dokładnie. ale widzę że cza napisać tu parę słów.
Szczypior pisze:Wawrzyniec pisze:jakby Adam zareagował na ten score, gdyby zamiast Tyler, widniało nazwisko Newman?

Krzyczałby, że będzie kolejny plum score

a czy tak ciężko zauważyć że Newman wali lirycznym plumkaniem od 30 lat praktycznie non stop, a Tyler zrobił takie tylko dwa scory w karierze jak do tej pory - Partition i ten? no więc jest ździebko różnicy i chyba wiadomo co się już mi daaaaaawno przejadło. Stąd jesli dalej nie jest to zrozumiałe to odpowiem - jakby na tej okładce było Newman napisane to bym poczekał na opinię innych czy przypadkiem coś mu się nie stało jak przy Bondzie i ktoś go zmusił do czegoś nowego - i pewnie opinie by były że standardowy Newman więc juz bym wtedy tego nie tykał, bo ileż można ciągle tych samych ckliwych rzeczy słuchać. A że widnieje na okladce Tyler, i taki klimat jest nowością u niego (i chwalić boga tylko odskocznią), więc sięgam z przyjemnością. mnie ciekawią eksperymenty, ciekawią mnie odejścia od swoich schematów i stylu, ciekawi mnie róznorodność na przestrzeni wydanych płyt. i właśnie z tego też powodu leję mętnym moczem na wszystkie dokonania Tylera sprzed 2007 roku (poza Diuną i Tokio Drift), bo tam wszystko było jednostajne i to samo i nie do komfortowego słuchania, bez żadnych specjalnych odskoczni na nowe tereny i mam totalnie w dupie ten odcinek jego kariery.
w ogóle w chwili obecnej uważam że z tych popularniejszych kompozytorów w hojłódzie tylko Tyler i Desplat ostro dają nam na płytach bardzo zróżnicowane i odmienne klimatem scory w ostatnich latach w sporej ilości, które często są wielką odskocznią od ich komfort zone i (przykładowo u Tylera - Lazarus Project, Columbus Circle, Brake, John Dies, Standing Up , u Desplata - Guardiani, Zero, Argo, Ghost Writer, HP2). Desplata polubiłem w ostatnich 3 latach właśnie tylko dlatego że w końcu przestał wreszcie ciągle plumkać i zaczął pisać jakieś odmienne rzeczy - w/w. I mam nadzieje że nie zacznie znow pisac tych ckliwości jednego za drugim. Desplat, błagam!
Lubie zapodać jakiś score i lubie to uczucie gdy pojawia się pytanie "wtf? to on napisał? really?" I trudno nie mieć takiego pytania na ustach gdy słucha się czy to John Dies, czy to Zero Dark, czy to Guardianów itp itd. Nie lubię stagnacji w filmówce i bezzmianowych prac. lubię skoki po brzmienaich nawet jesli dana płyta nie odkrywa nic nowego w gatunku a najczęsniej nic nie odkrywa bo wszystko już dekady temu zostało odkryte (Standing Up nic nie odkrywa a jest b.fajną ciekawostką własnie tylko z tego powodu kto ją napisał - o tym niżej)
a wywołany tu do tablicy nie wiem po co Newman? w ostatnich latach poszedł tylko dwa razy w inną stronę tak naprawdę i mu się to w miarę udało - przy Bondzie, i udało - przy Marigold Hotel. Reszta jak plumkał, tak plumka. To jest jeden z tych przy których jak wychodzi każda kolejna płyta to wiem co dostanę - bo on nie wychodzi ze swego komfort zone. Stąd nie jest dla mnie żadnym interesującym kompozytorem. I w najbliższych jego projektach jedyne co może go zmusić do napisania czegoś innego to drugi bond i dinozaur dla pixara - choć tu pewnie odegra kotlety w swoim stylu z poprzednich bajek typu nemo. To samo jest u Elfmana - jeden wielki autopilot a w ostatnich latach tylko dwie jego prace były mocną odskocznią od jego stylu - Milk i Operating Procedure. I te prace lubie. bo są inne. ale były już dawno. Silvestri to samo. Itd, takie przykłady nazwisk które nie idą w żadną nową stronę u siebie, można mnożyć.. jest jeszcze inny odmienny przykład - Hansa który z kolei był różnorodny ale zamknął się w swoim komfort zone i robi ostatnio każdy score taki sam, ale ma szczęście że to nie plumkanie i że się w moich uszach sprawdza, jeszcze. także Hans to inny przykład. Robi to samo co np. Newman, ale ma to szczęście że ten styl mi akurat pasuje, w przeciwieństwie do nieustających mniejszych lub większych plumkań takiego Newmana, tych samych oklepanych u siebie brzmieniowo przez dekady i bez żadnych nowinek Silvestrów, czy Elfmanów.
No a teraz mogę się wypowiedzieć o Standing Up. Dla mnie najładniejszy liryczny temat w tym roku. z prostej przyczyny - Barry z lat 90 + Horner z lat 90. I to jest przepis na śliczny temat który mnie rozkleja. Płyta skrojona bardzo dobrze, choć można by było zrobić ją 40-minutową, tak z 10 min krótsza, i wtedy była by już wybitnie skrojona. Pięknie się słucha, fajne eksperymenty brzmieniowe (oczywiście żadne nowum w filmówce ale nowum dla Tylera i jego dotychczasowego komfort zone), znalazło się nawet miejsce dla japonskiego fletu. Praca ląduje u mnie w tegorocznym topie wysoko, choć uważam że Army OF Two i IM3 lepsze - no ale ja wolę jak się coś dużego dzieje stąd liryczne scory z reguły są skazane na drugie miejsca. Ogolnie zaskakująca jak na niego praca. Gdyby to napisał Newman to wszyscy by po jednym słuchaniu odstawili bo takich prac miał na pęczki, a że napisał to Tyler - jest fajna ciekawostka, że potrafi, że mu się chce. a mi się tego chce słuchać dlatego, bo on mi takich prac nie dostarczał jedna za drugą przez x lat. 4-4,5/5. W chwili obecnej jest score w Top5 moim.
Thor 2 uważam że wejdzie w kanon komfort zone Tylera, niczym nowym dla siebie nas nie zaskoczy, więc sądzę że wyżej będę cenił IM3. cięzko mi sobie wyobrazić żeby w Thorze 2 były jakies eksperymenty w stylu Columbusa, Standing, Brake itp Ale jesli tak będzie, to z pewnością będę tę pracę cenił wyżej od IM3.
I do Tylera można się dodupczać o wszystko - ale nikt nie wmówi mi, że facet nie próbuje, nie zmienia i nie skacze po klimatach. A ja takie coś własnie doceniam najbardziej i niewazne czy to jest Djawadi Co Kebabami Się Dławi, czy Brajan Trailer Tyler, czy Tomek Njutonowy Plumkacz Newman.
Co ciekawe - już teraz po klipach z gry widać że kolejna odskocznią u Tylera w stosunku do przebiegu kariery będzie brzmienie Assasina 4 bo znów dostaniemy rodzynka i nowum u niego, w takim stylu, którego nigdy wczesniej u niego nie słyszeliśmy.
I na koniec fundamentalne pytanie określające mój gust w filmówce i dlaczego lubię słuchać to a tamtego nie - czemu tak nie potrafią się zmienić na jeden score w kompletnie inne brzmienie te wszystkie Silvestry, Elfmany? Skąd i czemu mam brać przyjemność z ich słuchania skoro znam 30 letnie dyskografie tych dwóch panów i wiem że od 10 lat każdy kolejny score dostarczają mi notorycznie taki sam w takim samym przewałkowanym przez nich lepiej stylu wcześniej? Co ma mnie tu zaskoczyć?
Desplat i Tyler znaleźli na to odpowiedź. Newman przy Bondzie i Marigoldzie też znalazł (choć szkoda że tylko tymi dwoma ostatnio). Ale każdy potrafi, ale nie każdemu się chce. A ja mam demokrację, wybór i nie muszę słuchać non stop tych samych prac, tylko mogę sobie w dobie dzisiejszej techniki poskakać po wszystkim co chcę i bardzo szybko zweryfikować czy coś jest warte słuchania dla mnie czy nie.
A że ubolewam powoli że kilku z moich ulubionych kompozytorów na czele z Iwashiro, Hisaishim, Zimmerem, coraz bardziej zaczynają kłaść lagę i piszą non stop to samo? Cóż, za chwilę zatem zostaną wymienieni permanetnie na inny model, tak jak dawno wymienieni zostali Silvestr i Elfman - dwójka która najbardziej mnie znużyła swoją permanentną niezmienialnością i do której mam największy żal za bezpłciowość w ostatnich latach.
Rzekłem.