Pamiętam sytuację z Mission: Impossible 2, gdzie studio wpadło w panikę, bo pierwsza wersja miała 3 godziny. Kazali Woo pociąć do dwóch godzin, przez co fabuła w ogóle straciła sens. Kto wie, czy Thor 2 to nie taki sam przypadek trochę
Tak jak można było podejrzewać, skromny, stonowany, dramatyczny, portmanowski score, oparty głównie o niezgorszy temacik ze skromnym udziałem japońskiego instrumentarium, trójeczkę można spokojnie dać.
Robię odkop, bo słabo znam Burwella, a chciałbym, żeby ktoś mi powiedział czy rżnie tu jakoś ze swoich starszych dokonań lub w inny sposób odgrzewa kotleta?