Wreszcie zaliczone.

O filmie już się rozpisałem i nawet mi się podobał mimo, że posiada wiele wad, jest za długi i powinien się inaczej nazywać. Ale Smaug jest świetny, Smaug rządzi, Smaug powinien mieć swój osobny film, serial telewizyjny i Night Talk Show i w ogóle chcę pójść do jakiejś knajpy ze Smaugiem, przytulić Smauga, i w ogóle Smaug jest taki cool.
I to mnie najbardziej muzycznie boli i niestety nie mogę się zgodzić ani z Tomkiem Goska, ani Markiem Łachem, ani wszystkimi innymi, którym nie dorastam do pięt i którzy swoim profesjonalizmem i merytorycznością zawstydzają mnie do łez. Temat Smauga jest dla mnie niesatysfakcjonujący. I ja domyślam się, że to wyższa szkoła komponowania, ukryte tematy i w ogóle pełen profesjonalizm, ale po prostu mój popcorn w mózgu oczekiwał czegoś innego.
Ja rozumiem, że Shore'owi już się nie chce, ale przynajmniej Smaugowi mógł jakiś wyrazistszy, ciekawszy temat skomponować. Ja oglądając film, chcę go słyszeć, ja wychodząc z kina chcę go nucić, jak motyw Vadera, chcę sobie Deshi Deshi Basarować, albo mieć w głowie syrenę alarmową. Ja chcę coś pamiętać, a nie pamiętam nic.

Taka super postać, a ma taki temat.
I jak pisałem Wy nadajecie na wyższych falach i zaraz odeprzecie moje uwagi i zmiażdżycie mnie Waszymi argumentami jak zgniata się butem robala. I ja jestem gotowy na tego merytorycznego buta pełnego profesjonalizmu, ale ja się tylko wypowiadam jako skromny widz i słuchacz, co ma popcorn zamiast mózgu i który oczekuje, aby fajny smoczek, miał jakiś fajny chwytliwy temacik. Czy to jest aż tak wiele?
Ale możliwe, że rzeczywiście winne też jest podłożenie samej muzyki pod obraz i może powinienem więcej oglądać ten film i więcej słuchać ten soundtrack, aby umuzycznienie Smauga docenić. Ja nie twierdzę, że jest złe, ale też nie bardzo dobre. I ogóle co do tych ukrytych tematów i wszelkich rozwiązań technicznych to uważ