STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26553
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
Bronię, bo po 1. nie przeszkadzał mi w obrazie, a po 2. Grawitacja to nie jest psychologiczny dramat, by tego typu muzyczka miała mu wyrządzać krzywdę. Natomiast nie twierdzę, że to wybór jedyny możliwy czy idealny.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
Mój główny problem jest taki, że Grawitacja to jednak przedsięwzięcie dość ambitne. Cuaron to nie byle hollywoodzki wyrobnik, twórca wybitnych "Ludzkich dzieci", który to film pokazywał jego muzyczną wrażliwość oraz eklektyzm (King Crimson, Tavener, Penderecki itd.) nie gorszą od muzycznych wyborów takich twórców jak choćby Mann, Scorsese czy Malick. Dlatego ten anthem na końcu rozczarowuje i jakoś tak spłyca jeszcze całość...
No bo przecież Cuarona ambicją nie było stworzenie produkcyjnego blockbustera a filmu w jakiś sposób przełomowego. Kto wie, może trzeba było film wypełnić klasyką jak Kubrick
To i zachwyt byłby większy, bo jakoś nadal nie potrafię zachwycić się ilustracją Price'a, także po odsłuchu poza filmem, która jest jedynie funkcjonalna a w dziedzinie ambientu, naprawdę trudno mi nazwać to jakimś przełomem.
No bo przecież Cuarona ambicją nie było stworzenie produkcyjnego blockbustera a filmu w jakiś sposób przełomowego. Kto wie, może trzeba było film wypełnić klasyką jak Kubrick


Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
bo to nie jest przełom muzyczny, a filmowy/wizualny
o przełomie muzycznym to nikt tu nie pisał
(chyba
)
kolejna recka scoru - http://www.filmmusicmedia.com/reviews/g ... ricereview
ja tak słucham i słucham tej muzy, i kurcze, po paru dniach, wycinając 30 minut uważam że dostajemy jeden ze scorów roku. szkoda tego wydania..



kolejna recka scoru - http://www.filmmusicmedia.com/reviews/g ... ricereview
ja tak słucham i słucham tej muzy, i kurcze, po paru dniach, wycinając 30 minut uważam że dostajemy jeden ze scorów roku. szkoda tego wydania..
#FUCKVINYL
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
Uuuuuuu. Wybitnych? Co najwyżej średnich. Co prawda mistrzowsko zrealizowanych, ale fabularnie poza samym pomysłem to hollywodzki przeciętniak.Tomek pisze:Mój główny problem jest taki, że Grawitacja to jednak przedsięwzięcie dość ambitne. Cuaron to nie byle hollywoodzki wyrobnik, twórca wybitnych "Ludzkich dzieci".
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10458
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
JA mam mega problem z tym soundtrackiem. Film właściwie bazuje na systemie Dolby Surround, a ścieżka dźwiękowa była miksowana właśnie pod ten system jako element sfx (o czym mówili nawet realizujący ten projekt). Czemu więc nikt nie zatroszczył się o wydanie tej muzy w DD?

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
też mnie to ciekawi.. mogli by zrobić link do downloadu w 5.1 jak przy Hansie.
#FUCKVINYL
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10458
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
No dokładnie tego oczekiwałem, a szukam jakiegoś info o ewentualności kupienia lub przyssania tego w 5.1 i nic.

Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
ni ma
sam szukałem.. obczaj sobie za to ten reportaż o warstwie audio z Sound Worksów - http://soundworkscollection.com/videos/gravity
miały chłopy łeb.

miały chłopy łeb.
#FUCKVINYL
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
heh
też ich kocham, ale czasem łapię się na tym, że nie odwiedzam parę dni, a tu np juz 2 nowe filmy.

#FUCKVINYL
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
Eeee...Wawrzek już próbuje ten score tak hype'ować, coś podobnie jak Dredda z zeszłego rokuAdam pisze:bo to nie jest przełom muzyczny, a filmowy/wizualnyo przełomie muzycznym to nikt tu nie pisał
(chyba
)

No tak, bo w hollywoodzkich przeciętniakach mamy historię, w której o pierwszą od lat ciężarną kobietę walczą różne frakcje narodowościowe/teroorystyczne/religine, w tle mamy świat na krawęzi, włącznie z rasistowskimi obozami koncentracyjnymi, strefami wojennymi oraz dosłownie pokazaną sceną porodu czy też implikacjami społeczno-religijnymi jakie spowoduje narodzenie się dziecka w bezpłodnym społeczeństwieKaonashi pisze:Uuuuuuu. Wybitnych? Co najwyżej średnich. Co prawda mistrzowsko zrealizowanych, ale fabularnie poza samym pomysłem to hollywodzki przeciętniak.



Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
nie no, on tylko o tym anthemie chyba pisał że super. bo może i jest, ale na płycie, a nie w filmieTomek pisze:Eeee...Wawrzek już próbuje ten score tak hype'ować, coś podobnie jak Dredda z zeszłego roku

#FUCKVINYL
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34989
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
Naprawdę z wielkim bólem serca muszę to pisać, zwłaszcza, że z wieloma osobami spędziłem bardzo miło tegoroczny FMF, ale naprawdę to co ja tutaj czytam mnie wprost przeraża. I normalnie jestem w szoku, że jedyna osoba, z którą mogę się zgodzić to Koper, który nie przeoczy okazji, aby się czegoś doczepić. Ale właśnie przy jego krytycznym nastawieniu do współczesnej muzyki, czułem że wystrzeli najcięższe pociski, a on bardzo rzeczowo tutaj wszystko ocenia. Co mnie cieszy, ale smuci, że tylko on.
W sumie nie wiem jak nazwać ten problem. Anthemsemityzm Anthemizm Antyanthemiz
W każdym razie widzę, że niektórzy z góry przekreślają coś co jest anthemem. I po co znowu wyjeżdżać z Transformers? To, że niektórzy piszą dobre inni banalnie proste i tandetne anthemy oznacza od razu, że każdy anthem jest zły? Tylko dla przypomnienia, ale najlepiej oddziałujące momenty w ostatnim Harrym Potterze pomijając muzykę Williamsa z końca, to wtedy kiedy Desplat pojechał anthemami. I były to dobre anthemy.
Ale niestety z przykrością stwierdzam, że osoba tak inteligentna tak światła, ogólnie tak perfekcyjna jak Marek stawia znak równości między anthem i RCP. Dla niego użycie anthemu to
Ja tutaj widzę sens: Przez 2/3 jesteśmy trzymani jak na szpilkach i tak też działa muzyka. Ale w końcówce wreszcie następuje eksplozja, jak i też eksplozja emocji i muzyka daje o sobie znać. Zresztą poczytajcie sobie recenzję Broxtona, gdzie on też jest pod wrażeniem ostatnich 16 minut. To nie jest tryptyk filozoficzny w kosmosie. To kino rozrywkowe, w którym przez cały seans przeżywamy losy bohaterki, trzymamy za nią kciuki i dlaczego, kiedy wreszcie się jej udaje, nie możemy wyrzucić z siebie tych emocji. Dla mnie końcówka muzycznie bardzo dobrze wypadła w filmie. Wiem, jestem bardzo prostym widzem, ba jestem "idealną grupą docelową większości wielkich amerykańskich wytwórni" jak to ktoś na KMFie słusznie ujął. I mnie może takie tanie chwyty łapią za serce, ale naprawdę po tym coście tutaj pisali to się spodziewałem mega kiksu pod koniec. A otrzymałem, może trochę przesiąknięte patosem, ale jednak emocjonalne zakończenie. Przecież ta końcówka potrzebowała emocje, potrzebowała mocnego ładunku.
I tak zamierzam hype'ować ten score, cały score, gdyż jest naprawdę dobry i o wiele razy lepszy od "Elysium" i wszystkich score'ów do filmów fantastycznych jakie w tym roku wyszły. I najgorszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Cuaron zdecydował się na klasykę. Wtedy od razu walnąłbym Pawła "Jedynkę za oryginalność", gdyż byłoby to najbardziej tandetne posunięcie, które stworzyłoby z tego filmu zadufaną w sobie primadonnę uważającą się za nie wiadomo jak głębokie arcydzieło.
Oczywiście dla mnie ten film jest wybitny, ale w swoim gatunku. I nie jest to i nigdy nie miała być druga "2001 Odyseja Kosmiczna" czy "Solaris" Tarkowskiego.
Straszną zrobiliście aferę z tym anthemem i szczerze do tej pory nie rozumiem dlaczego? Dlatego też może zakończę tego posta w formie piosenkowej. Możecie to sobie zanucić w rytm "Another brick in the Wall" Pink Floydów:
Hey, Reviewers! Leave him, the anthem, alone.
All in all it's just another heroic ending of a score.
All in all it's just another heroic ending of a score.
Dziękuję uprzejmie za uwagę i najmocniej przepraszam za emocje.
W sumie nie wiem jak nazwać ten problem. Anthemsemityzm Anthemizm Antyanthemiz


Ale niestety z przykrością stwierdzam, że osoba tak inteligentna tak światła, ogólnie tak perfekcyjna jak Marek stawia znak równości między anthem i RCP. Dla niego użycie anthemu to
OK, są inne sposoby, ale jak cały score oparty jest na elektronice to raczej americana nie miałaby tutaj sensu pod koniec. Oczywiście wspomniany Martinez ze swoim "Solaris" to pewnie dalej by tak samo nudnie grał, czy coś się dzieje czy nie i to byłoby lepsze? Przecież powrót astronauty na Ziemię zawsze jest w filmach przepełnione patosem. Przecież tak samo jest w "Apollo 13" Hornera, tylko w inny sposób. I możecie mi uwierzyć, ale pieśń o skale pod koniec tego filmu, czy solowa wiolonczela z kichnięciem wypadłaby gorzej.to tylko czystej maści manipulacja, żerowanie na najprostszych odruchach widza, sprowadzenie emocji do roli zero-jedynkowego odruchu warunkowego

Ja tutaj widzę sens: Przez 2/3 jesteśmy trzymani jak na szpilkach i tak też działa muzyka. Ale w końcówce wreszcie następuje eksplozja, jak i też eksplozja emocji i muzyka daje o sobie znać. Zresztą poczytajcie sobie recenzję Broxtona, gdzie on też jest pod wrażeniem ostatnich 16 minut. To nie jest tryptyk filozoficzny w kosmosie. To kino rozrywkowe, w którym przez cały seans przeżywamy losy bohaterki, trzymamy za nią kciuki i dlaczego, kiedy wreszcie się jej udaje, nie możemy wyrzucić z siebie tych emocji. Dla mnie końcówka muzycznie bardzo dobrze wypadła w filmie. Wiem, jestem bardzo prostym widzem, ba jestem "idealną grupą docelową większości wielkich amerykańskich wytwórni" jak to ktoś na KMFie słusznie ujął. I mnie może takie tanie chwyty łapią za serce, ale naprawdę po tym coście tutaj pisali to się spodziewałem mega kiksu pod koniec. A otrzymałem, może trochę przesiąknięte patosem, ale jednak emocjonalne zakończenie. Przecież ta końcówka potrzebowała emocje, potrzebowała mocnego ładunku.
I tak zamierzam hype'ować ten score, cały score, gdyż jest naprawdę dobry i o wiele razy lepszy od "Elysium" i wszystkich score'ów do filmów fantastycznych jakie w tym roku wyszły. I najgorszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Cuaron zdecydował się na klasykę. Wtedy od razu walnąłbym Pawła "Jedynkę za oryginalność", gdyż byłoby to najbardziej tandetne posunięcie, które stworzyłoby z tego filmu zadufaną w sobie primadonnę uważającą się za nie wiadomo jak głębokie arcydzieło.
Oczywiście dla mnie ten film jest wybitny, ale w swoim gatunku. I nie jest to i nigdy nie miała być druga "2001 Odyseja Kosmiczna" czy "Solaris" Tarkowskiego.
Straszną zrobiliście aferę z tym anthemem i szczerze do tej pory nie rozumiem dlaczego? Dlatego też może zakończę tego posta w formie piosenkowej. Możecie to sobie zanucić w rytm "Another brick in the Wall" Pink Floydów:
Hey, Reviewers! Leave him, the anthem, alone.
All in all it's just another heroic ending of a score.
All in all it's just another heroic ending of a score.
Dziękuję uprzejmie za uwagę i najmocniej przepraszam za emocje.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
W dyskusjach o muzyce nie ma sentymentów!Wawrzyniec pisze:Naprawdę z wielkim bólem serca muszę to pisać, zwłaszcza, że z wieloma osobami spędziłem bardzo miło tegoroczny FMF



To jest jakaś naukowo stwierdzona obiektywna prawda? Bo ja sobie nie przypominam żadnego konsensusu w tej materii. Nie chcę niepotrzebnie offtopić, ale żeby nie zostawić tej naciąganej tezy bez odpowiedzi - trzy słowa: "Severus and Lily", dziękuję.Tylko dla przypomnienia, ale najlepiej oddziałujące momenty w ostatnim Harrym Potterze pomijając muzykę Williamsa z końca, to wtedy kiedy Desplat pojechał anthemami.
Żeby się nie powtarzać, odsyłam do swojego wcześniejszego posta.To kino rozrywkowe

Kto pisał o americanie?raczej americana nie miałaby tutaj sensu pod koniec.
Kto pisał o klasyce?I najgorszym rozwiązaniem byłoby, gdyby Cuaron zdecydował się na klasykę.
Re: STEVEN PRICE - GRAVITY (2013)
Nie zapomnij o losowym strzelaniu do uchodźców w cywilizowanym kraju (scena tak przedramatyzowana, że buchnąłem śmiechem, o końcówce nie wspominając - normalnie płakałem jak bóbrTomek pisze: No tak, bo w hollywoodzkich przeciętniakach mamy historię, w której o pierwszą od lat ciężarną kobietę walczą różne frakcje narodowościowe/teroorystyczne/religine, w tle mamy świat na krawęzi, włącznie z rasistowskimi obozami koncentracyjnymi, strefami wojennymi oraz dosłownie pokazaną sceną porodu czy też implikacjami społeczno-religijnymi jakie spowoduje narodzenie się dziecka w bezpłodnym społeczeństwieIście hollywoodzka tematyka i opowieść

Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.