrard w Gladiatorze to jego pomysł!). Williams zawsze wychodził z czystej ilustracji - nie zachwycajmy się symboliką u człowieka, który jako ZADANIE muzyki filmowej bez zastanowienia podaje "trafić w punkty synchronizacyjne", czyli idealny mariaż. Horner pakuje w emocje, często przesadza, ale nie idzie w czyste dopasowania montażu (z wyjątkiem kilku efektów orkiestracyjnych, które już zaczynają nudzić).

Jest wiele metod, a pamiętajmy, film przede wszystkim. Vangelisowe brzmienie Incepcji jest tutaj dla mnie w kontekście filmu (nie widziałem jeszcze, nikt nie widział z nas) bardzo ciekawe. Jeden trop już mam - Nolan uwielbia Łowcę androidów, to jego chyba ulubiony film i wizualna podstawa Batmana początek (puścił go przed zdjęciami całej ekipie).

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#12 Post autor: Marek Łach » śr lip 14, 2010 17:38 pm

Ale wy Paweł i Adam się tu nie dogadacie - bo argumentujecie na różnych płaszczyznach. Adam spogląda jak gdyby z pozycji "konsumenta" muzyki, Paweł próbuje dyskutować o jej... "ontologii", czy jak by to nazwać. Nie dogadacie się, bo mówicie o dwóch zupełnie różnych rzeczach. :)

Ja ze swojej strony nie mam w temacie nic do dodania - kto zna moje recenzje i moje wypowiedzi, ten wie, jakie mam podejście. :) Nowych argumentów chyba nie wymyślę, więc jeśli dyskusja się rozwinie to poobserwuję z boku - może ktoś w końcu wpadnie na coś nowego, bo jak na razie widzę starą śpiewkę dwóch przeciwnych obozów. :P

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

#13 Post autor: Adam » śr lip 14, 2010 17:47 pm

otóż to, ja jestem tylko konsumentem-pasożytem :D
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9346
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#14 Post autor: Paweł Stroiński » śr lip 14, 2010 18:02 pm

Ale też i recenzentem. I tu jest problem.

Tu też jest problem krytyka muzyki filmowej. Wszyscy zaczęli jako fani, prawda? Ale w pewnym momencie zaczęli recenzować. Jesteśmy wszyscy (poza Tomkiem Goską chyba) po prostu, i nie bójmy się tego mówić, amatorami, a jednak niejako się "sprofesjonalizowaliśmy", bo znamy gatunek od paru lat, bo mamy swoje metody patrzenia na ścieżki. Nie mamy już pewnej naiwności, z jaką zaczynaliśmy w gatunku, odkrywając to, że wow, Gwiezdne wojny to jednak zajebista muza, itd.

Stawia to nas przed duzym problemem. Podobno wielką kłótnią w IFMCA jest to, czy w ogóle nie POMIJAĆ kontekstu w krytyce. Adam popełnia wielki błąd, jak sądzę, stawiając na równi, nie wiem, Twierdzę, i Modern Talking. I nie mówię tutaj o różnicy poziomów czy czegokolwiek, wyłączmy tutaj w ogóle zdanie na temat muzyki, a zobaczmy to, co Marek nazywa "ontologią".

MT jest muzyką popularną, ale nie użytkową. Muzyka filmowa powstaje przede wszystkim jako muzyka użytkowa. Nie wydaje mi się, że John Williams myślał o sprzedaży albumów, kiedy pisał temat Indiany Jonesa. Zimmer NA PEWNO nie myślał, że styl RC będzie się sprzedawał i że dostanie nagrodę Grammy za Crimson Tide. To był efekt uboczny. Ta użytkowość muzyki filmowej (powiedz Adam, w jaki sposób zwróciłeś uwagę i dlaczego kupiłeś pierwszy score w życiu? Usłyszałeś go w radiu?) wpływa tak naprawdę na to, że nie jest łatwo powiedzieć, że ktoś jest "konsumentem-pasożytem". Bo jeśli jest konsumentem to czego? Albumu? Całości, czyli filmu? W przypadku Modern Talking można mówić, że jest się konsumentem albumu. Ale czy można tak powiedzieć np. o Alienach?

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14342
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

#15 Post autor: lis23 » śr lip 14, 2010 18:26 pm

Hmm ... na początku na pewno zaczyna się od filmu bo jak wyżej wspomniano muzyka filmowa nie jest gatunkiem popularnym i nie leci w radio jak przeboje MT ;) - ale potem,gdy już określimy sobie swoich kompozytorów i to czego oczekujemy os muzyki filmowej to już nie czekamy na film a kupujemy płyty swoich " ulubieńców ".

Musimy jednak pamiętać że - jak również zauważono w postach wyżej - muzyka filmowa jest pracą użytkową i służy przede wszystkim filmowi a jej " słuchalność " i to czy się sprzedaje na płytach czy nie i czy ma swoich odbiorców,swoich fanów,jest sprawą drugorzędną,ba!,dzieje się to jakoby przy okazji - wszak to filmowe " Gwiezdne Wojny " sprawiły że muzyka Williamsa do tych filmów stała się tak popularna,sam Williams mówił że gdyby nie filmy Lucasa to jego muzyka zaległaby w szufladzie na lata.

Tak więc musimy mieć szacunek dla filmów i dla ich twórców że przy okazji produkcji filmu czasami przy okazji dostajemy perełki w postaci wybitnych,świetnych lub co najmniej dobrych ścieżek dźwiękowych - właśnie: " ścieżek dźwiękowych ".
Z drugiej strony,jako nabywcom muzyki na płytach CD ciężko jest nam zaakceptować małą " słuchalność " i czystą użytkowość nabytej ścieżki dźwiękowej bo jako miłośnicy tejże muzyki oraz konkretnych kompozytorów ( bo mimo wszystko kompozytorzy to też są gwiazdy,może nie takie jak muzycy POP czy Rockowi ale jednak ) oczekujemy od nich " czegoś więcej " poza użytkowością i rolą muzyki / tapety / w filmie.
Niestety,wydaje mi się że obecnie w Hollywood dominuje właśnie moda na użytkowość i czystą funkcjonalność muzyki w filmie,kosztem jej słuchalności.

ODPOWIEDZ