I było się tak wychylać?hp_gof pisze:Drugi odsłuch - duuuuuuuuużo lepiej


Miałem już nie słuchać, ale nie mogłem się oprzeć



Ps. Bonusowy kawałek zbędny, zwykły giacchinowski action score, nieco zacierający wrażenia po finale "Commitment".
I było się tak wychylać?hp_gof pisze:Drugi odsłuch - duuuuuuuuużo lepiej
Nie trzeba być audiofilem, po prostu mnóstwo detali tu po prostu nie słychać, chór nawala, a pod spodem też dzieją się ciekawe rzeczy, których nie idzie wyłapać, dopiero za drugim razem zauważyłem, że sporo tu pizzicato, a perkusjonaliach czy harfie nie wspomnąć, a z drugiej strony gdzieniegdzie ten sam chór czy wokalizę ledwo co idzie wyłapać (końcówka 4th Movement).Ja nie jestem audiofilem, więc flaki ani płyta mi niepotrzebne na tym etapie słuchania
Ja chyba dam ostatecznie 4.5, z 5 poczekam na TomorrowlandAle Carter nadal jest dla mnie najlepszym scorem Michaela i nic tu się jeszcze przez jakiś czas nie zmieni![]()
Ale ja tam wam na kontach Premium aktywowałem, przez aplikację (zarówno na kompie, jak i telefonach) masz 320 kbps i to Ogg Vorbis, które jest lepsze niż MP3Mystery pisze:raczej szkoda takiej muzy na jakość web playera
Szkoda, że dopiero teraz napisałeś, to ja męczę się na 160 kbps...Ale ja tam wam na kontach Premium aktywowałem, przez aplikację (zarówno na kompie, jak i telefonach) masz 320 kbps i to Ogg Vorbis, które jest lepsze niż MP3A na przeglądarkowym odtwarzaczu jest tylko 160 kbps.
I w takich jednak przypadkach do "zagłębienia się" w score i jego posmakowania (w sensie orkiestracji, techniki) wymagana będzie jednak oryginalna płytka. Chodzi mi, że odsłuch takich zaawansowanych brzmieniowo, rozbudowanych score'ów nastawionych na orkiestrę z mp3-ójek bywa złudny. Takie jest moje zdanie.Mystery pisze:Nie trzeba być audiofilem, po prostu mnóstwo detali tu po prostu nie słychać, chór nawala, a pod spodem też dzieją się ciekawe rzeczy, których nie idzie wyłapać, dopiero za drugim razem zauważyłem, że sporo tu pizzicato, a perkusjonaliach czy harfie nie wspomnąć, a z drugiej strony gdzieniegdzie ten sam chór czy wokalizę ledwo co idzie wyłapać (końcówka 4th Movement).
Wiadomo, że dla fanów nie będzie dużego problemuMystery pisze:Co do postu Tomka. W całej historii muzyki filmowej mało jest scorów, które na 2 CD byłby przystępne od początku do końca i tak jest i tu, tak bez przerwy między płytami, jest po prostu dla zwykłego śmiertelnika za dużo i pod koniec może nie czuć zmęczenia, ale przesyt już tak, szczególnie, że po 70 minutach epickiego scoru, ostatnie 35 minut to już w ogóle nieustanne wybuchy orkiestry itp. Producentem Jupitera był sam Giacchino i w sumie dobrze to wszystko złożył i umieścił, dając na przykład Movementy co było z myślą o słuchaczu, przez co w sumie całe wydanie urosło do 2 CD, ale przecież kosztuje to tyle co jedno CD, toteż słuchacz kasy nie traci, a zyskuje tylko muzykę i to dobrą, bo przecież te suity można było sobie odpuścić. Oczywiście można by było ułożyć 80 minutową płytkę, której słuchało by się bardzo dobrze, ale to wszystko rozbija się o indywidualne gusta i po mojemu te 2 CD w przypadku tego scoru jest dobrym rozwiązaniem, bo można przemęczyć kilka mniej angażujących kawałków, które można policzyć na palcach jednej ręki, by zyskać więcej wartej wydania muzy i jak dla mnie te 105 minut Jupitera mija szybciej niż 78 Małp i nie ma tu sztucznego nabijania licznika, no może poza wspomnianym przeze mnie bonusem.
Kiedyś tak, ale to dawno było, przed wojną jeszcze, dziś to prędzej do niezłego filmu kupsztalowy score powstanie, jak na odwrót.Templar pisze:Ale do wielu kup powstawała świetna muzyka
Ostatnio Warner strolował największy festiwal filmów niezależnych w USA Sundance i na ukrytym pokazie puścił Jupitera, wszyscy napaleni hipsterzy byli ponoć oburzeni i na napisach końcowych nie bili braw, choć film obejrzeli całyA skąd w ogóle ten hype skoro film zapowiada się na pstrokatą popierdółkę?