ravaell pisze:Giacchina przede wszystkim chce się słuchać! Pięknie jest wstać któregoś poranka, zaparzyć herbatę i umilić sobie dzień "Odlotem".

ravaell pisze:Giacchina przede wszystkim chce się słuchać! Pięknie jest wstać któregoś poranka, zaparzyć herbatę i umilić sobie dzień "Odlotem".
Bogactwo dźwięków- co to w ogólę znaczy? A Rahman nie pokazał tego łącząc rap i popowym głosem, etnicznym scorem z bollywoodu&hollywoodu ? Nie uchwycił nastrój przygody bohaterów? Podwórkowe granie?Desplat wykazał się przy tym filmie niesamowitym talentem, bogactwem dźwięków, uchwycił nastrój poszczególnych epok, włożył dużo więcej pracy niż Rahman ze swoim podwórkowym graniem i uzyskał lepszą muzykę
Nie chcę się chwalić, ale to ja umilam sobie dzień odlotem, a nie hp_gofTemplar pisze:ravaell pisze:hp_gof pisze:Giacchina przede wszystkim chce się słuchać! Pięknie jest wstać któregoś poranka, zaparzyć herbatę i umilić sobie dzień "Odlotem".
Aj, wybacz, nie zauważyłem znaczników z hp_gofem, już poprawiłemravaell pisze:Nie chcę się chwalić, ale to ja umilam sobie dzień odlotem, a nie hp_gof![]()
A obrazek mega
hp_gof pisze:Ostatni "sprawiedliwy" wg mnie wybór to była bodajże Pokuta.
No nareszcie!!! Stanąłem na wysokości zadaniaczoug pisze:harry potterze z goblet of fire; jesteś fanbojem:
Nie lubię eksperymentów takich jakie tworzy np. Rahman. Oczywiście musiałem posłużyć się jakimś przykładem. No więc skupiłem się na dwóch największych konkurentach z tamtego 2008/2009? roku. Poza tym to jest temat Desplata, więc jak najbardziej będę tu wznosił na piedestał właśnie tego kompozytorahp_gof pisze:Ja mam wrażenie, że ostatnio nagradza się na Oscarach chwytliwą, komercyjną, popową, "nowoczesną" tandetę, zamiast docenić twórców genialnie władających orkiestrą. Ostatni "sprawiedliwy" wg mnie wybór to była bodajże Pokuta. Przy okazji, jak wspominam zwycięstwo Santaolalli nad Williamsowską Gejszą, to mi się niedobrze robi...
hp_gof pisze:I co mi zrobisz?
Spokojnie Panowie, proszę się nie kłócić. Ja Was pogodzę. Zarówno "Slumdog Millionaire" jak i "King's Speach" to słabe score'y, które nigdy w życiu nie powinny być nominowane do Oscara. Hough.Koper pisze:Brzdękany? Brzdękany to był Desplat i jego "King's Speach", nominowany siłą rozpędu filmu.Alexandre chciałby tak oddziaływać w filmach jak Rahman w Slumdogu
Sherlock wcale nie lepszy z tą swoją nominacjąWawrzyniec pisze:Spokojnie Panowie, proszę się nie kłócić. Ja Was pogodzę. Zarówno "Slumdog Millionaire" jak i "King's Speach" to słabe score'y, które nigdy w życiu nie powinny być nominowane do Oscara. Hough.![]()
Niby za co? Za nic.Wawrzyniec pisze:A możecie spokojnie mi wypominać "Sherlocka Holmesa". Dzięki portalowi filmmusic.pl przekonałem się, że to wartościowa muzyka i słusznie zgarnęła nominację.
Świetnie działa w filmie - i to lepiej od Incepcji i, tym bardziej, Sherlocka. A jak się słucha na płycie - gusta. Ale to nie jest banalne disco.Wawrzyniec pisze:Co tam, że to muzyka rodem z remizowej imprezy, ale jest nowa i taki był główny argument recenzentów.
Ciekawe czemu.j.w. pisze:Szkoda tylko, że nikt mnie nie słuchał wtedy i dalej nie słucha.
Proszę Cię... King's Speech genialnie oddziałujące... Czoug ma rację, jesteś fanbojem.hp_gof pisze:"King's Speech" genialnie oddziaływał w filmie. Tam każdy dźwięk pianina symbolizował niemożność swobodnego wypowiadania się króla, a muzyka świetnie uzupełniała się z kreacją aktorską Colina, dobitnie ją podkreślając, a nie zagłuszając. TO jest majstersztyk! Jak mam do wyboru Slumdoga i Buttona (bo rozważajmy nominowanych w tym samym roku głównych konkurentów) to stawiam na ButtonaDesplat wykazał się przy tym filmie niesamowitym talentem, bogactwem dźwięków, uchwycił nastrój poszczególnych epok, włożył dużo więcej pracy niż Rahman ze swoim podwórkowym graniem i uzyskał lepszą muzykę. Zwycięstwo Rahmana opierało się wyłącznie na sukcesie filmu i dobrym dopasowaniu do filmu. Ale ani ilościowo ani jakościowo muzyka do Slumdoga mnie nie powala. Ot, chwytliwe melodyjki. Żadnego kunsztu. W przeciwieństwie do wielowarstwowości i wieloznaczeniowości muzyki do Buttona. A ch** mnie obchodzi, że główny bohater był przezroczysty! Ja mam wrażenie, że ostatnio nagradza się na Oscarach chwytliwą, komercyjną, popową, "nowoczesną" tandetę, zamiast docenić twórców genialnie władających orkiestrą. Ostatni "sprawiedliwy" wg mnie wybór to była bodajże Pokuta. Przy okazji, jak wspominam zwycięstwo Santaolalli nad Williamsowską Gejszą, to mi się niedobrze robi...
Zdania nie zmienięKoper pisze: Proszę Cię... King's Speech genialnie oddziałujące...
Przy ośmiu score'ach w ciągu roku nie ma czasu na samodzielne orkiestrowanie wszystkiego, tylko jest czas na komponowanieKoper pisze:PS: Widzę, że Desplatowi "Idy marcowe" to już 4 kolesi musiało orkiestrować. Niedługo dogoni Kamena w "Robin Hoodzie"
A mi druga połowa "Undercurrents" ze "Stawką większą niż życie".hp_gof pisze:A zmieniając temat, "Behind the Flag" kojarzy mi się z Williamsem. To przez te filmy wojenne Spielberga pewnie...