STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26553
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#91 Post autor: Koper » ndz paź 13, 2013 14:21 pm

Bronię, bo po 1. nie przeszkadzał mi w obrazie, a po 2. Grawitacja to nie jest psychologiczny dramat, by tego typu muzyczka miała mu wyrządzać krzywdę. Natomiast nie twierdzę, że to wybór jedyny możliwy czy idealny.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#92 Post autor: Tomek » ndz paź 13, 2013 19:19 pm

Mój główny problem jest taki, że Grawitacja to jednak przedsięwzięcie dość ambitne. Cuaron to nie byle hollywoodzki wyrobnik, twórca wybitnych "Ludzkich dzieci", który to film pokazywał jego muzyczną wrażliwość oraz eklektyzm (King Crimson, Tavener, Penderecki itd.) nie gorszą od muzycznych wyborów takich twórców jak choćby Mann, Scorsese czy Malick. Dlatego ten anthem na końcu rozczarowuje i jakoś tak spłyca jeszcze całość...

No bo przecież Cuarona ambicją nie było stworzenie produkcyjnego blockbustera a filmu w jakiś sposób przełomowego. Kto wie, może trzeba było film wypełnić klasyką jak Kubrick :P To i zachwyt byłby większy, bo jakoś nadal nie potrafię zachwycić się ilustracją Price'a, także po odsłuchu poza filmem, która jest jedynie funkcjonalna a w dziedzinie ambientu, naprawdę trudno mi nazwać to jakimś przełomem.
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60062
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#93 Post autor: Adam » ndz paź 13, 2013 19:26 pm

bo to nie jest przełom muzyczny, a filmowy/wizualny :) o przełomie muzycznym to nikt tu nie pisał :P (chyba :| )

kolejna recka scoru - http://www.filmmusicmedia.com/reviews/g ... ricereview

ja tak słucham i słucham tej muzy, i kurcze, po paru dniach, wycinając 30 minut uważam że dostajemy jeden ze scorów roku. szkoda tego wydania..
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13718
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#94 Post autor: Kaonashi » ndz paź 13, 2013 19:56 pm

Tomek pisze:Mój główny problem jest taki, że Grawitacja to jednak przedsięwzięcie dość ambitne. Cuaron to nie byle hollywoodzki wyrobnik, twórca wybitnych "Ludzkich dzieci".
Uuuuuuu. Wybitnych? Co najwyżej średnich. Co prawda mistrzowsko zrealizowanych, ale fabularnie poza samym pomysłem to hollywodzki przeciętniak.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10457
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#95 Post autor: Ghostek » ndz paź 13, 2013 20:08 pm

JA mam mega problem z tym soundtrackiem. Film właściwie bazuje na systemie Dolby Surround, a ścieżka dźwiękowa była miksowana właśnie pod ten system jako element sfx (o czym mówili nawet realizujący ten projekt). Czemu więc nikt nie zatroszczył się o wydanie tej muzy w DD?
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60062
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#96 Post autor: Adam » ndz paź 13, 2013 20:08 pm

też mnie to ciekawi.. mogli by zrobić link do downloadu w 5.1 jak przy Hansie.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10457
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#97 Post autor: Ghostek » ndz paź 13, 2013 20:11 pm

No dokładnie tego oczekiwałem, a szukam jakiegoś info o ewentualności kupienia lub przyssania tego w 5.1 i nic.
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60062
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#98 Post autor: Adam » ndz paź 13, 2013 20:12 pm

ni ma :( sam szukałem.. obczaj sobie za to ten reportaż o warstwie audio z Sound Worksów - http://soundworkscollection.com/videos/gravity
miały chłopy łeb.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10457
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#99 Post autor: Ghostek » ndz paź 13, 2013 20:15 pm

Stary, ja najwierniejszym widzem tego kanału jestem ;)
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60062
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#100 Post autor: Adam » ndz paź 13, 2013 20:16 pm

heh :D też ich kocham, ale czasem łapię się na tym, że nie odwiedzam parę dni, a tu np juz 2 nowe filmy.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#101 Post autor: Tomek » ndz paź 13, 2013 20:18 pm

Adam pisze:bo to nie jest przełom muzyczny, a filmowy/wizualny :) o przełomie muzycznym to nikt tu nie pisał :P (chyba :| )
Eeee...Wawrzek już próbuje ten score tak hype'ować, coś podobnie jak Dredda z zeszłego roku :P
Kaonashi pisze:Uuuuuuu. Wybitnych? Co najwyżej średnich. Co prawda mistrzowsko zrealizowanych, ale fabularnie poza samym pomysłem to hollywodzki przeciętniak.
No tak, bo w hollywoodzkich przeciętniakach mamy historię, w której o pierwszą od lat ciężarną kobietę walczą różne frakcje narodowościowe/teroorystyczne/religine, w tle mamy świat na krawęzi, włącznie z rasistowskimi obozami koncentracyjnymi, strefami wojennymi oraz dosłownie pokazaną sceną porodu czy też implikacjami społeczno-religijnymi jakie spowoduje narodzenie się dziecka w bezpłodnym społeczeństwie ;-) Iście hollywoodzka tematyka i opowieść ;-)
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60062
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#102 Post autor: Adam » ndz paź 13, 2013 20:20 pm

Tomek pisze:Eeee...Wawrzek już próbuje ten score tak hype'ować, coś podobnie jak Dredda z zeszłego roku :P
nie no, on tylko o tym anthemie chyba pisał że super. bo może i jest, ale na płycie, a nie w filmie ;-)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34989
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#103 Post autor: Wawrzyniec » ndz paź 13, 2013 22:38 pm

Naprawdę z wielkim bólem serca muszę to pisać, zwłaszcza, że z wieloma osobami spędziłem bardzo miło tegoroczny FMF, ale naprawdę to co ja tutaj czytam mnie wprost przeraża. I normalnie jestem w szoku, że jedyna osoba, z którą mogę się zgodzić to Koper, który nie przeoczy okazji, aby się czegoś doczepić. Ale właśnie przy jego krytycznym nastawieniu do współczesnej muzyki, czułem że wystrzeli najcięższe pociski, a on bardzo rzeczowo tutaj wszystko ocenia. Co mnie cieszy, ale smuci, że tylko on.

W sumie nie wiem jak nazwać ten problem. Anthemsemityzm Anthemizm Antyanthemiz :? :?: W każdym razie widzę, że niektórzy z góry przekreślają coś co jest anthemem. I po co znowu wyjeżdżać z Transformers? To, że niektórzy piszą dobre inni banalnie proste i tandetne anthemy oznacza od razu, że każdy anthem jest zły? Tylko dla przypomnienia, ale najlepiej oddziałujące momenty w ostatnim Harrym Potterze pomijając muzykę Williamsa z końca, to wtedy kiedy Desplat pojechał anthemami. I były to dobre anthemy.
Ale niestety z przykrością stwierdzam, że osoba tak inteligentna tak światła, ogólnie tak perfekcyjna jak Marek stawia znak równości między anthem i RCP. Dla niego użycie anthemu to
to tylko czystej maści manipulacja, żerowanie na najprostszych odruchach widza, sprowadzenie emocji do roli zero-jedynkowego odruchu warunkowego
OK, są inne sposoby, ale jak cały score oparty jest na elektronice to raczej americana nie miałaby tutaj sensu pod koniec. Oczywiście wspomniany Martinez ze swoim "Solaris" to pewnie dalej by tak samo nudnie grał, czy coś się dzieje czy nie i to byłoby lepsze? Przecież powrót astronauty na Ziemię zawsze jest w filmach przepełnione patosem. Przecież tak samo jest w "Apollo 13" Hornera, tylko w inny sposób. I możecie mi uwierzyć, ale pieśń o skale pod koniec tego filmu, czy solowa wiolonczela z kichnięciem wypadłaby gorzej. :wink:

Ja tutaj widzę sens: Przez 2/3 jesteśmy trzymani jak na szpilkach i tak też działa muzyka. Ale w końcówce wreszcie następuje eksplozja, jak i też eksplozja emocji i muzyka daje o sobie znać. Zresztą poczytajcie sobie recenzję Broxtona, gdzie on też jest pod wrażeniem ostatnich 16 minut. To nie jest tryptyk filozoficzny w kosmosie. To kino rozrywkowe, w którym przez cały seans przeżywamy losy bohaterki, trzymamy za nią kciuki i dlaczego, kiedy wreszcie się jej udaje, nie możemy wyrzucić z siebie tych emocji. Dla mnie końcówka muzycznie bardzo dobrze wypadła w filmie. Wiem, jestem bardzo prostym widzem, ba jestem "idealną grupą docelową większości wielkich amerykańskich wytwórni" jak to ktoś na KMFie słusznie ujął. I mnie może takie tanie chwyty łapią za serce, ale naprawdę po tym coście tutaj pisali to się spodziewałem mega kiksu pod koniec. A otrzymałem, może trochę przesiąknięte patosem, ale jednak emocjonalne zakończenie. Przecież ta końcówka potrzebowała emocje, potrzebowała mocnego ładunku.

I tak zamierzam hype'ować ten score, cały score, gdyż jest naprawdę dobry i o wiele razy lepszy od "Elysium" i wszystkich score'ów do filmów fantastycznych jakie w tym roku wyszły. I najgorszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Cuaron zdecydował się na klasykę. Wtedy od razu walnąłbym Pawła "Jedynkę za oryginalność", gdyż byłoby to najbardziej tandetne posunięcie, które stworzyłoby z tego filmu zadufaną w sobie primadonnę uważającą się za nie wiadomo jak głębokie arcydzieło.
Oczywiście dla mnie ten film jest wybitny, ale w swoim gatunku. I nie jest to i nigdy nie miała być druga "2001 Odyseja Kosmiczna" czy "Solaris" Tarkowskiego.

Straszną zrobiliście aferę z tym anthemem i szczerze do tej pory nie rozumiem dlaczego? Dlatego też może zakończę tego posta w formie piosenkowej. Możecie to sobie zanucić w rytm "Another brick in the Wall" Pink Floydów:

Hey, Reviewers! Leave him, the anthem, alone.
All in all it's just another heroic ending of a score.
All in all it's just another heroic ending of a score.

Dziękuję uprzejmie za uwagę i najmocniej przepraszam za emocje.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#104 Post autor: Marek Łach » ndz paź 13, 2013 23:19 pm

Wawrzyniec pisze:Naprawdę z wielkim bólem serca muszę to pisać, zwłaszcza, że z wieloma osobami spędziłem bardzo miło tegoroczny FMF
W dyskusjach o muzyce nie ma sentymentów! :P ;) Tak naprawdę, gdybyś nie walnął komunałów w stylu "kto nie akceptuje muzycznego finału ten nie zrozumiał filmu" to prowadzilibyśmy zupełnie inną dyskusję. :P Ale że nagle ostentacyjnie stwierdziłeś, że de facto nie można oceniać wyboru artystycznego Cuarona i Price'a w kategoriach dobry/zły, tylko można go albo zaakceptować albo nie zrozumieć, to musiałeś liczyć się z tym, że taki pogląd spotka się z krytyką.
Tylko dla przypomnienia, ale najlepiej oddziałujące momenty w ostatnim Harrym Potterze pomijając muzykę Williamsa z końca, to wtedy kiedy Desplat pojechał anthemami.
To jest jakaś naukowo stwierdzona obiektywna prawda? Bo ja sobie nie przypominam żadnego konsensusu w tej materii. Nie chcę niepotrzebnie offtopić, ale żeby nie zostawić tej naciąganej tezy bez odpowiedzi - trzy słowa: "Severus and Lily", dziękuję.
To kino rozrywkowe
Żeby się nie powtarzać, odsyłam do swojego wcześniejszego posta. ;)
raczej americana nie miałaby tutaj sensu pod koniec.
Kto pisał o americanie?
I najgorszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Cuaron zdecydował się na klasykę.
Kto pisał o klasyce?

Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13718
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)

#105 Post autor: Kaonashi » pn paź 14, 2013 11:14 am

Tomek pisze: No tak, bo w hollywoodzkich przeciętniakach mamy historię, w której o pierwszą od lat ciężarną kobietę walczą różne frakcje narodowościowe/teroorystyczne/religine, w tle mamy świat na krawęzi, włącznie z rasistowskimi obozami koncentracyjnymi, strefami wojennymi oraz dosłownie pokazaną sceną porodu czy też implikacjami społeczno-religijnymi jakie spowoduje narodzenie się dziecka w bezpłodnym społeczeństwie ;-) Iście hollywoodzka tematyka i opowieść ;-)
Nie zapomnij o losowym strzelaniu do uchodźców w cywilizowanym kraju (scena tak przedramatyzowana, że buchnąłem śmiechem, o końcówce nie wspominając - normalnie płakałem jak bóbr :P, strasznie mnie irytuje takie wyciskanie łez na siłę). Tak jak wspomniałem koncepcja oryginalna, ale reszta historii jest bardzo trudna do kupienia.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

ODPOWIEDZ