Jak to zwykle bywa w potyczce między fanbojami i hejterami, prawda jest gdzieś pośrodku

Tak jak podejrzewałem, wszyscy rzucą się na deluxa i od ogromu miny im zrzędną, a szkoda, bo muza na pewno zasługuje na danie jej szansy, a tak rozszerzona wersja tej muzyki już na samo dzień dobry trochę ją krzywdzi. Nareszcie Tyler jakiego chce się słuchać, rzecz jasna najlepsza jego praca w tym roku, najlepsza co najmniej od czasu Żółwi, ogólnie jego ścisła czołówka filmowych scorów. Doprawdy potężna muza i wpisuje się gdzieś na półkę najbardziej epickich scorów fantasy ostatnich lat, gdzie prym wiódł JNH (Fantastyczne Bestie, Maleficent) i Marco (Gods of Egypt, Seventh Son), a swoim rozmachem i gabarytami nawet je przewyższająca. W sumie jest wszystko co być powinno, klimat, tematy, akcja, liryka, underscore i w sumie wszystko to można pochwalić, ale i mieć tu i ówdzie zastrzeżenia. Dwa główne tematy naprawdę spoko, choć Brian mógł częściej brać je w obroty. Ich poziom jest dobry, acz niczym szczególnym i oryginalnym nie są, nawet na filmówkę ostatniego czasu, takie otwierające "Mummy", Ottman w Apoclaypse "The Transference" robił większe wrażenie. Liryka której nie jestem fanem u Tylera, licha i mało charakterystyczna i czegoś na kształt "Bek And Zaya's Theme" z "Gods" Beltramiego próżno tu szukać, choć nie o liryczne uniesienia tu chodzi. Akcja naprawdę mocna i na bogato (Concourse of the Undead, Forward Momentum, Chaos, Mayhem, Destruction), ale znów na przykładzie Gods, chciałoby się też coś w stylu "Snakes on a Plain" czy "Obelisk Fight Part 1". Klimat kojarzący się nam z Egiptem jest, tutaj również chciało by się więcej etniki i w głównej mierze jest to ten sam symfoniczny Tyler z Thora 2, Into the Storm czy nawet wcześniejszy (Alien vs Predator 2, Timeline), tyle, że o bardziej zaawansowanych technikaliach i orkiestracjach i ta agresywna, horrorowa muza, a nawet sam undescore robi naprawdę spore wrażenie i pisaniem takiej ilości muzy na takim poziomie z tyloma smaczkami Brian naprawdę mnie tu zaskoczył, słychać, że miał tu sporo czasu, swobody i zapału, jakiego przy odcinaniu kuponów od kolejnych części swoich hitów, od lat mi u niego brakowało. Po mojemu Tyler dał tu z siebie wszystko i nie wiem co miałby jeszcze pokazać, żeby przekonać do swojej pracy.
Leci mocna czwóreczka, choć wydania jak to u Tylera pozostawiają wiele do życzenia i to dwugodzinne, od którego może pęknąć głowa, będzie niestety lepsze, bo z tego co patrzę selekcja na płytę jest już nie najlepsza. Szkoda, tylko, że z tego co czytam tak to zostało potraktowane w filmie i podzielam zdenerwowanie Adama, po co pisać tyle takiej muzy skoro ostatecznie jest ona zepchnięta do roli tła, nic dziwnego, że co niektóre ścieżki brzmią jak brzmią, skoro i tak będą później robić za tapetę...