mnie to też wystarcza ale chodziło mi o to, że " Lincoln " jest mimo wszystko pracą bardziej różnorodną.Temat z "Angela's Ashes" jest piękny, ale Williams wyłącznie na nim oparł cały score. Więć score to głównie piękny temat i jego wariacje
JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Ale ja też bardzo lubię "Angela's Ashes", użyłem tej pracy tylko dla kontrastu z " Lincolnem ", w którym jest jednak więcej tematów i który jest bardziej różnorodny, bo - jak pisze " Wawrzyniec ":
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Skrót myślowy - po prostu do Prochów Angeli mu daleko w mojej opinii.Paweł Stroiński pisze:No, chyba nie powiesz, że Lincoln NIE MA melodii z prawdziwego zdarzenia? Można mówić o tym score cokolwiek, ale nie to, że nie ma melodii
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9347
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Tu się zgodzę, ale muszę przyznać, że choć Lincoln jest w większości nudny (dużo bardziej wolę War Horse, ale ja akurat je lubię), to ostatnio nie mogę się oderwać od Remembering Willie.
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Są różne gusta, ja się przy " Lincolnie " nie nudzę 
a co do " Remembering Willie " to dziwię się, że wcześniej nie zwróciłem uwagi na ten utwór, a dopiero podczas odsłuchu na CD ...

a co do " Remembering Willie " to dziwię się, że wcześniej nie zwróciłem uwagi na ten utwór, a dopiero podczas odsłuchu na CD ...

Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Dobra, przysiadłem sobie mocniej nad tym całym Linoleum i wnioski są proste:
The People's House
Freedom's Call
The Peterson House and Finale
oraz dla rozluźnienia tego całego patosotrysku Getting Out the Vote
Nic więcej na tej ścieżce zwyczajnie nie ma!
The People's House
Freedom's Call
The Peterson House and Finale
oraz dla rozluźnienia tego całego patosotrysku Getting Out the Vote
Nic więcej na tej ścieżce zwyczajnie nie ma!
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Dla masochistów to są Batmany Zimmera




Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Oho.. Zaczyna się 

Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- muaddib_dw
- Zdobywca Oscara
- Posty: 3237
- Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
- Lokalizacja: Kargowa
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
W Angela's Ashes masz 3 tematy nazwijmy je główne które przewijają się przez film. Zaprezentowane są w pierwszym utworze http://www.youtube.com/watch?v=dv2QSWS8-S0, pierwszy do 2:10, od 2:10 do 3:15 masz temat drugi, natomiast od 3:16 do 4:25 trzeci przepięknie przechodzący w temat pierwszy! Temat drugi cudownie zaprezentowany jest w moim ulubionym utworze Angela's Prayer http://www.youtube.com/watch?v=z1DJC79PDCk - miażdży i łamie mi serce! Obraz zwieńcza dodatkowo nowy 4 temat napisany tylko pod tą scenę Back To America http://www.youtube.com/watch?v=faCwafdnCeU - klasyczny Williams.Wawrzyniec pisze:Kocham, "Angela's Ashes" ale już nie przesadzajmy z nagonką na lisa, tak jak się robi w temacie Desplata nagonkę na mnie. Temat z "Angela's Ashes" jest piękny, ale Williams wyłącznie na nim oparł cały score. Więć score to głównie piękny temat i jego wariacje. Mnie to wystarcza, ale zarzuty o monotnnię są. Ale jako, że mnie mało kto wierzy, to może przekonają Was słowa od elity:
Czy jest mniej różnorodny od Lincolna? Pomiędzy 3 główne motywy mamy wplecione piękne utwory jak ten cudny na harfę http://www.youtube.com/watch?v=Oyd_zibrCv8, na smyczki - najweselszy na płycie (scena roznoszenia poczty), czy fragmenty z elegijną wiolonczelą.
Angela's Ashes stawiam na równi z Schindler's List a czasami w zależności od nastroju nawet wyżej!
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Obejrzałem film i ... hmmm .... dziwny to film ...
wiele naczytałem się o nudzie i o patosie wylewającym się z tego filmu, cóż, ja nie uświadczyłem obu tych przypadłości, a nawet jestem trochę zdziwiony tak niewielką dozą tego drugiego ...
zacznijmy od tego, że nowy film Spielberga nie jest ani filmem biograficznym, anu historycznym, jest filmem zrobionym " ku pokrzepieniu serc "
przejdźmy teraz do aktorstwa i do postaci:
Lincoln ukazany jest jako człowiek zmęczony, człowiek, który bardzo postarzał się podczas pełnienie obowiązków głowy państwa - człowiek przybity ciężarem wojny, ofiar, osobistej straty, problemów rodzinnych - to dziwne, że tak mało jest w tym filmie Lincolna jako głowy państwa, owszem, są spotkania, narady, itp. ale bardziej postrzegamy Go jako męża i ojca, niż prezydenta - z drugiej strony, widzimy człowieka zdeterminowanego, aby osiągnąć zamierzony, założony cel, pomimo ceny, jaką będzie trzeba zań zapłacić - wielu narzeka, że mamy tutaj obraz Lincolna, chodzącego ideału, który nawet oszukuje w piękny sposób, ja przede wszystkim widzę w nim człowieka zmęczonego i wyniszczonego wojną, polityką, decyzjami i osobistymi tragediami, człowieka, który stara się trochę odreagować poprzez swoje, często niesmaczne anegdotki.
Żona Lincolna - ciekawa postać i ciekawa rola, jest bardzo autentyczna, czuć Jej ból i mimo że jest Jej w filmie niewiele to myślę, że Field bardziej zasługuje na Oscara, niż Hathaway
podobnie jest zresztą w przypadku Tommy Lee Jonesa - Jego rola też nie należy do nadmiernie długich ale potrafi On wykorzystać cały swój ekranowy czas i potencjał tkwiący w postaci - Jego przemowy i sposób w jaki obraża swoich rywali z kongresu jest po prostu świetny - zresztą, świetna jest też wspólna scena tych dwóch w.wymienionych postaci, na balu, gdy zona Lincolna, przywdziawszy " maskę " wgniata w ziemię postać graną przez Jonesa, mówiąc, ze nigdy nie będzie On tak kochany, jak Jej mąż.
Jednak ten film nie opiera się tylko i wyłącznie na tym aktorskim trio, wszyscy aktorzy, wszystkie postaci, drugo, trzecioplanowe a nawet dalsi, świetnie radzą sobie z rolą i odnajdują się w tym świecie, w tej konwencji, wszystkie postaci sprawiają wrażenie na prawdę żywych i obecnych - podobnie jest w innych aspektach na które się narzeka: kostiumy, scenografia - owszem, np. " Nędznicy " prezentują się na pewno efektowniej ale oglądając ten film miałem wrażenie sztuczności, przynajmniej w kwestii scenografii, w " Lincolnie " wszystkie miejsca i wnętrza wyglądają realnie, naturalnie, choć jest ich niewiele, natomiast pierwszy raz nie zachwyciły mnie zdjęcia Kamińskiego, może to przez statyczność i kameralny wydźwięk filmu? - o wiele bardziej podobała mi się Jego praca przy " War Horse ".
Film jest mało efektowny, spektakularny, co nie jest wadą, wręcz przeciwnie, ale jest też mało epicki i może dlatego nie zostanie on zapamiętany i doceniony przez większą rzeszę widzów, Spielberg ma też ponownie problem z zakończeniem, które jest trochę nijakie i rozczarowujące ... ale wszystko to film nadrabia świetnym aktorstwem, realizmem świata przedstawionego i zamieszkujących, zaludniających go postaci i świetnym technicznym wykonaniem.
Muzyka w filmie ... niewiele tego ... najbardziej pamiętam utwory tradycyjne, nie Williamsa, a z muzyki Big Johna tylko " Remembering Willie " oraz " End Tittle ", który Williams ponownie stworzył do filmu Spielberga, z czego się oczywiście bardzo cieszę.
wiele naczytałem się o nudzie i o patosie wylewającym się z tego filmu, cóż, ja nie uświadczyłem obu tych przypadłości, a nawet jestem trochę zdziwiony tak niewielką dozą tego drugiego ...
zacznijmy od tego, że nowy film Spielberga nie jest ani filmem biograficznym, anu historycznym, jest filmem zrobionym " ku pokrzepieniu serc "
przejdźmy teraz do aktorstwa i do postaci:
Lincoln ukazany jest jako człowiek zmęczony, człowiek, który bardzo postarzał się podczas pełnienie obowiązków głowy państwa - człowiek przybity ciężarem wojny, ofiar, osobistej straty, problemów rodzinnych - to dziwne, że tak mało jest w tym filmie Lincolna jako głowy państwa, owszem, są spotkania, narady, itp. ale bardziej postrzegamy Go jako męża i ojca, niż prezydenta - z drugiej strony, widzimy człowieka zdeterminowanego, aby osiągnąć zamierzony, założony cel, pomimo ceny, jaką będzie trzeba zań zapłacić - wielu narzeka, że mamy tutaj obraz Lincolna, chodzącego ideału, który nawet oszukuje w piękny sposób, ja przede wszystkim widzę w nim człowieka zmęczonego i wyniszczonego wojną, polityką, decyzjami i osobistymi tragediami, człowieka, który stara się trochę odreagować poprzez swoje, często niesmaczne anegdotki.
Żona Lincolna - ciekawa postać i ciekawa rola, jest bardzo autentyczna, czuć Jej ból i mimo że jest Jej w filmie niewiele to myślę, że Field bardziej zasługuje na Oscara, niż Hathaway
podobnie jest zresztą w przypadku Tommy Lee Jonesa - Jego rola też nie należy do nadmiernie długich ale potrafi On wykorzystać cały swój ekranowy czas i potencjał tkwiący w postaci - Jego przemowy i sposób w jaki obraża swoich rywali z kongresu jest po prostu świetny - zresztą, świetna jest też wspólna scena tych dwóch w.wymienionych postaci, na balu, gdy zona Lincolna, przywdziawszy " maskę " wgniata w ziemię postać graną przez Jonesa, mówiąc, ze nigdy nie będzie On tak kochany, jak Jej mąż.
Jednak ten film nie opiera się tylko i wyłącznie na tym aktorskim trio, wszyscy aktorzy, wszystkie postaci, drugo, trzecioplanowe a nawet dalsi, świetnie radzą sobie z rolą i odnajdują się w tym świecie, w tej konwencji, wszystkie postaci sprawiają wrażenie na prawdę żywych i obecnych - podobnie jest w innych aspektach na które się narzeka: kostiumy, scenografia - owszem, np. " Nędznicy " prezentują się na pewno efektowniej ale oglądając ten film miałem wrażenie sztuczności, przynajmniej w kwestii scenografii, w " Lincolnie " wszystkie miejsca i wnętrza wyglądają realnie, naturalnie, choć jest ich niewiele, natomiast pierwszy raz nie zachwyciły mnie zdjęcia Kamińskiego, może to przez statyczność i kameralny wydźwięk filmu? - o wiele bardziej podobała mi się Jego praca przy " War Horse ".
Film jest mało efektowny, spektakularny, co nie jest wadą, wręcz przeciwnie, ale jest też mało epicki i może dlatego nie zostanie on zapamiętany i doceniony przez większą rzeszę widzów, Spielberg ma też ponownie problem z zakończeniem, które jest trochę nijakie i rozczarowujące ... ale wszystko to film nadrabia świetnym aktorstwem, realizmem świata przedstawionego i zamieszkujących, zaludniających go postaci i świetnym technicznym wykonaniem.
Muzyka w filmie ... niewiele tego ... najbardziej pamiętam utwory tradycyjne, nie Williamsa, a z muzyki Big Johna tylko " Remembering Willie " oraz " End Tittle ", który Williams ponownie stworzył do filmu Spielberga, z czego się oczywiście bardzo cieszę.
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
na Soundtracks.pl będzie artykuł o muzie z Lincolna specjalnie dla Lisa 

#FUCKVINYL
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Artykuł o leczeniu bezsenności?
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9347
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Ja sam planuję zrobić porównanie Lincolna i Amistad. Zresztą, zachęcił mnie do tego Olek.Adam pisze:na Soundtracks.pl będzie artykuł o muzie z Lincolna specjalnie dla Lisa
- lis23
- + Ludvig van Beethoven +
- Posty: 14342
- Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
- Lokalizacja: Sosnowiec
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Z chęcią przeczytam oba tekstyPaweł Stroiński pisze:Ja sam planuję zrobić porównanie Lincolna i Amistad. Zresztą, zachęcił mnie do tego Olek.Adam pisze:na Soundtracks.pl będzie artykuł o muzie z Lincolna specjalnie dla Lisa

w sumie zastanawia mnie jedno: gdy wypłynął stosunkowo krótki czas trwania płyty byłem zły, że będzie jej tak mało ale w samym filmie jest jej masakrycznie mało ... zastanawiam się więc, czy reszta muzyki powstała tylko na album?.
Tylko On, Williams John 
Tylko on, Elton John


Tylko on, Elton John


- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9347
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: JOHN WILLIAMS - LINCOLN (2012)
Elegy i Freedom's Call na pewno. Zapewne także With Malice Towards None, bo to było ze sceny bodaj pierwszej inauguracji Lincolna, którą Spielberg zakończył film.