Wiesz, on się zapisał do tego projektu co najmniej rok temu, bo już w okolicy zeszłorocznych Oscarów taka informacja się pojawiła. Na tym etapie to on mógł sobie przeczytać scenariusz, poznać historię człowieka i ewentualnie pooglądać ładne obrazki Deakinsa. A to wszystko naprawdę mogło wyglądać obiecująco. A jak potem dostał finalnie zmontowany (kiepski) produkt, to pewnie nie chciał się już wycofywać. No i magia nazwiska Angeliny, jej "spirituality", jej ewentualne wpływy

i po prostu czysto ludzka sympatia. Oni po prostu mają podobne podejście do muzyki w filmie, do subtelności etc. Więc podejrzewam, że Olo kierował się w przypadku tego projektu bardziej sercem niż rozumem. A że nie wyszło... Jak obraz jest mało inspirujący, to muzyka dobra nie wyjdzie, chyba że kompozytor zażywa coś na boku i czerpie inspirację gdzie indziej

Na przykład MM jako film jest słabe, ale George czuje muzykę i razem z Olkiem tworzą dynamiczny duet, stąd naprawdę dobry i spójny score. A Angelina jest zafiksowana na punkcie duchowości i na humanitaryzmie, chciałaby coś subtelnego, ale nie pompatycznego, ale przed patetycznością nie umie się uchronić. Bo subtelny film z klimatyczną muzyką to trzeba umieć zrobić, a to nie jest wcale takie łatwe. No i powiedz mi, jak tu Olek ma walczyć z wiatrakami? Wspólnie wybrali bardziej pompatyczne momenty, kiedy Louie znajduje tę swoją wewnętrzną siłę i wtedy wchodzi główny motyw, no ale to też czasami słabo wypada, bo np. w scenie z podnoszeniem belki Miyavi patrzy jak debil na Louiego (drewno zagrało by lepiej), Louiemu śnią się ujęcia jakby biegł w rytmie Chariots of Fire, do tego leci pompatyczna muza, no ale z drugiej strony jaka miałaby lecieć? Plumkanie? Muzyka grozy? No też nie, bo zgodnie z koncepcją muzyka nie towarzyszy scenom upadku/bicia/poniżania, tylko scenom powstania/buntu/wiary w siebie. Więc zadanie Olo miał trudne, wpuścił się sam w maliny, za bardzo nie udało mu się podołać, no ale w takich sytuacjach ja po prostu nie wyobrażam sobie jak by to miało inaczej wyglądać. A ta scena pogrzebu - oni mają tak głupie miny i tak sztuczne emocje, że nawet cisza tego nie zamaskuje. Generalnie, najlepiej by było gdyby muzyki w tym filmie nie było, no ale wtedy Adaś już w ogóle by zwariował, że płyta słaba
Podsumowując - dobry film, szansa na dobrą muzykę; słaby film, mniejsza szansa na dobrą muzykę. Rada: Olek, inwestuj swój talent w bardziej inspirujące projekty, a rezygnuj ze współpracy z reżyserami, którzy nie rozumieją muzyki. Chociaż to tylko teoria, bo podpisując kontrakt tak naprawdę nie wiesz, co się wydarzy, a potem się nie wycofasz. I wcale nie jest tak łatwo wytłumaczyć reżyserowi swoich racji i go przekonać, zwłaszcza jeśli od początku w tym duecie nie kliknęło. Jakby nie patrzeć, kompozytor jest tylko pioneczkiem, który musi znać swoje miejsce w szeregu. Chyba tylko Williams może sobie pozwolić na napisanie czegokolwiek, bo reżyser będzie mu lizał buty ciesząc się, że w ogóle Papa Dżon chciał się zgodzić z nim współpracować.
hp_gof pisze:Worst Desplat ever.
Adam pisze:nie. jest b.kiepski. ale nie najgorszy ever z niego, bez przesady

miał gorsze ze 20 lat temu a i wcześniej też.
Adam pisze:To chyba najgorszy score w filmie Ola, nie wiem kto to tak mu podłożył, kto mu tak a nie inaczej to kazał robić i dlaczego na takie rzeczy się zgodził. Dziwne to po prostu.
Fuckin' logic
