#62
Post
autor: Paweł Stroiński » sob lis 09, 2013 20:06 pm
To jest część całego dużego wywiadu, z którego wyciągnęli kawałek.
A teraz moja opinia o wydaniu Lali.
Score zyskuje na Final Race... bardzo zyskuje. Jeden fanboj mi obiecał, że będzie więcej mojego ulubionego tematu, ale go niestety nie ma, szkoda, że Hans tak świetny pomysł jak "Darlington - Cole Wins" zmarnował i wrzucił tylko do piosenki, bo to GENIALNY temat i jednym z moich podstawowych, szczerze!, zarzutów wobec tego score jest to (i zawsze było), że Hans nie skorzystał z niego poza tym zupełnie, a byłoby wprost pięknie, gdyby stał się tematem wyścigowym (ale byśmy mieli piękną grę - temat wyścigowy i Main Title zostawione na temat zwycięstwa). Ale niestety tak nie jest i szkoda.
Kilka zarzutów wobec Hansa pozostaje, ale najpierw o bootlegu, bo Adam nie bardzo go zna, więc warto powiedzieć, co tam było nie tak. Brak ostatniego wyścigu, który nie wiedzieć czemu nie wyciekł, odbierał ścieżce strukturę. Nic się za bardzo nie łączyło w całość, po prostu mieliśmy serię kawałków mniej lub bardziej rockowych, które czasem były fajne (Darlington, Test Drive, Kamikaze Drivers), czasem słodkie (temat miłosny), czasem elektroniczne i dość... no, przyznam, nudne. To wszystko jednak nie bardzo miało sens.
Lala nie dodaje score'owi głębi, której mogłoby być odrobinę więcej. Mastering i miks jest świetny, choć, trzeba powiedzieć, że bootleg był, jak na bootleg, jakości świetnej i był to zapewne wyciek prosto z MV (stąd dziwi, pewnie trzymany gdzieś indziej, brak Final Race). Od razu powiem, że połączenie kawałków w jedno trochę niestety rozczarowuje, bo jak zauważył jeden koleś na MainTitles, każdy z tych kawałków pisany jest z odrębną dynamiką i przejście z Rowdy Drives do Who Is This Driver nie bardzo przekonuje, np., można by te sekundę przerwy tam zrobić, ale to są detale, które w ostatecznym rozrachunku nie wpływają na jakość samej muzyki. Warto jednak pamiętać, że Hans pisał ten score trochę z myślą o poszczególnych sekwencjach, być może nawet bardziej z myślą o sekwencjach niż całości, co chyba powinno być dość małym zarzutem, ale z drugiej strony - tak pisany był Gladiator (który wyszedł moim zdaniem lepiej od Days of Thunder, ale o problemach Gladiatora z wewnętrzną spójnością się nie mówi, a szkoda, choć znowu - ten score pozostaje filmowym i albumowym geniuszem).
Czas na odrobinę czepialstwa, bo to mnie wkurzało lekko na bootlegu (i w ogóle w starej twórczości Hansa), i trochę mniej (kiedy człowiek ogarnie całą strukturę dzieła Zimmera może myśleć nad pomysłami narracyjnymi i mniej nad takimi detalami), ale wciąż wkurza lekko: nigdy nie przepadałem u niego za tym wczesnym pseudopianinie elektrycznym, wolałbym, żeby skorzystali z normalnego, żywego fortepianu, detale emocjonalne byłyby lepsze. Na albumie Lali brakuje pięknej wersji tematu miłosnego pt. End Credits i nie rozumiem, dlaczego tego nie ma, za bardzo, choć może nie bardzo komuś się podobało, że przejście w połowie kawałka to dość mocna zrzynka z tematu z A World's Apart, ale i tak jest ładne. Zarzuty do sceny wypadku pozostają, choć przyznam, że dobrze to nadrabia Hospital, jak się tego słucha w całości. Szkoda, że tamtej elektroniki (chodzi mi o bas, nie o te wyższe syntezatory, które zapowiadają materiał policji/FBI w Thelmie) nie było w Car Crash. Trochę by film i muzyka zyskały na ciężarze gatunkowym, ale nie tracąc przy tym na słuchalności. Score fajnie się w ogóle zmienia (bootleg chyba jednak NIE był w kolejności chronologicznej) od momentu wypadku - coś, co wydaje się z początku gówniarską zabawą, nagle zyskuje charakter i osobowość poprzez włączenie całego wątku Claire i generalną powagę (z lekką dozą smutku), kiedy, jak dobrze pamiętam, Cruise zaprzyjaźnia się z postacią Michaela Rookera.
Żeby było jasne - nigdy nie byłem hejterem DoT tak do końca (i nie bardzo rozumiałem te wypowiedzi Hansa), tylko po prostu nigdy nie uznawałem (i wciąż nie uznaję) tego score za geniusz. Vangelisa tu słyszę ciągle (Chariots of Fire). Dla mnie to zawsze było na 3,5, teraz, po wielu przesłuchaniach ocena może urosnąć do pełnej czwórki. Ale na piątkę nigdy u mnie nie zasłuży. Wciąż też wolę Rush, ale to przez to, że w ciągu 23 lat Hans zdołał się czegoś nauczyć o dramaturgii kina, pisząc samodzielnie.