I tu jest pies pogrzebany. Ta dyskusja skazana jest na wymianę ciosów i pojedynek "Pumpin vs. Hambitność".
Dlatego też ciężko jest mi argumentować, gdyż nie przepadając za stylem Marianellego i Desplata jestem automatycznie spychany do sektora "pumpinowców". I dlatego też nie wiem czy moja argumentacja zostanie przyjęta, ale ja np. w przeciwieństwie do Marka oceniam bardzo negatywnie wkład Desplata i Marianelliego do muzyki filmowej. Wręcz mogę napisać, że oceniam podobnie krytycznie jak on wkład RCP. Gdyż tak jedna grupa zaszufladkowała muzykę akcji po jednej stronie, tak druga grupa zaszufladkowała dramaty i wszystko z kategorii tzw. szeroko-pojętej muzyki ambitnej.
Przynajmniej ja odczuwam, że po obu stronach rządzi temp-track. I nie twierdzę, że ja miłuję się tylko w pumpinie i muzyki akcji, ale też wiem, że teraz na takie ścieżki jak "Angela's Ashes", "Memoirs of a Geisha" czy "Legends of the Fall" nie mam co liczyć. Jak teraz ktoś kręci dramat, melodramat, czy jakiś film "poważny", "zaangażowany" co ja wiem, to właśnie wychodzi z założenia, że europejski kompozytor z europejską muzyką nada jej jeszcze większą powagę, szlachetność i doda filmowi parę procent do IQ.
Nigdy nie napisałbym, że Marianelli czy Desplat się skończyli, są cieniasami itd. ale nigdy nie mogłem się przekonać do ich powściągliwego stylu ilustrowania filmów. I niestety tak jak wraz z pojawiającym się blockbusterem wiadomo jaki typ muzyki na nas czeka, tak samo w przypadku, dramatów, filmów historycznych, kostiumowych, też niestety już wiem co mnie czeka.
"Anna Karenina" to będzie tradycyjnie bardzo ładny, piękne napisany score, posiadające wszystkie elementy i wskazania, aby móc mówić o sztuce, tylko czy coś wniesie do muzyki filmowej, będzie dalej za parę lat pamiętany. Czas pokaże, ale ja szczerze wątpię.