#120
Post
autor: Paweł Stroiński » śr mar 11, 2015 21:04 pm
No właśnie udowodniłeś jak bardzo znasz się na muzyce filmowej jako gatunku. Byłbym w stanie udowodnić na poziomie technicznym, o ile Newman bije Arnolda w wielu względach, łącznie z filtrowaniem stylu Barry'ego. Przecież precedensy niecytowania piosenek w score już w Bondach były, choć, trzeba przyznać, nigdy to nie wychodziło na dobre (w tym w jedynym Bondzie od czasu The Living Daylights, którego nie słuchałem). Jest różnica między rozumieniem stylistyki serii a kopiowaniem tej stylistyki dlatego, że jest się fanbojem i przyjacielem kompozytora. Moim zdaniem wybierając pewne elementy, wycinając za to inne, Newman doskonale się wpisuje w "Bondowatość Bonda", choć niestety są to rzeczy, w które naprawdę poważnie trzeba się wsłuchać, by dokładnie ogarnąć ten pomysł. Znam wielkiego fanboja Bondów i Barry'ego jako takiego, który na przykład Arnolda za bardzo nie ceni, a Skyfall określił (w recenzji) jako jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy, score do Bonda od czasów Barry'ego.
Z drugiej strony jedna rzecz. Najlepszy Arnold jako score to ten, który najbardziej bezpośrednio i nieco bardziej na pałę cytował stylistykę. Ale pamiętać należy o pewnej specyfice stylu (jako takiego, nie tylko Bondowskiego!) Barry'ego, co pozwoliło uporządkować pewien orkiestracyjny burdel, który się wpakował Arnoldowi w poprzednich ścieżkach (dlatego na przykład Casino Royale czy Quantum of Solace nie jest wcale tak jednoznacznie pozytywnie przyjmowane przez fanów serii jako najlepsze score'y, dla wielu fanów serii, tych aktywnych na forach internetowych o muzyce filmowej, Arnold w Bondach skończył się na Tomorrow Never Dies lub, jeśli są w dobrym nastroju, World is Not Enough). TND pozostaje najlepszym Bondowskim score Arnolda na pewno (znam w sumie wszystkie, choć najsłabiej World Is Not Enough, do czego się bez bicia przyznaje, najczęściej wracałem właśnie do TND i w sumie pojedynczych kawałków z QoS).
Die Another Day ledwo zdzierżyłem na oryginalnym wydaniu. Kompleta, choć miałem przez chwilę, nawet nie rozpakowałem.
Bez bicia przyznaję się także, że nie należę do miłośników twórczości Arnolda. Arnold praktycznie w dużych ścieżkach mnie nie przekonuje, TND uważam za świetne, podobało mi się za to Changing Lanes i Amazing Grace (co Arnolda ucieszyło, jak z nim kiedyś odstawiłem czata na Facebooku, bo to "nieco bardziej osobiste score'y dla mnie"), ale od Bondów na przykład zdecydowanie wolę Shafta i Four Brothers, i ten pierwszy score może nawet zakupię, jeśli wpadnę na pomysł, gdzie to cholerstwo wyląduje na półce, bo w tej chwili nie bardzo mam półkę. Jego score'y na pełną orkiestrę, niestety, nie bardzo na mnie działają. Traktuję je po prostu jako powtórki z rozrywki (jak nie Barry w Bondach, to kompozytorzy pokroju Williamsa w większości score'ów dla Emmericha), które może i mają mniej lub więcej funu (zależy od tego, jak się jego twórczość lubi), ale w historii muzyki filmowej znaczenia wielkiego nie mają.