HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34961
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Dobra hejterzy, jak wejdziecie sobie na tę stronę to w tle leci kolejny przedsmak "Inferno":
https://www.journeythroughhell.com/
Tak, tak jest elektronika i jak to niektórzy tutaj nazywają "elektropierdy".
https://www.journeythroughhell.com/
Tak, tak jest elektronika i jak to niektórzy tutaj nazywają "elektropierdy".
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Wstyd przyznać, ale tak obśmiewani Ramin Djawadi i Steve Jablonsky mają lepszy repertuar w tym roku niż Hansu.

- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Nie, to tylko taka refleksja 
A album pewnie na dniach spłynie drogą elektroniczną.

A album pewnie na dniach spłynie drogą elektroniczną.

- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34961
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Spokojnie film za 10 dni wychodzi do kin, to się obada jak ta muzyka się w nim sprawdza. Ja jestem dobrej myśli.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
O Boże...

Hansu przeszedł sam siebie tym soundtrackiem. Chappie połączone z tymi designerskimi pierdami z BvS i kilka innych "ciekawych" pomysłów przekreślających spuściznę poprzednich dwóch ścieżek tej serii. Hejterzy będą mieli używane... No ale więcej pod wieczór, jak "emocje" opadną.

Hansu przeszedł sam siebie tym soundtrackiem. Chappie połączone z tymi designerskimi pierdami z BvS i kilka innych "ciekawych" pomysłów przekreślających spuściznę poprzednich dwóch ścieżek tej serii. Hejterzy będą mieli używane... No ale więcej pod wieczór, jak "emocje" opadną.


- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Płacz, płacz, bo po pierwszym odsłuchu zachcesz zapomnieć o tym albumie. 
3 w miarę znośne utwory - tyle można z tej pracy wyciągnąć. Oczywiście jeżeli się puści mimo uszu, że w żaden sposób nie są odkrywcze.

3 w miarę znośne utwory - tyle można z tej pracy wyciągnąć. Oczywiście jeżeli się puści mimo uszu, że w żaden sposób nie są odkrywcze.


Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
to teraz rozumiem ten tekst z koncertu w Manchesterze gdy powiedział do publiki że Inferno to na pewno ostatni film z Langdonem jaki zrobił.. Tyle że tam sto osób to pisało
i efekty mamy
i jeszcze nagle wyskoczył z 71 minutami no ale wszystkie podnóżki muszą zarobić na tantiemach, stąd powód tej długości 



#FUCKVINYL
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Ten film wygląda i zapowiada się okropnie i trudno było się spodziewać, że muzyka będzie czymś dużo lepszym. Tym bardziej, że to część trzecia, nikt chyba tego filmu nie chciał i podejrzewam, że Zimmer jest już też zmęczony tymi bzdurami (choć pewnie oficjalnie tego nie powie...na razie). Robienie sobie nadziei poziomem muzyki z dwóch poprzednich części jest z lekka naiwne - to było 7 lat temu, a to w kontekście twórczości kogoś takiego jak Zimmer cała epoka...

- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Okej, to zaczynamy drążyć szczegóły…
Dwa odsłuchy, to max na co było mnie stać. W połowie tego drugiego miałem już ochotę pierd***ąć słuchawkami o blat i wrócić do Kodu Da Vinci. Jakiekolwiek porównywanie tych dwóch tworów mija się z celem. To dwie wyrwane z różnych galaktyk kompozycje. Bardzo akustyczny „DVC” niestety rozmienił się na drobne serwując nam w „Inferno” jeden wielki eksperyment elektroniczny. Hansu chyba z siebie wychodził by przemontować to jakoś schludnie (cały album 70:45 min to jedna wielka suita), ale co z tego, skoro ¾ tego można do kosza wyrzucić.
W pierwszej pół godzinie próżno szukać jakiekolwiek instrumentu orkiestrowego… nawet nie ma co liczyć na sample takowych. Wszystko determinowane jest sound designerskim wypełnianiem przestrzeni, tworzeniem dynamiki i zabawą wtyczkami edycyjnymi. Trochę nowoczesności, trochę nawiązań do Media Ventures, ot jak w przypadku "Remove Langdon" przypominającego niektóre twory Trevora Rabina sprzed dwóch dekad. Pulsujące bity to pikuś w zestawieniu z awangardą, jaką Hansu odstawia w „Seek And Find”. Przypomną się tutaj atonalne, quasi-chaotyczne twory kojarzone z analogicznymi fragmentami BvS… czasami również ocierające się o iście horrorowy miszmasz, jaki Chis Young popełnił dla Sinistera. Wesoło, nie?
Do śmiechu nie jest tym, którzy szukają jakiegoś wspólnego mianownika z poprzednimi odsłonami serii. Poza ledwo cytowanym motywem ubieranym w szaty agresywnych sampli, próżno szukać (na tym etapie naszej soundtrackowej przygody) czegoś takiego. Sytuacja zmienia się po wspominanych wyżej dwóch kwadransach. Kiedy już zmęczeni jesteśmy elektropierdem godnym Djawadiego i Balfego sprzed lat, wtedy na horyzoncie pojawia się kilka minut ogłady. Najbardziej znamiennym jest tutaj „Beauty Awakens The Soul To Act” uderzający w ambientowo-akustyczny performing. Są solowe smyczki, jest w końcu wyraźnie zarysowany temat. Jakiś tam nastrój melancholii również. „Elizabeth” dorzuca do tego zestawu fortepianowe solówki. Oczywiście najbardziej wypasiony i patetyczny aranż tegoż tematu dostajemy w „Life Must Have It's Mysteries” przypominającym wykonawczą kalkę „Chevaliers de Sangreal”. No ale zanim to nastanie, to Hansu nie omieszka raz jeszcze powku***ać nas pięciominutową dawką elektropierdów.
Końcówka płyty zupełnie jakby z dupy. „Our Own Hell On Earth”, to jakaś suita budowana wokół koncepcji wykorzystanych na całej długości soundtracku.
Nie wiem, może się znajdą jacyś fascynaci takiego grania balansującego na eksperymentatorstwie godnym „Chappiego” i podłym utylizowaniu pewnych form wyrazu. Jak dla mnie ten materiał, to jakaś padaka. Po świetnym „DVC” i całkiem porządnym guilty pleasure w „Aniołach i demonach”, „Inferno” wydaje się jakimś chorym żartem – budżetową grotechą, o której chce się szybko zapomnieć.
Co ciekawe do samej muzyki i tego w jaki sposób jest ona wykonana, jaki klimat wywołuje – tutaj nie miałbym większych obiekcji, gdyby to wszystko pozbawione było powyższego kontekstu i podpisane było pod jakimś innym filmem. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jak to wszystko działa w połączeniu z obrazem. No ale może się pozytywnie rozczaruję, jak w przypadku TASM2, choć mam solidne obawy, że miks filmowy nie będzie zbyt łaskawy dla muzyki Hansa. Nie ma w niej bowiem żadnych fragmentów, które świadczyłyby o jakiejkolwiek możliwości wyeksponowania w tym potwornie źle zapowiadającym się filmie.
P.S. Kto to w ogóle u nas recenzuje??
Dwa odsłuchy, to max na co było mnie stać. W połowie tego drugiego miałem już ochotę pierd***ąć słuchawkami o blat i wrócić do Kodu Da Vinci. Jakiekolwiek porównywanie tych dwóch tworów mija się z celem. To dwie wyrwane z różnych galaktyk kompozycje. Bardzo akustyczny „DVC” niestety rozmienił się na drobne serwując nam w „Inferno” jeden wielki eksperyment elektroniczny. Hansu chyba z siebie wychodził by przemontować to jakoś schludnie (cały album 70:45 min to jedna wielka suita), ale co z tego, skoro ¾ tego można do kosza wyrzucić.
W pierwszej pół godzinie próżno szukać jakiekolwiek instrumentu orkiestrowego… nawet nie ma co liczyć na sample takowych. Wszystko determinowane jest sound designerskim wypełnianiem przestrzeni, tworzeniem dynamiki i zabawą wtyczkami edycyjnymi. Trochę nowoczesności, trochę nawiązań do Media Ventures, ot jak w przypadku "Remove Langdon" przypominającego niektóre twory Trevora Rabina sprzed dwóch dekad. Pulsujące bity to pikuś w zestawieniu z awangardą, jaką Hansu odstawia w „Seek And Find”. Przypomną się tutaj atonalne, quasi-chaotyczne twory kojarzone z analogicznymi fragmentami BvS… czasami również ocierające się o iście horrorowy miszmasz, jaki Chis Young popełnił dla Sinistera. Wesoło, nie?
Do śmiechu nie jest tym, którzy szukają jakiegoś wspólnego mianownika z poprzednimi odsłonami serii. Poza ledwo cytowanym motywem ubieranym w szaty agresywnych sampli, próżno szukać (na tym etapie naszej soundtrackowej przygody) czegoś takiego. Sytuacja zmienia się po wspominanych wyżej dwóch kwadransach. Kiedy już zmęczeni jesteśmy elektropierdem godnym Djawadiego i Balfego sprzed lat, wtedy na horyzoncie pojawia się kilka minut ogłady. Najbardziej znamiennym jest tutaj „Beauty Awakens The Soul To Act” uderzający w ambientowo-akustyczny performing. Są solowe smyczki, jest w końcu wyraźnie zarysowany temat. Jakiś tam nastrój melancholii również. „Elizabeth” dorzuca do tego zestawu fortepianowe solówki. Oczywiście najbardziej wypasiony i patetyczny aranż tegoż tematu dostajemy w „Life Must Have It's Mysteries” przypominającym wykonawczą kalkę „Chevaliers de Sangreal”. No ale zanim to nastanie, to Hansu nie omieszka raz jeszcze powku***ać nas pięciominutową dawką elektropierdów.
Końcówka płyty zupełnie jakby z dupy. „Our Own Hell On Earth”, to jakaś suita budowana wokół koncepcji wykorzystanych na całej długości soundtracku.
Nie wiem, może się znajdą jacyś fascynaci takiego grania balansującego na eksperymentatorstwie godnym „Chappiego” i podłym utylizowaniu pewnych form wyrazu. Jak dla mnie ten materiał, to jakaś padaka. Po świetnym „DVC” i całkiem porządnym guilty pleasure w „Aniołach i demonach”, „Inferno” wydaje się jakimś chorym żartem – budżetową grotechą, o której chce się szybko zapomnieć.
Co ciekawe do samej muzyki i tego w jaki sposób jest ona wykonana, jaki klimat wywołuje – tutaj nie miałbym większych obiekcji, gdyby to wszystko pozbawione było powyższego kontekstu i podpisane było pod jakimś innym filmem. Naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jak to wszystko działa w połączeniu z obrazem. No ale może się pozytywnie rozczaruję, jak w przypadku TASM2, choć mam solidne obawy, że miks filmowy nie będzie zbyt łaskawy dla muzyki Hansa. Nie ma w niej bowiem żadnych fragmentów, które świadczyłyby o jakiejkolwiek możliwości wyeksponowania w tym potwornie źle zapowiadającym się filmie.
P.S. Kto to w ogóle u nas recenzuje??
Ostatnio zmieniony czw paź 06, 2016 18:27 pm przez Ghostek, łącznie zmieniany 2 razy.

- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
O ile o muzykę można było mieć obawy od dawna, o tyle sam film nie musi być wcale zły. Nie prawdą jest też to, że nikt na ten film nie czeka - czytałem cztery książki Browna i chętnie zobaczę kolejne przygody Langdona - nie rozumiem tylko, dlaczego te filmy powstają niechronologicznie? ...Tomek pisze:Ten film wygląda i zapowiada się okropnie i trudno było się spodziewać, że muzyka będzie czymś dużo lepszym. Tym bardziej, że to część trzecia, nikt chyba tego filmu nie chciał i podejrzewam, że Zimmer jest już też zmęczony tymi bzdurami (choć pewnie oficjalnie tego nie powie...na razie). Robienie sobie nadziei poziomem muzyki z dwóch poprzednich części jest z lekka naiwne - to było 7 lat temu, a to w kontekście twórczości kogoś takiego jak Zimmer cała epoka...

Książki:
1: "Anioły i Demony"
2: "Kod Leonardo Da Vinci"
3: "Zaginiony Symbol"
4: "Inferno"
Filmy:
1: "Kod Da Vinci"
2: "Anioły i Demony"
3: "Inferno"

Wawrzyniec na 100%Nie wiem, może się znajdą jacyś fascynaci takiego grania balansującego na eksperymentatorstwie godnym „Chappiego” i podłym utylizowaniu pewnych form wyrazu.


Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Wiadomo, że sama marka i fandom związany z książkami ściągnie do kin jakieś określone grono widzów. Ale patrząc na prognozy box office nie wygląda to różowo. Prognozy, prognozami, ale już niedługo się przekonamy ile z tego ugra sobie Inferno. 


- Pawel P.
- Metallica
- Posty: 1525
- Rejestracja: czw gru 29, 2011 21:36 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Po jednym na razie odsłuchu muszę potwierdzić słowa Ghostka, wieje nudą i pustką, ale dam temu jeszcze szansę, jak znajdę chwile, by się skupić wyłącznie na tej muzyce, a nie puścić ją jako tło do pisania.
Re: HANS ZIMMER - INFERNO (2016)
Hans Freakin' Zimmer & Wild Band tym razem przedobrzyli.. Bywa
ja czekam na odsłuch i się wypowiem i nie tracę nadziei 


#FUCKVINYL