...muzyka filmowa to dama lekkich obyczajów, która daje każdemu i w każdej sytuacji. Poza aparycją i ilością noszonych chorób wenerycznych należałoby więc skupić się dodatkowo na innych aspektach tego gatunku.
No ale nie róbmy rabanu, że jest to tylko i li wyłącznie robienie kasy. Zarzynanie Czajkowskiego i Bacha na koncertach w filharmoniach, kościołach i halach ocynowni też jest trzepaniem kasy i nikt jakoś się nie buntuje w tej kwestii.
Demonizujesz także spychając ten gatunek do zwykłego doświadczenia filmowego. Jeżeli pierdząca w tle jakiegoś obrazu muzyka inspiruje do wylewności na jej temat, to czemu o tym nie mówić? Owszem, 99% pojawiających się na rynku soundtracków to trzepanie kasy. I co z tego? A filmy to po co się robi? By pieścić wyniosłe ideały sztuki?

A wracając do tematu.
Tak, kupię Spajdermena choćby nawet z dupy była ta muzyka. Kupię, bo jestem fanbojem Hornera.
