Muzyka w filmie typowe generic. Skromny składzik, kwartecik, skrzypce, wiolonczela solo, z jedna altówka.. Tematu charakterystycznego brak. Ot taka tapetka plumkająca.. Raz można posłuchać. Nie znam jego dyskografii ale obawiam się że jego dzieło życia to to nie jest

ta piosenka jest jego z tego co pamiętam po polskich napisach..
Film jak niestety zakładałem - raczej teatr tv. Nie angażuje, jest w zasadzie bez emocji, ogląda się to jak para-dokument bardziej. Nie rozumiem totalnie zabiegu stylistycznego z prześwietleniem kopii w większości filmu oraz kręceniem zdjęć w ciemnych pokojach stale pod ostre światło dzienne zza okna. Szumnie reklamowany Frycz i Głowacki w całym filmie mówią ze 3 zdania, Olbrychski z 10 - co łątwo przeliczyć na czas antenowy. I tyle.
nie wiem jakie te film ma recenzje, ale na mnie szału nie zrobił. Wołoszański tak kręci Nowe Sensacje XX wieku, ale nie prześwietla przy tym kopii
