Świetne to Avengers, jest czad

No i tyle by było o albumie z piosenkami

Przejdźmy lepiej do scoru.
Przesłuchałem i jest dokładnie tak, jak byłem na to przygotowany. Alanowi starczyło wyobraźni i zapału na 2 utwory, "Helicarrier" i "The Avengers", co do reszty, to nic tylko wygarnąć, ale to już było... Ileż można wałkować te same marszowe orkiestralne rozwiązania, zero oryginalności i świeżości, ale mniejsza o to. Liczyłem tu przede wszystkim na mocną przygodową, symfoniczną muzykę akcji, której to już Kapitan miał sporo do zaoferowania. Tutaj nawet ta, w stosunku do poprzedniej komiksowej pracy Alana, wypada słabiej i mniej ciekawie. Do pędzących na złamanie karku, epickich "Kruger chase","Hydra train", "Motorcycle mayhem", "Invasion" czy "Flight on the flight deck", tutejszym reprezentantom action scoru sporo brakuje, a underscore w nich zawarty tylko przechyla szalę na stronę Kapitana, gdzie od pierwszej do ostatniej sekundy mieliśmy czystą akcję, a nie jakieś zmiany nastrojów, zwalniające wstawki czy zbyteczną elektronikę, jak to ma miejsce w Avengers. Jedynie "I Got a Ride" i "A Little Help" się tu wybijają, choć i te, jak cała reszta są strasznie przewidywalne. Temat przewodni fajny, choć za mało wyeksploatowany, a szkoda, bo tam gdzie był, dodawał nieco werwy, przygody i świeżości. Do tego parę lepszych utworów i fragmentów, ale jak na jeden z najgorętszych tytułów roku, rozczarowanie jest tu spore, acz mimo wszystko spodziewane. Muzyka nie porywa i nie angażuje, a większe emocje wzbudzają we mnie fakty z życia zawodowego uczestników familiady

Szkoda, że Powell czy Giacchino tego nie zrobili, a tu tak jak w przypadku Kapitana, kolejna zaprzepaszczona szansa, na coś więcej, niż tylko kolejne solidne rzemiosło.
3/5.