Rozmowa z Williamsem o pisaniu muzyki do E7:
http://www.latimes.com/entertainment/ar ... story.html
Podzielę się również moimi odczuciami na gorąco. Po pierwsze dziwi mnie trochę hejt na ten film. Moje oczekiwania zostały całkowicie spełnione, a nawet więcej. Bawiłem się doskonale, poczułem się jak mały chłopiec (co jest oczywiście bardzo pozytywne). Wszystko tam współgra ze sobą, nie ma sztuczności. Bomba! Już się nie mogę doczekać, aż zobaczę ten film ponownie
Muzyka... Tu sprawa nieco się komplikuje. Żeby było jasne, nie słuchałem jeszcze płytki, na film poszedłem "na czysto". Czytając pierwsze bardzo krytyczne opinie tutaj, zacząłem się nieco niepokoić. Będąc po seansie mogę stwierdzić, że były przesadzone, choć nie do końca tego oczekiwałem. Trochę za bardzo anonimowa to muzyka w porównaniu do poprzednich części. Na początku filmu w zasadzie jej nie ma, choć mam odczucie, że to celowy zabieg Abramsa, takie subtelne wprowadzenie. W miarę zbliżania się do końca robi się jednak coraz lepiej. Sam finał to już dobry stary Williams.
Tematyka. Wiadomo, błyszczy tutaj temat Rey. Po prostu śliczny, pokuszę się o stwierdzenie, że jeden z bardziej udanych w karierze Johna. Niestety jest jedynym, który potrafię zanucić po wyjściu z kina. Reszta niby gdzieś tam gra, ale nigdzie się nie wybija. Niedobrze. Mam nadzieję, że na płytce są jednak bardziej wyeksponowane.
Reasumując. Źle nie jest, ale geniuszu też raczej nie ma. Porównując oczywiście do pozostałych części, bo jakby nie patrzeć, to jest to jeden z lepszych scorów tego roku. Strukturalnie i technicznie wiadomo - Williams. Styl Williamsa jednak przez ostatnie 10 lat znacząco się zmienił, wyewoluował (patrz choćby wspominane War Horse) więc nie dziwi mnie zbytnio ostateczny kształt tej muzyki. Ortodoksyjni fani klasycznego brzmienia SW nie będą pewnie zadowoleni. Myślałem, że też do nich należę, ale muszę przyznać, że poczułem powiew świeżości, czegoś innego ale za to doskonale pasującego do filmu.
Liczę po cichu, że John jednak powróci do kolejnych epizodów...