James Newton Howard - Maleficent (2014)
- bladerunner22
- Zdobywca Oscara
- Posty: 2805
- Rejestracja: ndz sie 21, 2011 14:16 pm
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
a Steve Jablonsky?
Jedna z najpiękniejszych piosenek Lady Pank :
''Zabić Strach''
''Zabić Strach''
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9347
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Odp: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Tyler nie zawsze, ale prawdaGhostek pisze:Ekhmm... Brian Tyler również
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9347
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: Odp: James Newton Howard - Maleficent (2014)
On nie, ale Raminowi się zdarzałobladerunner22 pisze:a Steve Jablonsky?
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Czy ja muszę być osobą, która musi podkreślić, że Desplat też dyryguje sobie sam? 

Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Hisaishi też dyryguje sam. Jest trochę takich kompozytorów i nie ma sensu wszystkich wymieniać.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- DanielosVK
- Howardelis Vangeshore
- Posty: 7893
- Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Patrzcie, hp_gof znowu pisze o Desplacie!
Fe.
Cóż za score, Howard Shore.
Cóż za score, Howard Shore.
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
A Kaonashi o Hisaishim!DanielosVK pisze:Patrzcie, hp_gof znowu pisze o Desplacie!

Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Ale ja przecież nie nawijam o Hisaishim w każdym poście
W sumie to wcale tak dużo o nim nie piszę 


Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Kończąc ten wasz offtop powiem co nieco o wrażeniach po seansie.
Zaznaczę na wstępie, że filmy Disney'a spływają po mnie jak woda po kaczce. Wyjątek stanowił John Carter, który na prawdę fajnie został zrealizowany. W przypadku Czarownicy już tego entuzjazmu nie ma. O samym filmie nie będę się wypowiadał, bo to w sumie nie temat do takich wypróżnień. Powiem tylko, że w połowie seansu morzył mnie sen. No ale dotrwałem.
Opłacało się w sumie pójść, bo zgodnie z przewidywaniami mamy kino świetne wizualnie, ale i wcale nie gorsze pod względem muzycznym. JNH uderza w klasykę gatunku szczelnie wypełniając niemalże każdą sekundę filmu. Wiadomo, że przy tej ilości materiału ciężko non stop skupiać uwagę na ilustracji. Czasami zdarzało mi się łapać kilkuminutowe dziury, z których w ogóle nie pamiętam, co przed chwilą słyszałem. Ale chyba świadczy to o tym, że Howard, mimo swoich ambicji do wyniesienia tej partytury na piedestał ostatnich swoich osiągnięć, ma pokorę względem obrazu.
Tematyka sprawdza się znakomicie. Od razu ją można wychwycić i przypisać do odpowiednich miejsc/osób. Sceny lotu Czarownicy, plenerowe ujęcia, a także pasaże między scenami to już klasa sama w sobie. Przypominają się wtedy największe highlighty w dorobku JNH. Ciężko już natomiast z muzyką akcji, która w finalnym miksie jak zwykle zabijana jest przez całą gamę sfx'ów. Są jednak momenty kiedy i w tego typu scenach wybija się na pierwszy plan. Przykładem jest chyba Maleficent Is Captured, gdzie kilkakrotnie na plecach miałem ciary.
Piosenka Lany wchodzi w napisach końcowych i jak nie trudno się domyśleć, jest kulą u nogi całej ilustracji. Takie gówienko, które od strony muzycznej wykazuje się dużym zrozumieniem względem tematyki, ale wokalnie nie nadąża za poziomem ścieżki.
To tak na gorąco. Więcej w recenzji.
Zaznaczę na wstępie, że filmy Disney'a spływają po mnie jak woda po kaczce. Wyjątek stanowił John Carter, który na prawdę fajnie został zrealizowany. W przypadku Czarownicy już tego entuzjazmu nie ma. O samym filmie nie będę się wypowiadał, bo to w sumie nie temat do takich wypróżnień. Powiem tylko, że w połowie seansu morzył mnie sen. No ale dotrwałem.

Opłacało się w sumie pójść, bo zgodnie z przewidywaniami mamy kino świetne wizualnie, ale i wcale nie gorsze pod względem muzycznym. JNH uderza w klasykę gatunku szczelnie wypełniając niemalże każdą sekundę filmu. Wiadomo, że przy tej ilości materiału ciężko non stop skupiać uwagę na ilustracji. Czasami zdarzało mi się łapać kilkuminutowe dziury, z których w ogóle nie pamiętam, co przed chwilą słyszałem. Ale chyba świadczy to o tym, że Howard, mimo swoich ambicji do wyniesienia tej partytury na piedestał ostatnich swoich osiągnięć, ma pokorę względem obrazu.
Tematyka sprawdza się znakomicie. Od razu ją można wychwycić i przypisać do odpowiednich miejsc/osób. Sceny lotu Czarownicy, plenerowe ujęcia, a także pasaże między scenami to już klasa sama w sobie. Przypominają się wtedy największe highlighty w dorobku JNH. Ciężko już natomiast z muzyką akcji, która w finalnym miksie jak zwykle zabijana jest przez całą gamę sfx'ów. Są jednak momenty kiedy i w tego typu scenach wybija się na pierwszy plan. Przykładem jest chyba Maleficent Is Captured, gdzie kilkakrotnie na plecach miałem ciary.
Piosenka Lany wchodzi w napisach końcowych i jak nie trudno się domyśleć, jest kulą u nogi całej ilustracji. Takie gówienko, które od strony muzycznej wykazuje się dużym zrozumieniem względem tematyki, ale wokalnie nie nadąża za poziomem ścieżki.
To tak na gorąco. Więcej w recenzji.

- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Ja lubię filmy Disneya, znam (prawie, nie widziałem tylko "Black Kingdom") całą animowaną klasykę i zbieram ją od ok. 25 lat (VHS, DVD i Blu-Ray), więc zapewne będę zadowolony z seansu.
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10445
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: James Newton Howard - Maleficent (2014)
Możliwe, bo i tej produkcji nie brakuje magii. Mnie osobiście wkurwiały na przykład ukryte treści, które nachalnie próbuje się sprzedać młodej widowni. Np zacieranie granicy między dobrem a złem, utożsamianie jednego z drugim, rozgrzeszanie zła... Albo na przykład propagowanie idei "równości" pokazując że największą miłością może być miłość kobiety do kobiety. Homolobby nie próżnowało. 

