Marek Łach pisze:Tak naprawdę, gdybyś nie walnął komunałów w stylu "kto nie akceptuje muzycznego finału ten nie zrozumiał filmu" to prowadzilibyśmy zupełnie inną dyskusję. Ale że nagle ostentacyjnie stwierdziłeś, że de facto nie można oceniać wyboru artystycznego Cuarona i Price'a w kategoriach dobry/zły, tylko można go albo zaakceptować albo nie zrozumieć, to musiałeś liczyć się z tym, że taki pogląd spotka się z krytyką.
To był lapsus językowy, przez całą noc normalnie nie spałem, gdyż tak bardzo żałowałem tych słów. Po prostu byłem świeżo po seansie pełen pozytywnych emocjo, a tu taka kampania nienawiści wobec anthemów. Zareagowałem impulsywnie, za co najmocniej przepraszam, ale muzyki dalej będę bronił.
Marek Łach pisze:Kto pisał o americanie?
Kto pisał o klasyce?
O klasyce chyba Tomek, ale nie wiem czy na pół-serio A z americaną sam wyskoczyłem, gdyż właśnie staram się dojść, co wolelibyście zamiast tego anthemu i niestety krytykujecie, a innych rozwiązań nie podajecie. Ja nie wychodzę z założenia, że "Anthem to samo zło".
I jak to tłumaczyłem, dla mnie jego użycie jest logiczne
Spoiler:
Mamy bohaterkę w tragicznej sytuacji, wręcz bez wyjścia. Jak wspomniałem ja jestem bardzo emocjonalnym widzem i jeżeli film jest dobry i dobrze zagrany to mocno go przeżywam. I tak też mocno przeżywałem losy głównej bohaterki, gdzie kosmos życzył je źle, wszystko szło nie po jej myśli, inni chcieli ją zabić, aby nie było happy endu, albo nie lubią Sandry Bullock, czy też zazdroszczą jej jak wygląda mając 49 lat. I mając normalnie takie namnożenie wszystkiego co złe i negatywne, jej triumf pod koniec zasługuje na pompatycznego kopa. Sentymentalnie, ckliwie, patosowo, może i tak, ale mnie to jak najbardziej pasowało, że aż chciałem krzyknąć z radości, yes yes yes, pokazać może jakiś nieładny gest czy coś w tym stylu. W każdym razie do takiego uniesienia ta muzyka dobrze pasowała.
.
Dla mnie ten score to TOP5 tego roku, a może nawet TOP3.
Wawrzyniec pisze:P.S. Kaonashi jakieś herezje tutaj wygłasza.
Po prostu nie podobał mi się ten film. Fabuła miała świetny koncept, ale ostateczny efekt nie usatysfakcjonował mnie. Tak wiem hipsterze. Ale już chyba wystarczająco już na offtopiłem
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
Tak szczerze mówiąc to poza stroną wizualną/realizacyjną ja również nie uważam, by "Ludzkie dzieci" były genialnym filmem. Mistrzowska realizacja zdecydowanie wyprzedziła raczej średni scenariusz.
PS: Zgadzam się z Wawrzkiem, że muzyka w Grawitacji sprawuje się lepiej niż w Elizjum, choć nie wiem co ma piernik do wiatraka.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
Koper pisze:PS: Zgadzam się z Wawrzkiem, że muzyka w Grawitacji sprawuje się lepiej niż w Elizjum, choć nie wiem co ma piernik do wiatraka.
Tomek pisze:Jeżeli chodzi o ambient to były dużo ciekawsze rzeczy w temacie, że wspomnę tylko "Solaris" i Martineza, natomiast finałowy anthem - wolę np. Elizjum, gdzie muzyka była faktycznie emocjonalna, tutaj jest wręcz krzycząca. Tak więc dla mnie to żadna rewelacja. Sam finał można było zilustrować choćby solowym fortepianem, delikatnym chórem czy choćby solową wiolonczelą (przypomina mi się tu Avatar np) i efekty byłby moim zdaniem dużo lepszy.
O chociaż muszę najmocniej przeprosić Tomka, gdyż on akurat podaje przykłady jak zastąpiłby ten muzyczny finał. Co prawda efekt byłby gorszy, ale szanuję jego opinię.
Plus ustalmy, gdzie zaczynają się te anthemy, czy chodzi o ostatni utwór, czy trzy ostatnie utwory.
Drugi plus Broxton jak widać jest po mojej stronie:
The score’s finale, comprising the cues “Tiangong”, “Shenzou” and “Gravity” and running for just over 16 minutes, is where Price finally allows the thematic presence and emotional content to rise to the fore and shine at its fullest. “Tiangong” and the first half of “Shenzou” are all about painful, desperate anticipation, as Price gradually but relentlessly raises the tension levels through stepwise changes in key and gradual layering of vocals over acoustic instruments over electronics. The soaring vocal effect and increased melodic performance of the orchestra in the cue’s second half, and in the conclusive “Gravity”, bring blessed relief, sounding almost like something Ennio Morricone might have written on one of his more emotional days, perhaps recalling the vigorous anthem-like statements at the end of Queimada or The Mission. It’s a wonderfully powerful and compelling – and human – conclusion to such an other-worldly story, and it’s perhaps telling, and appropriate, that the closer the film gets to Earth, the more prominent the voices of those souls upon it become in the score.
Wawrzyniec pisze:Drugi plus Broxton jak widać jest po mojej stronie:
The soaring vocal effect and increased melodic performance of the orchestra in the cue’s second half, and in the conclusive “Gravity”, bring blessed relief, sounding almost like something Ennio Morricone might have written on one of his more emotional days, perhaps recalling the vigorous anthem-like statements at the end of Queimada or The Mission.
Cytując takie brednie tracisz na wiarygodności.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
omg, Broxton chyba na główkę skakał z kanionu Kolorado... sorry, ale chyba zaczynam rozumieć czemu zrezygnował z gwiazdek - jak pisał w każdej recce takie bzdury, to się nie dziwie że miał hejterów i go do rezygnacji z ocen zmusili
Anthemy były spoko, mnie się podobały, ale z tym 5/5 za score to Wawrzek jednak trochę odleciałeś Muza fajnie się sprawdza w filmie, ale po wyjściu z kina to już nic w głowie nie zostaje z tej muzyki, a płyta tym bardziej potwierdza to, że to jest porządne rzemiosło, które idealnie sprawdza się w filmie, ale poza nim już praktycznie nie istnieje. 4-4,5 to maksymalna ocena jaką można dać za działanie w filmie, ale ogólnie to więcej niż 4 na pewno bym nie dał, a za sam album to jeszcze mniej.
OK, ja z oceną 4/5 za film nie mam zamiaru polemizować. I Adam tutaj nie ma co amenować, gdyż Templar nie ma nic do anthemów. A jeszcze niedawno amenowałeś Markowi, który znowu ma wiele pretensji do anthemów.
Ale cieszę się, że wreszcie rozmawiamy o tej muzyce, gdyż jest o czymś. A czy rzemiosło, czy nie, ważne, że Price odwalił dobrą robotę. I nie zgodzę się, że na płycie tej muzyki źle się słucha. Ma świetny klimat, a ostatnie 16 minut, czyli te krytykowane trzy ostatnie tracki posiadają naprawdę niezłego kopa i mogą dać przystępnemu słuchaczowi sporo frajdy.
Wawrzyniec pisze:A jeszcze niedawno amenowałeś Markowi, który znowu ma wiele pretensji do anthemów.
ale czemu Ty tak przekręcasz Maras napisał że ma ale do anthema z końcówki tego konkretnie filmu w kontekście filmu. nie mówił że ma ale do wszystkich anthemów ever, czy że ma ale do anthemu na płycie gravity...
Broxton kiedyś był fajnym, niezależnym recenzentem, ale od kiedy wyemigrował do okolic Hollywood, widać, że stracił brytolski pazur i dystans, który charakteryzuje jego kumpla Southalla i jego recki mają więcej wspólnego z PR-em dla kompozytorów, o jego masakrycznych opisach track-by-track nie wspominając. No a te porównania do Misji to faktycznie, brednie jakich mało...
I ja też pozytywnie oceniam tą audio-reckę. Kilka metafor wywołało uśmiech na mojej twarzy . I to, że Tomek trzeźwo ocenił pracę Price'a, chwaląc to co należy pochwalić, krytykując to co należy również skrytykować . I ciekawe uwagi co do formatu dźwięku - rozumiem, że tu byłaby możliwość wydania tego tylko jako miks 5.1 (tak jak np. LOTR-y rozszerzone)? Myślę jednak, że komercyjny potencjał byłby tego zerowy, bo Price to nie brandname pokroju M83 czy Daft Punk, by takie fanaberie wydawać