I zanim co niektórzy zaczną tutaj bagatelizować i pisać coś "o bólach dupy z powodu jednego utworu", to pozwolę sobie zaznaczyć, że to nie tylko słynne "dokowanie" chodzi.
Gdybym wierzył w teorie spiskowe to mógłbym wręcz sądzić, że Hans Zimmer mści się na mnie, że zjechałem "12 Years A Slave". Ano dlatego, gdyż jak na złość, prawie wszystkie te momenty, w których zakochałem się od pierwszego seansu, nie znalazły się na albumach:
- Pierwsze podłączanie do Endurance'a i odpalanie go - NIE MA!
- Nagrania z domu - NIE MA!
- SCENA OBRACAJĄCEGO DOKOWANIA - NIE MA!
- Cooper wpadający wiadomo-spoilero-gdzie - NIE MA!
A utwór S.T.A.Y. właśnie się wtedy kończy kiedy dla mnie najpiękniej się rozpoczynał, ze wspaniałym finałem "Eureka"! Oczywiście tego też NIE MA! W sumie aż mnie dziwota bierze, że z kochanego przeze mnie zakończenia muzyka się znalazła, gdyż na logikę to i jej nie powinno być na soundtracku

Jeżeli jednak te momenty są, a ich nie wyłapałem, to będę serdecznie wdzięczny za pomoc przy ich lokalizacji.
Pod tym względem wydanie Deluxe jest jeszcze bardziej wredne, gdyż dodatkowe utwory poruszają się wokół tych świetnych kawałków, zapowiadając ich obecność, a następnie pokazują "Fuck You".
I niestety błędy tego wydania są ewidentne i tego się nie da obronić. I choć w pewnym sensie podziwiam Tomka i Pawła, którzy wyginają się jak jogini w Tybecie, próbując jakoś obronić te ewidentne braki na soundtracku. To jednak z bólem serca muszę stwierdzić, że jesteście w błędzie i już zaczynacie się plątać w Waszych tłumaczeniach. I niestety co też stwierdzam z jeszcze większym bólem serca i nie jest jakoś podyktowane złośliwością, ale zaczynam wykrywać pewną lekko arogancję, która bardzo mi się nie podoba. Ja nie zaprzeczam, że Interstellar to nie tylko świetny, ale przemyślany i inteligentny score (nie soundtrack, score). Ale nie zgadzam się, że trzeba posiadać wiedzę ze starożytnych run, znać na pamięć wszystkie prace Platona, a do poduszki czytać Waltera Benjamina i Jürgena Habermasa, aby słuchać tej muzyki i móc mieć o niej jakąś opinię. A niestety jakąkolwiek formę krytyki, czy też właśnie tego całego światowego (nie bójmy się użyć tego słowa) zamieszania, zbywacie pogardliwymi stwierdzeniami o słuchaczach, którym "tylko pumpikn" w głowie i którzy "się nie znają" i pewnie są jeszcze głupi i głusi. I wpisuje się niestety w to jakże demokratyczne stwierdzenia, że większość oczywiście jest w błędzie.
Byłbym jednak bardzo ostrożny z takim klasyfikowaniem, gdyż poniekąd jako recenzenci, to właśnie takie osoby mamy albo zachęcić, albo odradzić, taki i owy score. A nie uczynimy tego stojąc na piedestale z poczuciem wyższości.
Tak jak wspomniałem, nie jest to jakaś złośliwa uwaga, a bardziej życzliwa prośba do refleksji.
A właśnie jak "refleksje" to przechodzimy do "refleksyjnego" czy też jak to niektórzy piszą "medytacyjnego" soundtracku jakim ma być Interstellar. I właśnie wszelkie te próby obrony braku "Dokowania" coraz bardziej się plączą.
Możliwe, że sam pomieszam kolejność, za co z góry najmocniej przepraszam:
Na początku chyba było, że utwór ten byłby powtórzeniem "Coward". Potem, że utwór ten za bardzo odbiegałby od reszty, gdyż jest to "stary Zimmer" itd. Co w takim razie przeczy już pierwszej teorii, skoro niby ma to być powtórzenie "Coward".

Argumenty o spójności i medytacyjnym charakterze tej ścieżki z wyciszonym "Coward" też niestety nie mogę przyjąć. Soundtrack do "Inception" mimo, że też ograniczony jednak w pełni oddawał charakter filmu, wręcz z jego chronologiczną formą. Za to soundtrack do "Interstellar" nie ma takiej spójności, a dla każdego kto uważnie oglądał film i nie jest hejterem, prezentuje się on bardziej dziurawo od 3 kilometrowego odcinka drogi między Słupskiem, a Krępą Słupską.
W przejściu z "Coward" do "Detach" ewidentnie czegoś brak, jest dziura. I nie mam na myśli czarnej dziury, który jest w stanie zaprowadzić nas do innej Galaktyki. Ale mam na myśli taką dziurę, jaką Rosjanie stworzyli w kopalni diamentów w syberyjskim mieście Mirnyj. Tutaj możecie sobie zobaczyć zdjęcia:
http://pravda.blox.pl/2007/02/Najwieksz ... Ziemi.html
Przejście, ze "S.T.A.Y." do "Where We're Going" też nie wypada dobrze, gdyż kawałek "S.T.A.Y." ucięty jest w momencie, kiedy powinien się najpiękniej rozpoczynać.
I tak samo jeżeli chodzi o powtórzenia to przecież wiele motywów się właśnie powtarza i jakoś nie ma z tym problemu, ale z jednym "dokowaniem" już widać jest. Kiedy i tak nie jest to powtórzenie. Zawsze zazdrościłem innym tutaj forumowiczom świetnego słuchu i umiejętności wyłapywania kontrapunktów i ukrytych tematów. Ale albo mi się słuch wyostrzył, albo nie wiem co, że jakoś jednak słyszę, że scena dokowania nie posiada identycznej muzyki z tym co już było w filmie i jest na płycie.
Aha, kolejny argument, gdyż byłbym zapomniał: Niby jako Hans Zimmer sam byłby zaskoczony całą tą sprawą i popularnością muzyki ze sceny dokowanie. Jaaasne, gdyż większość tych milionowych fanów, to wzięła się z ich fascynacji i uwielbieniem wyciszonych i wysublimowanych kompozycji Zimmera.
Szczerze mówiąc to nie wiem, kiedy ostatnio spotkałem się z muzyką, która tak zachwyca mnie za każdym razem w kinie, która byłaby tak niezdarnie wydana na płycie



Oczywiście na razie jeszcze mogę chodzić do kina i delektować się tą muzyką, ale Interstellar nie będą grać wiecznie. I co potem mam robić? Przecież Zimmer nie wybuduje mi IMAXa w ogrodzie. OK i nawet jak będą wydane dodatkowe utwory, to niby co mam z nimi zrobić? Jak mam je wgrać na wypalone już oryginalne płyty? Jak mam je wgrać, aby były chronologicznie poukładane, abym miał spójną płytę, czy też płyty?
Domyślam się, że niektórzy mają niezły ubaw widząc tzw. "Cierpienia Młodego Fanboja". Gdyż naprawdę jestem rozdarty i z jednej strony chcę dziękować Zimmerowi za tę muzykę, a z drugiej mam ochotę zjechać go za to jak jest wydana. Jak kocham ten score, tylko nie lubię jego wydania.



A jeżeli ma być zabawnie, to w sumie mam pomysł na meme'a z moją podobizną i podpisame:
"Wydał majątek na Illuminated Star Projection Edition. Słucha camripów na youtubie"
...
Oczywiście można biadolić, ale trzeba też myśleć o jakimś rozwiązaniu.
Dlatego też najlepszym rozwiązaniem, byłoby nowe wydanie, czy też wydania. Wycofać te wydania z rynku, jak trzeba będzie to zapłacić odszkodowania, zwrócić niektórym pieniądze, albo wyprzedać te felerne wydania za połowę ceny. Następnie przygotować i wypalić porządne wydania, zawierające wspomniane na wstępie highlighty. Wiadomo na zwykłym wydaniu może być ich mniej, na wydaniu Deluxe więcej. Naturalnie zajęłoby to trochę czasu, ale fani cierpliwie czekali do premiery filmu, jak i po niej, to i tyle wyczekają na porządne wydania.
Ma się rozumieć koszta będą ogromne i pewnie taka sytuacja nigdy jeszcze nie miała miejsce. I w sumie wiem co powiecie, na mój pomysł:
It's not possible!
A ja Wam na to:
No, it's necessary!