LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
w 3 miesiące w zbudowanym naprędce studio na planie, taki geniusz zrobić:
It was down in Daytona, Tony said would I come down and meet the producers—Don Simpson and Jerry Bruckheimer—I went down there with a t-shirt on, we decided to have this meeting and they basically went ‘Well we’re so behind schedule if you leave now we’ll never get it done. We’ll build you a studio.’ So suddenly I’m stuck in Daytona with one t-shirt but they’re building me this beautiful studio in this warehouse. The one day trip turned into three months.
tutaj wywiad o Days Of Thunder i Scoccie - tez przypadkowy
http://collider.com/hans-zimmer-tony-sc ... interview/
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
To jest część całego dużego wywiadu, z którego wyciągnęli kawałek.
A teraz moja opinia o wydaniu Lali.
Score zyskuje na Final Race... bardzo zyskuje. Jeden fanboj mi obiecał, że będzie więcej mojego ulubionego tematu, ale go niestety nie ma, szkoda, że Hans tak świetny pomysł jak "Darlington - Cole Wins" zmarnował i wrzucił tylko do piosenki, bo to GENIALNY temat i jednym z moich podstawowych, szczerze!, zarzutów wobec tego score jest to (i zawsze było), że Hans nie skorzystał z niego poza tym zupełnie, a byłoby wprost pięknie, gdyby stał się tematem wyścigowym (ale byśmy mieli piękną grę - temat wyścigowy i Main Title zostawione na temat zwycięstwa). Ale niestety tak nie jest i szkoda.
Kilka zarzutów wobec Hansa pozostaje, ale najpierw o bootlegu, bo Adam nie bardzo go zna, więc warto powiedzieć, co tam było nie tak. Brak ostatniego wyścigu, który nie wiedzieć czemu nie wyciekł, odbierał ścieżce strukturę. Nic się za bardzo nie łączyło w całość, po prostu mieliśmy serię kawałków mniej lub bardziej rockowych, które czasem były fajne (Darlington, Test Drive, Kamikaze Drivers), czasem słodkie (temat miłosny), czasem elektroniczne i dość... no, przyznam, nudne. To wszystko jednak nie bardzo miało sens.
Lala nie dodaje score'owi głębi, której mogłoby być odrobinę więcej. Mastering i miks jest świetny, choć, trzeba powiedzieć, że bootleg był, jak na bootleg, jakości świetnej i był to zapewne wyciek prosto z MV (stąd dziwi, pewnie trzymany gdzieś indziej, brak Final Race). Od razu powiem, że połączenie kawałków w jedno trochę niestety rozczarowuje, bo jak zauważył jeden koleś na MainTitles, każdy z tych kawałków pisany jest z odrębną dynamiką i przejście z Rowdy Drives do Who Is This Driver nie bardzo przekonuje, np., można by te sekundę przerwy tam zrobić, ale to są detale, które w ostatecznym rozrachunku nie wpływają na jakość samej muzyki. Warto jednak pamiętać, że Hans pisał ten score trochę z myślą o poszczególnych sekwencjach, być może nawet bardziej z myślą o sekwencjach niż całości, co chyba powinno być dość małym zarzutem, ale z drugiej strony - tak pisany był Gladiator (który wyszedł moim zdaniem lepiej od Days of Thunder, ale o problemach Gladiatora z wewnętrzną spójnością się nie mówi, a szkoda, choć znowu - ten score pozostaje filmowym i albumowym geniuszem).
Czas na odrobinę czepialstwa, bo to mnie wkurzało lekko na bootlegu (i w ogóle w starej twórczości Hansa), i trochę mniej (kiedy człowiek ogarnie całą strukturę dzieła Zimmera może myśleć nad pomysłami narracyjnymi i mniej nad takimi detalami), ale wciąż wkurza lekko: nigdy nie przepadałem u niego za tym wczesnym pseudopianinie elektrycznym, wolałbym, żeby skorzystali z normalnego, żywego fortepianu, detale emocjonalne byłyby lepsze. Na albumie Lali brakuje pięknej wersji tematu miłosnego pt. End Credits i nie rozumiem, dlaczego tego nie ma, za bardzo, choć może nie bardzo komuś się podobało, że przejście w połowie kawałka to dość mocna zrzynka z tematu z A World's Apart, ale i tak jest ładne. Zarzuty do sceny wypadku pozostają, choć przyznam, że dobrze to nadrabia Hospital, jak się tego słucha w całości. Szkoda, że tamtej elektroniki (chodzi mi o bas, nie o te wyższe syntezatory, które zapowiadają materiał policji/FBI w Thelmie) nie było w Car Crash. Trochę by film i muzyka zyskały na ciężarze gatunkowym, ale nie tracąc przy tym na słuchalności. Score fajnie się w ogóle zmienia (bootleg chyba jednak NIE był w kolejności chronologicznej) od momentu wypadku - coś, co wydaje się z początku gówniarską zabawą, nagle zyskuje charakter i osobowość poprzez włączenie całego wątku Claire i generalną powagę (z lekką dozą smutku), kiedy, jak dobrze pamiętam, Cruise zaprzyjaźnia się z postacią Michaela Rookera.
Żeby było jasne - nigdy nie byłem hejterem DoT tak do końca (i nie bardzo rozumiałem te wypowiedzi Hansa), tylko po prostu nigdy nie uznawałem (i wciąż nie uznaję) tego score za geniusz. Vangelisa tu słyszę ciągle (Chariots of Fire). Dla mnie to zawsze było na 3,5, teraz, po wielu przesłuchaniach ocena może urosnąć do pełnej czwórki. Ale na piątkę nigdy u mnie nie zasłuży. Wciąż też wolę Rush, ale to przez to, że w ciągu 23 lat Hans zdołał się czegoś nauczyć o dramaturgii kina, pisząc samodzielnie.
A teraz moja opinia o wydaniu Lali.
Score zyskuje na Final Race... bardzo zyskuje. Jeden fanboj mi obiecał, że będzie więcej mojego ulubionego tematu, ale go niestety nie ma, szkoda, że Hans tak świetny pomysł jak "Darlington - Cole Wins" zmarnował i wrzucił tylko do piosenki, bo to GENIALNY temat i jednym z moich podstawowych, szczerze!, zarzutów wobec tego score jest to (i zawsze było), że Hans nie skorzystał z niego poza tym zupełnie, a byłoby wprost pięknie, gdyby stał się tematem wyścigowym (ale byśmy mieli piękną grę - temat wyścigowy i Main Title zostawione na temat zwycięstwa). Ale niestety tak nie jest i szkoda.
Kilka zarzutów wobec Hansa pozostaje, ale najpierw o bootlegu, bo Adam nie bardzo go zna, więc warto powiedzieć, co tam było nie tak. Brak ostatniego wyścigu, który nie wiedzieć czemu nie wyciekł, odbierał ścieżce strukturę. Nic się za bardzo nie łączyło w całość, po prostu mieliśmy serię kawałków mniej lub bardziej rockowych, które czasem były fajne (Darlington, Test Drive, Kamikaze Drivers), czasem słodkie (temat miłosny), czasem elektroniczne i dość... no, przyznam, nudne. To wszystko jednak nie bardzo miało sens.
Lala nie dodaje score'owi głębi, której mogłoby być odrobinę więcej. Mastering i miks jest świetny, choć, trzeba powiedzieć, że bootleg był, jak na bootleg, jakości świetnej i był to zapewne wyciek prosto z MV (stąd dziwi, pewnie trzymany gdzieś indziej, brak Final Race). Od razu powiem, że połączenie kawałków w jedno trochę niestety rozczarowuje, bo jak zauważył jeden koleś na MainTitles, każdy z tych kawałków pisany jest z odrębną dynamiką i przejście z Rowdy Drives do Who Is This Driver nie bardzo przekonuje, np., można by te sekundę przerwy tam zrobić, ale to są detale, które w ostatecznym rozrachunku nie wpływają na jakość samej muzyki. Warto jednak pamiętać, że Hans pisał ten score trochę z myślą o poszczególnych sekwencjach, być może nawet bardziej z myślą o sekwencjach niż całości, co chyba powinno być dość małym zarzutem, ale z drugiej strony - tak pisany był Gladiator (który wyszedł moim zdaniem lepiej od Days of Thunder, ale o problemach Gladiatora z wewnętrzną spójnością się nie mówi, a szkoda, choć znowu - ten score pozostaje filmowym i albumowym geniuszem).
Czas na odrobinę czepialstwa, bo to mnie wkurzało lekko na bootlegu (i w ogóle w starej twórczości Hansa), i trochę mniej (kiedy człowiek ogarnie całą strukturę dzieła Zimmera może myśleć nad pomysłami narracyjnymi i mniej nad takimi detalami), ale wciąż wkurza lekko: nigdy nie przepadałem u niego za tym wczesnym pseudopianinie elektrycznym, wolałbym, żeby skorzystali z normalnego, żywego fortepianu, detale emocjonalne byłyby lepsze. Na albumie Lali brakuje pięknej wersji tematu miłosnego pt. End Credits i nie rozumiem, dlaczego tego nie ma, za bardzo, choć może nie bardzo komuś się podobało, że przejście w połowie kawałka to dość mocna zrzynka z tematu z A World's Apart, ale i tak jest ładne. Zarzuty do sceny wypadku pozostają, choć przyznam, że dobrze to nadrabia Hospital, jak się tego słucha w całości. Szkoda, że tamtej elektroniki (chodzi mi o bas, nie o te wyższe syntezatory, które zapowiadają materiał policji/FBI w Thelmie) nie było w Car Crash. Trochę by film i muzyka zyskały na ciężarze gatunkowym, ale nie tracąc przy tym na słuchalności. Score fajnie się w ogóle zmienia (bootleg chyba jednak NIE był w kolejności chronologicznej) od momentu wypadku - coś, co wydaje się z początku gówniarską zabawą, nagle zyskuje charakter i osobowość poprzez włączenie całego wątku Claire i generalną powagę (z lekką dozą smutku), kiedy, jak dobrze pamiętam, Cruise zaprzyjaźnia się z postacią Michaela Rookera.
Żeby było jasne - nigdy nie byłem hejterem DoT tak do końca (i nie bardzo rozumiałem te wypowiedzi Hansa), tylko po prostu nigdy nie uznawałem (i wciąż nie uznaję) tego score za geniusz. Vangelisa tu słyszę ciągle (Chariots of Fire). Dla mnie to zawsze było na 3,5, teraz, po wielu przesłuchaniach ocena może urosnąć do pełnej czwórki. Ale na piątkę nigdy u mnie nie zasłuży. Wciąż też wolę Rush, ale to przez to, że w ciągu 23 lat Hans zdołał się czegoś nauczyć o dramaturgii kina, pisząc samodzielnie.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Czy jest ktoś w stanie potwierdzić, że oprócz Becka na gitarze w DoT gra Trevor Rabin? Rabin tak twierdził w jakimś wywiadzie.
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
nie ma o tym żadnych oficjalnych informacji, a wypowiedzi Trevora nawet nie widziałem. choć skoro z przyczyn prawnych Mancina nie został skredytowany, to i również Rabin mógł tak skończyć. ale szczerze wątpię żeby tam grał, a nawet jestem tego pewny że nie grał. wszystkie jego kolaboracje są znane i oficjalnie podane, nawet najmniejsze, nie tylko w filmówce, więc ta też by była podana, jakby coś...
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Według jednej strony Rabin gra na gitarze w piosence Coverdale'a.
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
no ale chwileczkę, mówimy o scorze
bo w piosence oczywiście grał, to prawda. ale na scorze nie grał na 100%.
bo w piosence oczywiście grał, to prawda. ale na scorze nie grał na 100%.
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Aha, dobra. Ktoś na jednym forum po prostu nie był dość precyzyjny
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
grał tylko w piosence, zresztą nagrali ją na szybkiego w trakcie jednodniowej przerwy w trasie Whitesnaka promującej wtedy bodaj album Slip Of The Tongue. nie pamiętam więcej, ale czytałem biografię zespołu stąd pamiętam. a kawałek produkował oczywiście Horn.
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Wiesz, kto wpadł na pomysł wzięcia akurat Coverdale'a na wokal? W ogóle jeden z największych żali, jakie mam do Hansa przez całą karierę to, że nie pisał więcej piosenek .
Moja ulubiona akurat jest z Fana (i tu się Tomek Rokita pewnie ucieszy i zgodzi), ale np. piosenka to jedna z niewielu rzeczy, które lubię w Królu Arturze, I'll Be Holding On to też wielki geniusz...
Moja ulubiona akurat jest z Fana (i tu się Tomek Rokita pewnie ucieszy i zgodzi), ale np. piosenka to jedna z niewielu rzeczy, które lubię w Królu Arturze, I'll Be Holding On to też wielki geniusz...
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Tom Cruise sobie go zażyczył po fanbojsku, ale tego można się dowiedzieć z dodatków filmu albo z biografii zespołu.Paweł Stroiński pisze:Wiesz, kto wpadł na pomysł wzięcia akurat Coverdale'a na wokal?
W ogóle fakt, że temat z piosenki nie jest za bardzo w scorze rozwinięty jest dla mnie raczej oczywistą sprawą - był dil, że Hans z Idolem mieli napisać piosenkę, a Coverdale postawił warunek że ją sobie bierze. Stąd też by nie płacić tantiem, w scorze jej prawie nie ma. To jest oczywiście moja hipoteza, ale nie widzę innej możliwości, biorąc pod uwagę jakie wtedy były w tym biznesie ekstremalne pieniądze i obostrzenia prawne.
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Czekaj, piosenkarz bierze tantiemy za kompozycję?
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
zależy. jak nie on, to by musieli płacić solistom lub producentowi. szkoda że ten temat nie został wykorzystany bardziej, ale score przez to i tak nic nie traci w zasadzie.
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Dla mnie trochę traci, bo to genialna melodia i fajnie by było, jakby Hans grał tym mollowym tematem (czyli z góry - poważniejszym i bardziej budującym suspens w wyścigach) z durowym tematem z Main Title, który byłby tematem zwycięstwa.
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
tylko nie zapominaj, że Hansik to robił wspólnie z Idolem i dziś to pewnie nawet oni sami już nie pamiętają ile % songu jest czyje
#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER
Czekam na skany w takim razie... albo i płytę