Zgadzam się z Tomkiem, sama gala pozostawiła spory niesmak, niestety pod wieloma względami. Momentami odnosiłem wrażenie, że wpadliśmy w kompleks wschodu i musimy za wszelką cenę udowodnić jaki to blichtr mamy w zanadrzu. I tak przyznawanie nagród przed chwilą wymyślonych, światełka, efekty, natłok artystów i silne, oby nie błędne, przeświadczenie, że jesteśmy w centrum muzyczno-filmowego świata. Zabrakło moim zdaniem artyzmu i pokory w doborze wykonywanego materiału oraz rozsądnej ilości gości, co by każdy czuł się doceniony (szukanie odpowiednich fragmentów filmu w media playerze podczas panelu z Soderqvistem - błagam). Dodatkowo artyści nie mający nic wspólnego z muzyką filmową (piątkowy koncert plus Baron wykonujący Incepcję). Z tych względów moim zdaniem Festiwal trochę zaczął zjadać swój własny ogon ocierając się momentami o groteskę. Za rok pewnie dowalą jeszcze mocniej, a i nie zdziwię się jeśli w ogóle zmienią nazwę całego wydarzenia.
Festiwal miał też mnóstwo plusów. Arcydobre wykonanie Goldenthala, obecność Doyla i Marianelliego. Ten pierwszy niezwykle otwarty, cieszący się fanami i muzyką (widzieliście jak winszował kapeluszem w holu kina Kijów?

). Drugi, skupiony, kompletnie zanurzony w tym co robi. Podczas krótkiego spotkania, które okazało się najbardziej inspirującym wydarzeniem festiwalu, Dario opowiadał o swojej muzyce konkretnie, wręcz po akademicku. I choć nie adresował swoich słów do publiczności, jego zaangażowanie budziło ogromny szacunek i w końcu szczerą sympatię. Panel ze wszystkimi kompozytorami nie pozwolił nikomu rozwinąć skrzydeł. Trochę smutno wyglądała sala w połowie tylko zapełniona. Sam Hans Zimmer już na drugi dzień nie miał tyle wigoru, i jego hollywoodzki czar, jaki dało się odczuć na spotkaniu w sobotę, powoli zaczął ulatywać. Szkoda z tego wszystkiego Doyla. Chętnie posłuchałbym jak przebiegała praca nad "Rozważną i Romantyczną", czy jak uzyskać tak odrębne style jak "Sleuth" i "Great Expectations". No nic, pociąg pośpieszny nie zatrzymuje się na wszystkich stacjach.
Ogólnie jednak jestem bardzo zadowolony tym co raz jeszcze udało mi się przeżyć. Wspaniałe wykonanie "Zabić Drozda", imponujący "Gladiator" plus klimat hali. Bardzo chętnie widziałbym ciut inną procedurę i większy nacisk na kompozytorów. Tak, żeby nie tylko podpisywali wydarzenie swoim nazwiskiem, ale faktycznie w nim byli, i muzycznie, i fizycznie.