Oczywiście używasz swojej inteligencji i umiejętności prawniczych, aby postawić mnie w sytuacji z której się nie wybronię.Marek Łach pisze:No ale co to niby znaczy "najlepsze"? Najbardziej słuchalne? Najbardziej tematyczne? Najlepiej zapamiętywane po seansie? Najambitniejsze technicznie? Powiesz pewnie, że "najlepsze" to wypadkowa tych różnych czynników, w tym oryginalności. Ale jak taką wypadkową liczyć? Bo dla jednego będzie najważniejsze, że score porywająco wypada w filmie, a dla innego, że jest innowacyjny. Nie rozumiem, czemu Akademicy nie mieliby prawa uznać, że decydującym kryterium przy określeniu "Najlepszy" jest kryterium oryginalności, na drugim miejscu oddziaływania w filmie, a potem dopiero kryterium słuchalności, tematyczności etc. Zabronimy im tego? Na jakiej niby podstawie uważamy, że jeśli my uznajemy inną kolejność tych kryteriów, to mamy więcej racji i lepiej rozumiemy określenie "najlepszy"?

Akurat ja do muzyki do "The Social Network" nic nie mam i mi się praca Reznora i Rossa podoba. I Oscara i Globa bym i nie żałował, gdyby nie wygrali z "Inception" i "How To Train Your Dragon", które zdecydowanie bardziej na tę nagrodę zasługiwały.Marek Łach pisze:A jeśli wziąć pod uwagę, że według Akademików Rahman był bardzo oryginalny i bardzo dobrze wypadał w filmie, to czy to za mało, żeby dać mu nagrodę, czy chociaż nominację? Można wyśmiewać Oscary dla Santaolalli, bo jego muzyka była ogólnie niewiele warta, ale Rahman czy nawet zeszłoroczny The Social Network to wybory, z których Akademia może się spokojnie wybronić (i nawet ja, nie tolerując TSN, przyjmuję to do wiadomości).
Oczywiście, że Rahmana można wybronić i Ty to zręcznie czynisz. I choć nie lubię rzeczy letnich, wolę, aby coś było, albo gorące, albo lodowate, to jednak według mnie oscarowa ścieżka nie powinna budzić aż tak bardzo negatywnych emocji, wynikających z tego, że Akademia poszła za bardzo za modą i oryginalnością. Fascynacja orientem, a tym bardziej dzięki wielkiemu znaczeniu w świecie Indie interesują jak mało który kraj. I tak też jest z tą muzyką, która niestety różni się od klasycznych chińskich, czy japońskich, a nawet arabskich kompozycji, że ciężko ją uznać za muzykę klasyczną, poważną itd. To taka, jak napisałem muzyczna na imprezę i to niestety też w remizie strażackiej. Według mnie tą nagrodą Akademia chciała się bardziej otworzyć i na pewno teraz wiele osób się może pochwalić, że słucha oscarowej muzyki, gdyż "Slumdog Millionaire" to także jeżeli chodzi o sprzedaż płyt, sukces kasowy, ale tutaj wtedy pojawia się naturalnie kolejne pytanie, czy nagradzamy popularność, czy jakość?
Ale dobrze obaj wiemy, że tę dyskusję możemy tak ciągnąć i odbijać piłeczkę. Ale do tych wszystkich teorii, argumentów, za i przeciw, dochodzą jeszcze subiektywne odczucia. I tak też ja np. który nie cierpię Bollywoodu i tego typu muzyki, tak samo nie mogłem jej zdzierżyć na płycie jak i w filmie. Przy czym nie jestem osamotniony, gdyż za nim sam ujrzałem film, widziała go moja rodzina, która akurat nie podziela moich filmowo-muzycznych zainteresowań. I jak ich się zapytałem o film i muzykę to powiedzieli, że taka bajka z hinduskim disco w tle, ale żeby film jak i muzyka były warte Oscarów to już nie rozumieją.
Chociaż pewnie i tak te całe moje dywagacje trafi szlak, kiedy Oscara zgarnie "Artysta", czyli score będący o 180 stopni przeciwieństwem "Slumdog Millionaire", gdyż nie dość, że za grosz w nim oryginalności, to ani on popularny, ani na dyskotekach go nie puszczają. I w nagrodzeniu "Artysty" odczytałbym jako utęsknione wołanie Akademii, za score'ami, które już nie wrócą.
ale po za suchymi faktami i teoriami dochodzą jeszcze subiektywne odczucia. I dla mnie