Całkiem sympatyczne, dość nietypowe love story (z twistem po 20 minutach) od Tornatore. Jakoś nie bardzo wierzyłem w tą Kurylenko, niby ładna dziewczyna ale bardziej mi się zdawała pasować do filmów pokroju "Szybcy i wściekli ileś tam" niż czegoś takiego, ale Tornatore potrafi jednak ładnie kobiety filmować a i wydobyć z nich tyle aktorskich możliwości, ile się da. Choć czemu jej postać była zakochana w takim starym dziadzie jak Irons to w sumie nie wiadomo.

Muzyka Ennio działa bardzo dobrze, powiedziałbym - mocne ****. Kto słuchał płyty ten zna i brzmienie i że jest to muzyka raczej spokojna, jednostajna, melancholijna. Taki klimacik w filmie ma budować i z tego się świetnie wywiązuje i wcale nie przeszkadza, że tak często pojawia się główny temacik. Jakichś super pamiętnych momentów ona nie ma, raczej cały czas jest gdzieś obecna (nie dosłownie oczywiście, Tornatore używa jej w granicach rozsądku), budując nastrój i emocje.
Dwie mocne 4 za płytę i za film, co znaczy że to pewnie jedna z mocniejszych pozycji tego roku, bo jakoś lawiny piątkowych scorów nie spodziewałbym się.
PS: Nie wiem czy się zbiorę w sobie na recenzję, może Kaonashi mnie uprzedzi, choć jak będzie latami czekał na polskie napisy tak jak z tym Crouching Tiger, to chyba jednak w końcu nie wytrzymam i skrobnę.
