Marek Łach pisze:Score Williamsa to najlepszy soundtrackowy prezent, jaki dostałem od wielu, wielu lat.

Moja początkowa reakcja (po seansie filmu) była wobec muzyki raczej chłodna (tak miało wiele osób), ale praktycznie z każdym kolejnym odsłuchem, począwszy od pierwszego, rósł mój podziw dla tej ścieżki, aż przerodził się w prawdziwy zachwyt (tak również miało wiele osób, co widać np. po zagranicznych forach soundtrackowych). TFA trzeba muzycznie rozgryźć, nie dociera do słuchacza z taką łatwością jak poprzednie części, ale gdy poświęci mu się trochę uwagi i zaangażowania, jest równie satysfakcjonujący. Ba, moim zdaniem to najbardziej satysfakcjonująca muzyka, jaka wyszła spod pióra Williamsa od czasu Memoirs of Geisha. Temat Rey to narracyjny geniusz, marsz ruchu oporu to najbardziej przewrotny i zmyślny koncept militarystyczny w całej sadze, motyw Finna cieszy moje goldsmithowskie serduszko, motyw Kylo raduje we mnie starego herrmannowca, a scherzo X-wingów to swashbuckler rozkładający mnie na łopatki.

Tyle tu emocjonujących momentów, narracyjnej błyskotliwości, aranżerskiego zaawansowania i ukrytych smaczków, że praktycznie nie wyjmuję płytki z odtwarzacza i za każdym razem sprawia mi coraz więcej przyjemności. Oczywiście kilka elementów można by poprawić, także w palecie tematycznej, ale w obliczu highlightów mają one dla mnie znaczenie drugoplanowe.
Wiadomo, że score musi się przegryźć i dopiero za ileś miesięcy będzie można sensownie sklasyfikować go w dorobku muzycznym sagi. Teraz nie będę więc porywał się na takie wyzwanie, tym bardziej że moja opinia mogłaby u paru osób skutkować stanami nerwowymi.
Co do samego filmu to nie będę się tu rozwijał, bo od tego jest osobny wątek, ale jestem raczej na tak, nowe postaci są bardzo satysfakcjonujące i wiarygodne, a muzyka Williamsa pięknie niuansuje i Rey, i Kylo Rena.