Losless to sobie płytę posłuchasz, a do zapoznania chyba wystarczy mp3?Kaonashi pisze:Eeeee... To znaczy co? Bo nie kumam. Link z lossless mam tylko do Mega. Dzisiaj dalej nie mogę ściągnąć
Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Niby tak, ale po pięciu latach czekania na nowego Joe dla Miyazakiego to bym chciał mieć lossless już na etapie zapoznawania 
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Z mojego zapoznania wynika, że nie ma za bardzo się z czym zapoznawać - zwłaszcza jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do tradycyjnego symfonicznego efektu duetu Miyazaki/Hisaishi...Kaonashi pisze:Niby tak, ale po pięciu latach czekania na nowego Joe dla Miyazakiego to bym chciał mieć lossless już na etapie zapoznawania
-
Templar
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Co wy macie za problemy z Mega, działa idealnie na Chromie, mógłbym wrzucić wam na Dropboxa, ale teraz przez 2 tygodnie nad morzem jestem i o ile download na mobilnym mam na poziomie 12 Mb/s to upload już tylko 80 kb/s, także to mi chyba całe 2 tygodnie zajmie
Ale można też znaleźć linki na inne portale, na stronie JPDDL (wpiszcie w Google i pierwszy wynik) i tam są FLACi, ewentualnie też w Google można torrenta znaleźć
Ale można też znaleźć linki na inne portale, na stronie JPDDL (wpiszcie w Google i pierwszy wynik) i tam są FLACi, ewentualnie też w Google można torrenta znaleźć
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Poczekam jeszcze dzień, może dwa, a jak dalej nie uda mi się ściągnąć to będę musiał zadowolić się mp3. Tak w ogóle to Kiseki no Ringo we flaczku jest dostępne w sieci (znowu Mega
) 
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Dzieki Templarowi dorwałem flaczka, więc czas się podzielić wrażeniami:
Obawy jakie miałem co do tego projektu na szczęście się nie potwierdziły. Zanim pomyślicie o mnie jako o fapującym fanboyu chciałbym co nieco rozwinąć moją wypowiedź. Podstawowy zarzut jaki nasuwał się zaraz po ukazaniu się tracklisty – plankton. No własnie w przypadku tej pracy może nie wpływa pozytywnie na odsłuch, ale też jakoś nie przeszkadza, a to za sprawą kilku przyczyn poniekąd ze sobą związanych. Po pierwsze są tu kompozycje mało ilustracyjne – chociaż utwór trwa tę minutę czy półtorej stanowi raczej zamkniętą całość opartą na jednym z motywów do których zaraz dojdę. Po drugie w następujących po sobie utworach tematy nierzadko powtarzają się co zaciera granicę pomiędzy tymi kompozycjami.
Jak zatem ma się sprawa z tematami? Dwa główne zostają zaprezentowane na płytce z Sound Source – radziłbym od niej zacząć odsłuch. Pierwszy to sielankowa melodia przechodząca w ekscytujący taniec. Utwór ten chyba śmiało można nazwać tematem przewodnim ze względu na to jak często jeszcze go usłyszymy. Drugi to to już prostq, ale chwytająca za serce melodia. Obydwa to lektura obowiązkowa. Na soundtracku znajdziemy też wiele innych motywów i jak to bywa u Joe są bardzo wyraziste – czyli takie które nie trzeba słuchać 10 razy, żeby móc je sobie zanucić pod nosem, choć co prawda nie są jakoś szczególnie odkrywcze. Problemem Sound Source jest to, że cechuje go słaba jakość.
Podstawowym minusem wydaje się repetycja poszczególnych motywów. Jak duży to minus, to już chyba zależy od każdego indywidualnie a to dlatego, że melodie są naprawdę ładne i rzadko kiedy stanowią tylko liryczny underscore. Więc jak ktoś lubi się w takich utworach zasłuchiwać powinien być ukontentowany, kto woli żeby temat pojawił się raz na płycie, ale za to w rozbudowanej formie (typowa konstrukcja IA) będzie mógł odczuwać pewien niedosyt w tej materii.
Orkiestracje jak na Hisaishiego nie porywają, stosuje stare, ale sprawdzone chwyty, a orkiestra raczej nie była duża. Przy okazji chciałbym napomknąć o jednym z najlepszych utworów na płycie "Naoko (Yearning)". Kompozycja nieco odstająca od reszty, a to za sprawą odmiennej instrumentacji (rytmiczny fortepian, świetne partie na flet i smyczki) i atmosfery, którą można by określić czymś w rodzaju niepokojącej muzyki akcji dobrze znanej z I Want to be a Shellfish.
Jak Kaze Tachinu ma się do innych prac dla Miyazakiego? Dla przykładu Ponyo, która jest pracą generalnie bardziej przebojową, ma to do siebie, że na albumie ma wiele słabszych fragmentów, jak np. mickey mousing czy też szeroko rozumiany underscore. Kaze Tachinu jest natomiast albumem zdecydowanie bardziej równym. Tak więc najnowszą pracę Hisaishiego jeśli chodzi o album postawiłbym wyżej niż Ponyo. Jeśli chodzi o ogólną wartość muzyki Ponyo byłoby górą lecz nie należy zapominać o tym, że muzyczny potencjał jaki drzemie w dramacie biograficznym jest dużo mniejszy niż w filmach fantasy – a przecież właśnie takie były wszystkie filmy Miyazakiego do których pisał Hisaishi.
Obawy jakie miałem co do tego projektu na szczęście się nie potwierdziły. Zanim pomyślicie o mnie jako o fapującym fanboyu chciałbym co nieco rozwinąć moją wypowiedź. Podstawowy zarzut jaki nasuwał się zaraz po ukazaniu się tracklisty – plankton. No własnie w przypadku tej pracy może nie wpływa pozytywnie na odsłuch, ale też jakoś nie przeszkadza, a to za sprawą kilku przyczyn poniekąd ze sobą związanych. Po pierwsze są tu kompozycje mało ilustracyjne – chociaż utwór trwa tę minutę czy półtorej stanowi raczej zamkniętą całość opartą na jednym z motywów do których zaraz dojdę. Po drugie w następujących po sobie utworach tematy nierzadko powtarzają się co zaciera granicę pomiędzy tymi kompozycjami.
Jak zatem ma się sprawa z tematami? Dwa główne zostają zaprezentowane na płytce z Sound Source – radziłbym od niej zacząć odsłuch. Pierwszy to sielankowa melodia przechodząca w ekscytujący taniec. Utwór ten chyba śmiało można nazwać tematem przewodnim ze względu na to jak często jeszcze go usłyszymy. Drugi to to już prostq, ale chwytająca za serce melodia. Obydwa to lektura obowiązkowa. Na soundtracku znajdziemy też wiele innych motywów i jak to bywa u Joe są bardzo wyraziste – czyli takie które nie trzeba słuchać 10 razy, żeby móc je sobie zanucić pod nosem, choć co prawda nie są jakoś szczególnie odkrywcze. Problemem Sound Source jest to, że cechuje go słaba jakość.
Podstawowym minusem wydaje się repetycja poszczególnych motywów. Jak duży to minus, to już chyba zależy od każdego indywidualnie a to dlatego, że melodie są naprawdę ładne i rzadko kiedy stanowią tylko liryczny underscore. Więc jak ktoś lubi się w takich utworach zasłuchiwać powinien być ukontentowany, kto woli żeby temat pojawił się raz na płycie, ale za to w rozbudowanej formie (typowa konstrukcja IA) będzie mógł odczuwać pewien niedosyt w tej materii.
Orkiestracje jak na Hisaishiego nie porywają, stosuje stare, ale sprawdzone chwyty, a orkiestra raczej nie była duża. Przy okazji chciałbym napomknąć o jednym z najlepszych utworów na płycie "Naoko (Yearning)". Kompozycja nieco odstająca od reszty, a to za sprawą odmiennej instrumentacji (rytmiczny fortepian, świetne partie na flet i smyczki) i atmosfery, którą można by określić czymś w rodzaju niepokojącej muzyki akcji dobrze znanej z I Want to be a Shellfish.
Jak Kaze Tachinu ma się do innych prac dla Miyazakiego? Dla przykładu Ponyo, która jest pracą generalnie bardziej przebojową, ma to do siebie, że na albumie ma wiele słabszych fragmentów, jak np. mickey mousing czy też szeroko rozumiany underscore. Kaze Tachinu jest natomiast albumem zdecydowanie bardziej równym. Tak więc najnowszą pracę Hisaishiego jeśli chodzi o album postawiłbym wyżej niż Ponyo. Jeśli chodzi o ogólną wartość muzyki Ponyo byłoby górą lecz nie należy zapominać o tym, że muzyczny potencjał jaki drzemie w dramacie biograficznym jest dużo mniejszy niż w filmach fantasy – a przecież właśnie takie były wszystkie filmy Miyazakiego do których pisał Hisaishi.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Wróciłem sobie po dłuższym czasie. Niby jednominutówki, ale całość gra zaskakująco gładko i ładnie, w czym zasługa dwóch świetnych tematów i jak dla mnie, taki montaż płyty i powtarzalność motywów się podoba, a nazewnictwo kompozycji podzielanych na Journey i Naoko sprawia, iż słucha się tego wszystkiego dużo przystępniej. Na linii Hisaishi-Miyazaki może to nic szczególnego, ale bardziej mi się to podobało od Ponyo. Ja chcę film 
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Też czekam. Jakbyś natrafił na niego daj znać 
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
też uważam że to lepsze niż Ponyo. no i mniej minutówek 
NO CD = NO SALE
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Ładnie zaaranżowana suitka zbudowana z dwóch głównych tematów. Pewnie właśnie w tym opracowaniu Kaze Tachinu wejdzie repertuaru koncertowego Joe.
http://www.youtube.com/watch?v=g1iXC0NPcXc
http://www.youtube.com/watch?v=g1iXC0NPcXc
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
-
Mefisto
Re: Joe Hisaishi
Ładne to Wind Rises - zdecydowanie jedna z najlepszych prac ubiegłego roku. Do mojego topu nie trafi, bo jednak konkurencja spora, a i filmu nie widziałem, ale tuż za podium z pewnością. Bardzo dobra praca - fani podejrzewam są ukontentowani.
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Dla mnie Kaze Tachinu to ścisła czołówka 2013 roku i mówię to ja, choć twórczość Hisaishiego stała mi się zupełnie obojętna po 2004 roku.
Świetne tematy, piękne finałowe utwory i posmak dojrzałej animowanej opowieści Ghibli. O ile w NHK denerwowała mnie odtwórcza jazda po historii muzyki europejskiej, o tyle nawiązania do włoskiej filmówki w przypadku Kaze Tachinu mają w sobie tyle smaku i nostalgii, że nie mogę im się oprzeć. Śliczny score, może wreszcie doczekamy się filmu i po seansie więcej osób się do tej kompozycji przekona.
Re: Joe Hisaishi
A jakMefisto pisze:fani podejrzewam są ukontentowani.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
mi też, z 2 wyjątkami - Departures i Shellfish. reszta, a dużo tego w minionej dekadzie, to sam szrot. niestety.Marek Łach pisze:choć twórczość Hisaishiego stała mi się zupełnie obojętna po 2004 roku.
NO CD = NO SALE
Re: Joe Hisaishi - Kaze Tachinu
Z tego co pamiętam popuszczałeś przy Ninokuni 
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.