#545
Post
autor: ravaell » śr maja 21, 2014 14:43 pm
Nie rozumiem niektórych argumentów przeciwników tego score'u. Kiedy rok temu informowano nas o angażu Desplata wiele osób niepotrzebnie podkręcało atmosferę, sugerując nadejście jakiegoś przełomu w orkiestrowej muzyce filmowej, albo przynajmniej symfonicznego brzmienia na poziomie najlepszych prac Poledourisa czy Williamsa, chociaż nic na to nie wskazywało. Desplat to obecnie obok Giacchino najzdolniejszy i najbardziej różnorodny kompozytor we współczesnej orkiestrowej filmówce, jednakże od początku było wiadome, wbrew pozorom, że Godzilla nie będzie filmem, przy którym jakikolwiek kompozytor będzie mógł w pełni rozwinąć skrzydła. Edwards nie miał talentu ani chęci redefiniować gatunek monster movie, lecz poszedł w najgorszym z możliwych kierunków - ku blockbusterowi z przyciężkim klimatem, okraszonym dodatkowo typowo mdłym wątkiem rodzinnym. Czy można do takiego filmu napisać satysfakcjonującą muzykę, nie psując przy tym jeszcze bardziej odbioru filmu? Godzilla w teorii i praktyce jest rozwinięciem stylistyki, którą niedawno mogliśmy oglądać choćby przy okazji World War Z i wyczucie jej, zarówno przez Beltramiego jak i Desplata, skutkowało najbardziej pragmatycznym podejściem - ograniczeniem twórczych zapędów i skomponowania muzyki podporządkowanej stricte obrazowi. Desplat mógł pójść casusem The Da Vinci Code i stworzyć dobrą muzykę zupełnie niepasującą do filmu. Dla nas byłoby to może i lepiej, jednak Desplat nie raz udowadniał, że jest przede wszystkim kompozytorem muzyki filmowej i jego twórcze ambicje nigdy przerastają wymagań samego filmu.
Z resztą natomiast zgadzam się całkowicie, bo nawet jeżeli Desplat nie mógł napisać bardzo dobrej i satysfakcjonującej muzyki, to efekt końcowy tej pracy mógł być dużo dużo lepszy. Zarówno na albumie, jak i w obrazie najlepiej prezentuje się początkowa Godzilla!, z rewelacyjnie rozwijającym się motywem narastającego zagrożenia. Ogólnie pierwsze minuty filmu są całkiem dobrze zilustrowane, jednak potem muzyka ginie w obrazie i aż do wybrzmienia highlightowego Last Shot miałem wrażenie, że jej tam w ogóle nie ma. Całość moim zdaniem nie zasługuje nawet na tę marną trójeczkę, zarówno za album, jak i oddziaływanie w obrazie. Wracał będę najprawdopodobniej tylko do pierwszego utworu.