
Hej pamiętacie skąd w ogóle zainteresowanie muzyką filmową





Super post Koper, właśnie o to mi chodziło, jakąś historię, jakieś wspominki, mniejsza o tytuł, czy kompozytoraKoper pisze:W moim przypadku ciężko powiedzieć. Od dziecka podobały mi się tematy filmowe, zwłaszcza ze spaghetti westernów. Na Jurassic Park poszedłem drugi raz do kina bardziej dla scen z muzyką Johna, niż dla dinozaurów, na kasetach magnetofonowych miałem muzę z "Króla Lwa" czy "Robin Hooda: księcia złodziei" (ale wtedy to mi się bardzo ballada Adamsa podobała i przyznam, ze dlatego kupiłem:D). Aczkolwiek pierwszy score, który mi się pamiętam, że naprawdę podobał to było parę lat wcześniej i był to "Robin of Sherwood" Clannadu, toż z 7 lat miałem wtedy. Aczkolwiek wówczas dostępność muzyki filmowej w jeszcze PRL to żadna była. Gdzieś to potem troszkę zeszło na plan dalszy (pomijając np. kas i jakoś wiele lat później dopiero z pełną świadomością zacząłem sięgać po filmówkę. Chyba stało się to jakoś - aż głupio przyznać - po "The Time Machine" Badelta. Pewnie dlatego, ze chłop mocno się inspirował innymi i mi przypomniał piękne klasyki. I wtedy zacząłem kopać w temacie.
To byl koniec lat 80-tych i poczatek 90-tychkiedyśgrześ pisze: @Agent No i co żeś począł w mrocznych czasach VHS z tym Batmanem, mama dała pięć dych, a płyta była w najbliższym sklepiebo Michał to chyba z racji wieku miał już łatwo
Kaonashi pisze:Bardzo skrótowo, bo mi się nie chce rozpisywać:
Dumka na dwa serca -----> Twierdza -------> reszta
Paweł Stroiński pisze:Potem doceniłem zupełnie inne filmy.
Była to Twierdza.
Jak to nie?I jeszcze Pianista, ale to już nie ekranizacja