O, ale my tutaj staramy się prowadzić jakąś dyskusję, może ostrą, ale jednak podpartą jakimiś stwierdzeniami, a nie jałowymi "bo tak", a tutaj otrzymujemy najgorszy z możliwych ataków, czyli porównanie do PiSu, Macierewicza i Tupolewa.

A i akurat ja na demonstracji nie będę, gdyż już dawna kolaboruję ze największym z możliwych wrogów.
Ja nie mam problemu ze wszystkimi re-recami. Gdyż rozumiem ich sens, kiedy dany materiał zaginął, lub się całkowicie nie nadaje do odtworzenia. Ale takie re-reci Zimmera to już totalne nieporozumienie. Nie dość, że wypada to źle, to potem jeszcze służy to jako pretekst to krytykowania Zimmera, że stworzył taki score, którego jak się podrobi to słabo wypada. Proszę jak to nie zasługiwało na reakcję to co? Tylko czekać, aż się pojawi re-rec "Blade Runnera" i padną zarzuty w stronę Vangelisa, że po skopiowaniu to słabo wypada.
Plus dochodzi drugi ważny aspekt, o którym Paweł wspomniał i który mnie zmusił do działania. Czyli tworzenie re-reców, tym pracom, które najmniej tego potrzebują, patrz "Star Wars". I ja się absolutnie zgadzam, że soundtrack to taka fajna pamiątka związana z danym filmem. I tak też w mojej kolekcji jakieś 80% soundtracków pochodzi z filmów, które lubię, a żaden nie pochodzi z filmu, którego nie widziałem. I tak też ja moje pierwsze soundtracki, ze "Star Wars", "Gladiatora" kupowałem, jako pamiątkę z filmu, aby móc poczuć w domu trochę magii z kina.
I chyba takie same intencje kierowały, a może kierują Turka w związku z "Conanem"?
Przy czym dla mnie właśnie ten kontekst filmowy pozostaje bardzo ważny. I dlatego też remasterowanie "Star Warsów" uważam za głupotę i rzecz niepotrzebną. Przecież ta muzyka lepiej się spisywać w filmie nie może i dlatego też taką właśnie otrzymujemy na płytach.
Po co poprawiać geniusz, po co majstrować, tam gdzie nie ma potrzeby.
