McQueen ma niestety jakąś obsesję na punkcie tych rozwiązań harmonicznych z Journey to the Line. Choć oczywiście Zimmer, gdyby chciał, mógłby mu zaproponować jakąś alternatywę (naprawdę, zatrudniać takiego kompozytora tylko po to, żeby się skopiował? nie byłoby taniej jakiegoś Jackmana do takiej roboty wziąć?

), no ale widocznie jego sławetny konformizm na taką postawę nie pozwala... Dobra, po tej złośliwości na początek powiem tyle: wolę taką kopię niż Time z Incepcji.

Tutaj jest inna niż zwykle aranżacja, rozpisanie na smyczki, ma to trochę inny klimat, wydaje się stosunkowo szczere, bez plastikowego napuszenia. W sumie jest to chyba najlepsza kopia stylistyki Journey..., jaką od RCP słyszałem. Będzie pewnie wyciskać łzy i w ogóle nie wiadomo co, bo do takich manipulacji zimmerowskie akordy się nadają. Ja pewnie jutro nie będę już o tym pamiętał.
Za to Washington to coś, co mógłby napisać jakiś Marianelli.
