Na soundtracki w wersji kompletnej również nie ma co liczyć. A jak już, to pewnie rzucą kiedyś na winylach i digitalu, bo wszyscy w dupie mają rynek CD.
Niby tak i tutaj też takie momenty były ale u Williamsa raczej muzyki jest dość dużo, choć nie zawsze, np. ostatnie filmy Spielberga, jak "The Post".
Ghostek, film jest za krótki, przez co jest zbyt szybki, choć ja tego aż tak nie odebrałem ale mogliby rozwinąć kilka wątków, np. w trzecim akcie, bardziej dopracować
Spoiler:
tę akcję z pomocą dla Floty Resistance, bo wielu to przeszkadza. Kwestie powrotu Palpatine'a też mogliby doprecyzować bardziej, niż jeden dialog o starożytnej technice Sithów.
Z drugiej strony, w tej serii zawsze były podobne zagrywki, gdy Obi - Wan wspomina o Wojnach Klonów, gdy Qui - Gon dowiaduje się, że Anakin jest zrodzony z Mocy, lub gdy Obi - Wan dowiaduje się, że jego Mistrz opanował pewne techniki i że może się z nim komunikować po śmierci.
No dobra, ale czy to nie nostalgia i wygórowane oczekiwania powodują taką a nie inną ocenę filmu, oraz różowe okulary dla głupot z filmów Lucasa?
Taki przykład: Jedi istnieli przez tysiące lat, może dłużej? Największą potęgę mieli za czasów Starej Republiki, tysiące lat przed Anakinem, Obo-Vanem, itp.
I nagle, Qui-Gon Jinn opanowuje technikę jednoczenia się z Mocą i projekcji jako duch i przekazuje ją jako duch swojemu uczniowi. Żaden potężny Jedi na przestrzeni tysięcy lat nie miał takiej umiejętności, tylko Qui-Gon, więc
Spoiler:
uzdrawiająca moc Rey
też wpisuje się w reguły tej serii.
Takich rzeczy jest w całej Sadze wiele, min. super dzieciak - Anakin, któremu wszystko się udaje.
Wracając do muzyki; może wyjdzie jakiś bottleg? Chciałbym usłyszeć cały trzeci akt,
No spoko, tylko że ani jedna ani druga z tych rzeczy nie rozpierdala lore, w którym przepowiednia o Wybrańcu zostaje wypełniona, gdy Vader wrzuca Palpatine'a do szybu wentylacyjnego Gwiazdy Śmierci, która potem wybucha i zostają z niej same drzazgi. Po czym nagle Sithowie wracają, Palpatine jakimś cudem przeżył, nigdzie nie ma ani słowa jak to się ma do przepowiedni, a Gwiazda Śmierci wprawdzie trochę popękana, ale jednak w dość niezmienionym kształcie pływa sobie w oceanie - to jest jawne udawanie, że wcale nie widzilieśmy, jak zostaje spopielona przez rebeliantów w Powrocie Jedi. Qui Gonn czy subplot z TRoS o którym mówisz są nieporównywalne z tego typu rzeczami, których cała trylogia sequeli jest pełna. To, że Qui Gonn osiągnał taki level mocy jest mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe, natomiast to, co się dzieje w TRoS zaprzecza wszystkiemu, co wiemy o tym uniwersum i co widzieliśmy na własne oczy w tamtych filmach. To tak jakby porównywać prawdopodobieństwo trafienia szóstki w totka i chodzenia po wodzie. Sorry, nie ta skala, nie ta sytuacja. Babce z Misery by chyba wyjebało tętniaka po obejrzeniu tego filmu.
Najlepsze z tego filmu będą EFAP i "Umbridled Rage". Już sama pobieżna recenzja Shada ma półtora godziny, nie mówiąc co będzie jak ekipa z EFAP się dorwie do tego filmu, każda sekunda prześwietlana pod każdym względem, analizowana i sprawdzana od spójności z sagą do spójności świata do ogólnego rozumu i godności człowieka.
I nagle, Qui-Gon Jinn opanowuje technikę jednoczenia się z Mocą i projekcji jako duch i przekazuje ją jako duch swojemu uczniowi. Żaden potężny Jedi na przestrzeni tysięcy lat nie miał takiej umiejętności, tylko Qui-Gon
No dobra, ale duchy mieliśmy już w "Imperium..." i "Powrocie Jedi". Biorąc pod uwagę tylko filmy, nie wiemy czy ktoś dawniej tego nie umiał. Generalnie przyswojenie tej umiejętności przez Qui-Gona miało zasugerować, że nie można było się jej wcześniej ot tak nauczyć wg konwencjonalnych nauk zakonu. Szerzej zostało to wytłumaczone w Wojnach Klonów.
Ostatnio zmieniony sob gru 21, 2019 01:25 am przez dougan, łącznie zmieniany 1 raz.
"No Don Davis = No Matrix. Simple as that."
~ Jon Burlingame
It’s not a character-driven movie and there’s no humor, there’s no love, there’s no soul.
- Rutger Hauer o Blade Runnerze 2049
Widziałem film w czwartek, ale potem musiałem się z tym przespać. I ogólnie nie mam teraz za wiele czasu. Ostatnie dni przed świętami, praca, kupowanie prezentów, jeżdżenie po całym mieście i ogólnie masa rzeczy na głowie. Dlatego co ja mogę napisać więcej? Zresztą sam nie wiem, czy w ogóle dobrze ten film i w ogóle zamysł tej trylogii zrozumiałem. Gdyż wynika z tego, że to wielkie zakończenie Sagi Skywalkerów, o której dudnili w trailerach i w mediach, ta Wielka Saga Skywalkerów zapoczątkowana 40 lat temu i rozpięta na tyle filmów kończy się tym, że...
Spoiler:
... wszyscy Skywalkerowie umierają i to żaden naturalną śmiercią, ze starości itd. Za to ostatni potomek Palpatine'a aka Dartha Sidiousa po zabraniu im (Skywalkerom) ich mieczy świetlnych, ich statków, ich historii, ich czynów i chwały, na końcu zabiera im jeszcze nazwisko.
Dość przygnębiające.
I tak szybko naprawdę ciężko mi wymienić coś dobrego o tym filmie, którego początek bardziej wygląda jak mokry sen Michaela Baya, niż Star Wars. Tutaj nie jestem w stanie niczego wymienić i nawet mój ukochany Ian McDiarmid jako Palpatine wypada blado i nieciekawie, podobnie jak muzyka Johna Williamsa, Boga muzyki filmowej. cierpi przez to szybkie tempo i montaż i nie ma jak zaistnieć. A jej jedyne dobre momenty, to te, kiedy Williams wraca do dawnych tematów.
A i od tego czwartku chyba już z kilkanaście razy odpaliłem sobie coś takiego. trudno mi to wytłumaczyć, ale jakoś czuję wewnętrzną potrzebę oglądanie tego:
Najlepsze z tego filmu będą EFAP i "Umbridled Rage". Już sama pobieżna recenzja Shada ma półtora godziny, nie mówiąc co będzie jak ekipa z EFAP się dorwie do tego filmu, każda sekunda prześwietlana pod każdym względem, analizowana i sprawdzana od spójności z sagą do spójności świata do ogólnego rozumu i godności człowieka.
Widziałem film w czwartek, ale potem musiałem się z tym przespać. I ogólnie nie mam teraz za wiele czasu. Ostatnie dni przed świętami, praca, kupowanie prezentów, jeżdżenie po całym mieście i ogólnie masa rzeczy na głowie. Dlatego co ja mogę napisać więcej? Zresztą sam nie wiem, czy w ogóle dobrze ten film i w ogóle zamysł tej trylogii zrozumiałem. Gdyż wynika z tego, że to wielkie zakończenie Sagi Skywalkerów, o której dudnili w trailerach i w mediach, ta Wielka Saga Skywalkerów zapoczątkowana 40 lat temu i rozpięta na tyle filmów kończy się tym, że...
Spoiler:
... wszyscy Skywalkerowie umierają i to żaden naturalną śmiercią, ze starości itd. Za to ostatni potomek Palpatine'a aka Dartha Sidiousa po zabraniu im (Skywalkerom) ich mieczy świetlnych, ich statków, ich historii, ich czynów i chwały, na końcu zabiera im jeszcze nazwisko.
Dość przygnębiające.
Spoiler:
I tu sie z toba zgadzam, To tez chyba taki element tej nowo mody - jak ma byc dramatycznie i emocjonalnie to trzeba glownych bohaterow po prostu ukatrupic i wtedy od razu film nabiera glebi. I jak to teraz ogladac od poczatku wiedzac, ze wszyscy pozytywni bohaterowie predzej czy pozniej zgina, tym najgorszym czarnym charakterom w zasadzie sie upiecze. No i teraz jak to sie ma do teorii Lisa, ze Star Wars to po prostu taka bajka co ma dobrze bawic - jak to mozna depresji po tym dostac
Z innej beczki to mi sie tak ubzduralo w glowie, ze juz w sumie mogli wykorzystac ten pomysl, ktory wyszedl przy okazji The Phantom Menace, ze to
Spoiler:
Palpatine mogl stac za poczeciem Anakina i pociagnac to na zasadzie, ze moglo byc wiecej takiego jego potomstwa i wlasnie taka Rey moze byc corka kogos takiego - sztuczka tylko polega na tym, ze nie kazdy z takich potomkow mogl zostac wylapany i po prostu wiodl sobie mniej lub bardziej spokojne zycie, nawet nie zdajac sobie sprawy ze swoich pelnych zdolnosci. A do tego troche na wzor Lord Of the Rings dla Palpatina, poki jego potomkowie zyja jego duch jest w stanie przetrwac czy cos w ten desen i juz jest wszystko zgrabnie wyjasnione.
Najlepsze z tego filmu będą EFAP i "Umbridled Rage".
Red
Letter
Media
To będzie wisienka na torcie recenzji. Zresztą z tego co widzę, to już się zaczął wysyp złota i analiz dłuższych od samego filmu. Ledwo dwa dni minęły.
Najgłośniej chyba jednak śmieje się gość od przecieków, bo podobno wszystko co opisywał w swoich filmikach sprawdziło się na 95%.
Imperator przecież przeżył i został klonem jeszcze w starym kanonie: - "Dark Empire" i wtedy jakoś nikt nie narzekał. Nikt też nie narzekał, że wnuk Vadera, Jacem Solo, został Sithem i że zabiła go własna siostra.
Rozumiem, że skoro Gwiazda Śmierci wybuchła, to nic z niej nie zostało? Przecież jakieś szczątki musiały spaść na ziemię.
Ludzie sami nie wiedzą, czego chcą, a ich oczekiwania zabijają przyjemność z odbioru filmu. Fani polubili TFA ale psioczyli, że to powtórka z ANH, potem, znienawidzili TLJ, bo jest inny ( a sami chcieli czegoś innego ) a teraz, gdy po fali hejtu wrócono do bezpiecznych rozwiązań, to też jest źle, więc czego tak na prawdę chcą fani?
Tak na prawdę, sentyment za oryginalną trylogią jest tak duży, że żaden z ostatnich sześciu filmów nie przypadł 'prawdziwym fanom' do gustu, bo żaden z nich nie jest oryginalną trylogią i to jest największy dramat tego uniwersum: za duży przestój pomiędzy trylogiami.
Spoiler:
Mnie rozczarował finał, bo był zbyt szybki i trochę zmarnował postaci. Ben został szybko wyeliminowany z walki a Imperator za szybko i zbyt łatwo padł.
Niektórzy piszą, że Palpatine powinien wyciągnąć miecz świetlny i walczyć z Rey Tylko że ten Palpatine był podtrzymywany przy życiu przez jakąś aparaturę i gdyby nagle wyciągnął miecz, to wyglądałoby to bardziej kuriozalnie, niż jego walka z Yodą w Senacie, a cała sala by się śmiała. Powinni zrobić młodego klona Imperatora, żeby mógł walczyć z Rey i z Benem, ale chyba bardzo chcieli wykorzystać oryginalnego odtwórcę tej roli.
Czy ci Sithowie, którzy byli w tej Świątyni z Imperatorem to były duychy, jakieś jego projekcje, czy byli prawdziwi? Wygląd tej Świątyni też mi się nie podobał. chodzi mi o zewnętrzny kształt.