#44
Post
autor: ludi » pn lis 04, 2013 22:11 pm
Zawsze przy tych topach trzęsie mi się ręka, i zanim wyłonię zwycięzców, pokreślę po całej kartce wzdłuż i wszerz, ale do rzeczy:
1. Syriana - bezsprzeczny faworyt nie schodzący z piedestału od pierwszego do ostatniego Desplata. Prosty temat, który w niewytłumaczalny sposób wchodzi pod skórę i nie chce wylecieć. Mistrzostwo pod względem technicznym i emocjonalnym, które w dalszych pracach (zwłaszcza thrillerach) było dobrą, aczkolwiek daleką od wyznaczonych w Syrianie serią wypracowanych standardów. Jak już komuś mówiłem, tu każdy utwór ma swoją historię, a całość daję najbardziej racjonalny przekrój twórczości Francuza. I choć nie jest to muzyka łatwa (powiedziałbym, że najtrudniejsza z jego prac), to najbardziej wartościowa, gdzie spotyka się wszystko: orientalizm z czystą klasyką, muzyka akcji i muzyka spokoju, liryka z kompletną plątaniną oraz inteligencja dźwięków w najlepszym wydaniu. Tyle.
2. Painted Veil - kolejna dawniejsza kompozycja, która ujawniła niezwykle plastyczną twarz Desplata. Dynamiczny temat, doniosłość i wyrachowanie muzyczne wyrażane w instrumentalnym wariactwie. Ta płyta nie ma słabych punktów, ma kilka tematów, które z łatwością można wyróżnić, i które się pamięta długo po seansie. Przede wszystkim Malowany Welon ma swój romantyczno-melancholijny charakter, przez co odskakuje od sobie pokrewnych kompozycji (Queen, Coco itd.) Do tego bardzo intensywne i odważne operowanie smyczkami w parze z przeróżnymi piszczałkami. Zasłużony numer 2.
3. Lust and Caution - łatwo powiedzieć: za temat. Dla mnie jednak najistotniejsze jest oddalenie się od słuchacza poprzez efektowne zamknięcie się we wschodniej konwencji, co jest najlepszym dowodem talentu Francuza. Do tego bez wątpienia to najpiękniejszy jego album (trochę przed Afterwards), gdzie delikatność tematów wplatana jest tu i tam pomiędzy ciężkie barwy smyczków i miejscami zbyt rozpaczliwe partie na pianino. Takie połączenie czyni z Lust Caution scieżkę "artystyczną", która jednak przemyca liczne aspekty rozrywkowe: niebanalną, aczkolwiek zaskakująco niewyszukaną konstrukcję tematu przewodniego, króciutkie melodyjki na klawisze czy nagle melodyjne wdrążenia na smyczki.
4. Extremely Loud & Incredibly Close - za idealne zobrazowanie dwóch motorów napędowych samego filmu, tęsknoty po tragedii rodziny oraz dynamicznych, nieustępliwych poszukiwaniach tożsamości. Narracja ograniczona do perspektywy dziecka pod postacią delikatnych smyczków i oscylującym na granicy infatylizmu pianinie to strzał w dziesiątkę. Emocjami jakie serwuje Desplat w tak prostym duecie można by zapełnić pole golfowe. Pomyślmy, brawura? (Oscar Monologue), brak nadziei? (Renter Hears Messages) i tak dalej, i tak dalej. A przy tym całość nie jest nudna i choć nie poprawia nastroju, każdy kto oglądał film lub przeczytał książkę zrozumie zamysł kompozytora. Fantastyczna praca.
5. Curious Case of Benjamin Button - magia i nieoczywistość muzyki w tym wypadku bije konkurencje na głowę. Desplat często serwuje nam coś co zjadamy bez popijania, a potem szybko zapominamy o posiłku (King's Speech, Ide's of March, czy The Ghost Writer, którego fenomenu ni krzty nie pojmuję). Benjamin natychmiast przykuł uwagę po premierze, a zachwytów nie było końca. Myślę, że głownie przez to, że ta muzyka to historia, w której Desplat perfekcyjnie zrozumiał intencje Finchera i włożył w każdą scenę 100 a nawet 120% swojego talentu (Sunrise on Pontchartrain). Całość delikatnie odstaje na płycie, ale to muzyka stworzona przede wszystkim do filmu, w którym artysta czytał sceny równie głośno jak dziecko czyta otwartą książkę. Brawo.