Ok, po kilku przesłuchaniach moja krótka opinia co tam nam tym razem
Hans "Przerażacz" Zimmer
wypłodził...
Dunkierka to muzyka zaskakująco inna. Jak z głębokiego horroru, czasami straszy, niepokoi, ale jednocześnie intryguje. Snuje się sennie, wolno, czasem zegarek wybija rytm, czasem inny instrument i całościowo jest bardzo smutna i surowa w brzmieniu. Tina zrobiła tu kapitalną robotę na elektrycznej wiolonczeli. Zegarka wcale nie słyszymy cały czas. Cały score to soundesign i budowanie napięcia z minimalnym wykorzystaniem instrumentów żywych (albo to sample brzmiące jak żywe

). Score jest płytowo w słuchalności oczywiście słabszy od Incepcji i Interstellar, oraz nie ma chwytliwych tematów jak tamte dwa, nie ma BRAAAM, ale to oczywiste przy tego typu kompletnie innym muzycznym produkcie do kompletnie innego filmowego produktu. Muzyka jest wybitnie ambientowa (przy tym senna no ale to z reguły zawsze się uzupełnia

), ale jednocześnie inteligentna. W filmie musi to robić kapitalną robotę, stąd już nie dziwię się tym peanom w recenzjach filmu nt. muzyki. Nie pamiętam kiedy Hans zrobił score tak podporządkowany filmowi. Chyba nigdy. Uważam że wyszedł mu ten eksperyment (słowo klucz!), choć spodziewałem się częściowo czegoś innego. I właśnie... Dla mnie to ciekawy eksperyment, a nie stricte score, ale nie umniejsza to wartości tej pracy. Trudno ten album jednoznacznie oceniać, płyta jest jak dla mnie interesująca, dlatego, że nie miał takiej w karierze oraz z powodu jej konstrukcji i budowy, a całość jest jakby jedną długą i jednostajną (kawałek akcji jest tylko jeden i go znamy - Supermarine) suitą. Bardzo ładny i znów smutny jest utwór Wallfisha, coś na kształt jakiegoś epitafium. No i retrosynthy pojawiają się po raz pierwszy i jedyny na End Credits, które całościowo spaja główne wątki płyty i to chyba najlepszy utwór albumu.
Po tylu latach uważam że Hans może sobie pozwalać na eksperymenty na przekór wszystkim. Wychodzi mu to od lat raz lepiej raz gorzej. Przypomina mi ten album troszkę analogię do "Symetrii" Lorenca, gdzie tam też nagle po tylu latach powstał od Michała po raz pierwszy kompletnie inny i pionierski jak dla niego score, który słuchany w ciemności po prostu straszył/niepokoił. Dunkierka robi to dziś jeszcze lepiej! Dla nie lubiących takich klimatów będzie to zdecydowanie największa katogra PŁYTOWA w dyskografii Hansa, album którego nie zmęczą, przy którym usną, który znienawidzą, który określą największą nudą i jeszcze raz nudą roku. Ja będę do niego wracał, bo lubię niekonwencjonalne podejścia do filmówki, ktokolwiek takie zrobi. Lubię wychodzenie na przekór modom, lubię nowości, lubię niekonwencjonalne podejście do tematu. Choć oczywiście geniuszem tego nie nazwę, nie wszystko tu wyszło tak jakbym chciał i sobie tego życzył (dlaczego nie wstawili jakiegoś solo na klasycznej wiolonczeli czy solo fortepianu?) i to nie kaliber Incepcji czy Interstellar. Ot, ciekawy eksperyment warty odnotowania, który wywoła wielką gównoburzę i nie zdziwię się minimalnym ocenom za CD (przy założeniu że recki będą pisane bez znajomości filmu, a jak wiemy często w USA tak jest). Może pojawią się też opinie że to taki Thin Red Line dla ubogich? Kto wie, ale ja bym specjalnie nie porównywał.
Co do skali moich ocen płytowo, skoro w/w dwóm albumom dawałem i daję 5/5, to Dunkierka zasługuje na jakieś, nie wiem, maxymalnie 4/5 ? Wole zdecydowanie takie eksperymenty Hansa, może i trudne w odbiorze na płycie, może senne i nudnawe, w które się trzeba wgryźć, zrozumieć lub nie, docenić lub nie, niż kolejny raz słuchać tych samych badziewi od RCP w stylu BvS.. Dunkierka bardzo podzieli środowisko. W filmie musi być max i to już bez seansu wiem z góry.. Aha, Lisu, wracając do w/w mema, nie słuchaj tego scoru!
